Ale nie mogłem znaleźć wystarczająco namiętnych, pełnych rozmachu słów, które naprawdę mogłyby przechylić jej wewnętrzną szalę na moją korzyść. Może dlatego, że było między nami zbyt wiele przeszłości, która nie obiecywała jej przyszłości. Może dlatego, że stałem się zbyt wielkim pisarzem, żeby napisać coś, co wychodzi z mojego serca i trafia bezpośrednio do niej. A może dlatego, że tu prawdziwą historią nie jest ta o mężczyźnie, który musi udobruchać żonę, bojąc się, że ją straci, ale o mężczyźnie, który zbyt późno zrozumiał, że już ją stracił.

Pisarz i główny bohater tej książki – wydanej przez Wydawnictwo Pauza i przetłumaczonej przez Anna Halbersztat – odpowiada na pytania internautów. Przyznaje: „To miał być tylko wywiad i nic więcej, ale powoli – najwyraźniej inaczej nie potrafię – zamieniam to w opowieść”. Czy jego historie pochodzą z życia samego Eshkola Nevo? Odpowiedzią mogą być słowa: „Niektóre rzeczy, które tu ujawniłem, rzeczywiście przydarzyły się mnie. Niektórych śmiertelnie się boję, że mi się przydadzą. O niektórych marzę, żeby mi się przydarzyły”. W każdym razie historie te bywają bardzo interesujące, życiowe, pouczające.

Jak przewijająca się przez całą książkę opowieść o małżeństwie pisarza. Zakochana w nim własna żona twierdzi, że musi oddalić się od niego, by przypomnieć sobie, kim jest; on zakochany w niej porównuje ich związek do zszywacza bez zszywek. Jego najstarsza córka ma mu za złe, że wziął prywatną opowieść z jej życia i przerobił; i nawet jeśli zorientowała się w tym tylko ona – bardzo ją zawiódł. Do tego jeden z jego przyjaciół zaginął, drugi walczy z ciężką chorobą. On sam ma kłopot z dystymią: „człowiek z depresją już stracił nadzieję na odczuwanie i pogrążył się w mroku rezygnacji. Osoba z dystymią rozpaczliwie zaś szuka, nawet we śnie, zbawienia”.

Choć umie ciekawie uczyć („Możecie wysłać delegację do Izraela i przywieźć izraelskie mózgi, by wam doradzały, wszystko pięknie i ładnie, ale jak długo będziecie tu mieć tylko jedną partię i tylko jedną gazetę, nigdy nie będziecie mogli być naprawdę oryginalni. Rozumiesz? Kreatywność potrzebuje wolności”), sam przyswaja naukę życiową również na własnych błędach i w niełatwych okolicznościach.

U Eshkola Nevo uwagę przykuwają też postacie „żyjące” na ledwie kilku stronach. Wśród nich Szmuel chorujący na raka. Lekarze dawali mu kilka miesięcy życia. Córka doradziła mu, by spróbował pisać, zaczął chodzić na warsztaty pisarskie… Są arabski kierowca taksówki o imieniu Mordechaj i wdowa z żydowskiego osiedla na terytorium Autonomii Palestyńskiej. Spotkania z nimi sprawiają, że główny bohater widzi więcej.

Autor umiejętnie żongluje nastrojem Czytelniczki/Czytelnika. Trudno nie śmiać się z próby przerobienia jednej z książek bohatera tej powieści na język filmowy. Albo przy wątku gubienia przez niego książki o Zagładzie – swoją drogą ta historia wydaje się świetną metaforą próby nie życia tylko przeszłością.

Można wzruszyć się postacią babci, do której Autor wysłał pocztówkę w jej rodzinnego miasta („Napisałem babci, że w lobby mojego hotelu podają do herbaty kremówki. A wczoraj w wyszukanej restauracji pierwszym daniem był rosół z kreplech. I mimo że nie znalazłem jej domu, wszystko w Warszawie przypomina mi o niej”). Przytuleniem się chłopca, który stracił ojca. Kilimami, które zrobiła ciotka Noa – Autor próbuje je zrozumieć i… zatańczyć. Zaś dla sprawienia radości swojemu teściowi jest gotów nielegalnie przemycić się do Syrii. A gdy pada pytanie o Lewiego Eszkola, premiera Izraela w latach 1963-1969 i prawdziwego dziadka Eshkola Nevo, twórca Ostatniego wywiadu odpowiada, że zostawił mu on… kostki cukru.

Izraelski pisarz potrafi zainteresować też narracją o tworzeniu opowieści – jest przecież cenionym powieściopisarzem i wykładowcą twórczego pisania. O tym, czym jest konflikt i rozwój konfliktu, fabuła i punkt zwrotny w fabule umie opowiedzieć przykładem zaczynającym od zdania „Żona właściciela hostelu w Puerto Viejo” – a potem dokłada do niego kolejną zaskakującą linijkę. Podkreśla, że jeśli nie będzie pisał, nie będzie miał gdzie umieścić swoich wspomnień. Według niego warto, by bohaterowie mówili językiem, który jest dla nich naturalny. I że na tym polega piękno literatury, że z każdym kolejnym czytaniem jest w pewien sposób pisana na nowo. „Czasami jedno zdanie jest lepsze niż dziesiątki bezsensownych stron. Dlatego, nawiasem mówiąc, zazdroszczę poetom” – przyznaje główny bohater Ostatniego wywiadu.

Eshkol Nevo proponuje zanurzenie się w literackim morzu z wieloma dopływami.

Pamiętam pewną noc, nocowaliśmy w piwnicy domu Hagaja Carmelego w Ramot, czterech dobrych przyjaciół, a każdy z nich opowiadał swoja fantazję. Ja mówiłem ostatni, a gdy dotarłem do końca mojej historii, wszyscy już spali, poza Arim, który zanim w końcu zasunął worek śpiwora, powiedział sennym głosem: „Brachu, myślę, że zostaniesz pisarzem. Ale musisz się jeszcze nauczyć, kiedy postawić kropkę”.

Rafał Kowalski

Eshkol Nevo, Ostatni wywiad, Wydawnictwo Pauza 2022, s. 432