Good Friday in Jerusalem. Medieval Byznatine Chant from the Church of Holy Sepulchre
Capella Romana, Alexander Lingas – direction
Cappella Romana, CR413-CD, 2015, TT: 74’38”
Many people think that the tradition is dying out. As long as Cappella Romana continues its activities, there is hope
Przeszłość stanowi wyzwanie dla artystów. Jeden z historyków napisał: „Historycy ostrzegają, że przeszłość rozszerza się w zastraszającym tempie”. Chociaż możemy się uśmiechać, słysząc ten żart, to jednak widmo „ciągle rozszerzającej się przeszłości” naprawdę zabiera muzykom sen z powiek.
Od czasu Beethovena każdy kompozytor musiał borykać się z problemem oryginalności. Kiedyś nie martwiono się tym aż tak bardzo. Nawet najlepsi kompozytorzy bez pardonu „pożyczali” od siebie albo od innych melodie i całe utwory (vide niedawna recenzja Pasji Łukaszowej C.P.E. Bacha/Homiliusa). Taki Handel lub Haydn mogli spokojnie napisać 49 oper lub 106 symfonii bez mrugnięcia okiem. Wraz z Beethovenem pojawiła się chęć stworzenia zawsze czegoś przełomowego, a także towarzysząca temu samoświadomość własnego miejsca w historii. Dlatego dla współczesnych kompozytorów historia bywa co najwyżej trampoliną, od której chcą się odbić, by poszybować we własną przestrzeń.
Trochę inaczej wygląda to u wykonawców. Przeszłość też nastręcza im trudności, ale są one nieco inne. Szczególnie czują je wykonawcy muzyki dawnej, specjalizujący się w wykonawstwie historycznym, tj. takim, które ma na celu jak najwierniejsze odwzorowanie muzycznego oryginału. Oczywiście to „odwzorowanie” jest mniej lub bardziej hipotetyczne, bo przecież wiedzę czerpie się jedynie z nut, książek lub muzycznych traktatów, a nie z nagrań. Nikt wszakże w średniowieczu nie rejestrował muzyki.
Im dalej spoglądają artyści w przeszłość, tym większe napotykają trudności. Odcięci przez wieki od kulturowego środowiska kompozytorów, których dzieła wskrzeszają, zadają bardzo rozsądne pytanie: „Jak wtedy brzmiała ta muzyka?”. Natomiast wykonawcy grający muzykę nowszą, skupiają się głównie na technice i interpretacji. Wielu artystów podejmuje te wysiłki, aby głębiej zrozumieć uprawianą muzykę i jej kontekst. Często ta podróż w odległe wieki zamienia się w coś w rodzaju idée fixe.
Aby muzyka dawna nie stała się muzeum dźwięków woskowych, musi żyć. Ale przecież muzyka to język i umiera wraz z tymi, którzy nim mówili. Istoty martwej nie da się ożywić, martwy język da się ale tylko „laboratoryjnie”, na uczelniach, przez garstkę zakręconych lingwistów. Nawet gdyby cała kultura zgodziła się ożywić język i uczynić go swoim własnym, to i tak byłaby po prostu „kulturą, która zdecydowała się ożywić język starszej kultury, która już nie istnieje”.
Podobnie, aby język muzyczny był żywy, musi być nadal aktywnym środkiem komunikacji między żywymi ludźmi; medium, w którym kompozytor, wykonawca i słuchacz instynktownie rozumieją się wzajemnie. Nie oznacza to, że żywy język muzyczny wymaga, abyśmy słuchali tylko dzieł żyjących kompozytorów; nie jest to bardziej prawdziwe niż stwierdzenie, że żywy język wymaga, abyśmy czytali tylko dzieła żyjących pisarzy. Jednak podobnie jak w przypadku języka mówionego konieczne jest, aby istnieli żyjący artyści, których każdy instynktownie rozumie, i aby ci żyjący artyści mieli zdolność rozmawiania na równi z umarłymi jak i żywymi. Kiedy ten proces z jakiegoś powodu zanika, język muzyczny umiera.
To o czym mówimy to fenomen tradycji muzycznej. Jaroslav Pelikan zauważył, że „Tradycja jest żywą wiarą zmarłych” (The Vindication of Tradition). Tradycja jest zjawiskiem, które istnieje w nieprzerwanym kontinuum między przeszłością a teraźniejszością, między żywymi a martwymi. Zauważył to Igor Strawiński w jednym ze swoich wykładów na Harvardzie:
Prawdziwa tradycja nie jest reliktem przeszłości, która odeszła bezpowrotnie; to żywotna siła, która ożywia i kształtuje teraźniejszość […] Tradycja, daleka od powtarzania tego, co było, zakłada realność tego, co trwa. Jawi się jako dziedzictwo, które istnieje, pod warunkiem, że przynosi owoce […]. (The Poetics of Music, 56).
Ten zapewne przydługi wstęp powstał po to, aby odnieść się do wybitnej płyty zespołu Cappella Romana Wielki Piątek w Jerozolimie.
W ciągu ostatnich dwudziestu latach chór i jej dyrektor artystyczny, muzykolog Alexander Lingas, stale budowali swoją międzynarodową reputację w świecie muzyki dawnej jako wybitni interpretatorzy średniowiecznego i post-średniowiecznego śpiewu bizantyjskiego. Sytuując się obok takich grup jak Ensemble Organum i Hilliard Ensemble, pod względem czystości brzmienia, elegancji frazowania i wyrazistej artykulacji Cappella Romana wyróżnia się podejściem do zawiłego problemu tradycji muzycznej. Podczas gdy większość interpretatorów muzyki dawnej przychodzi do wykonywanego przez siebie repertuaru niejako „z zewnątrz”, śpiewacy Cappelli Romana – której założyciele i wielu jej członków są aktywnymi muzykami cerkiewnymi – podjęli świadomą decyzję o pracy nad repertuarem, który w pewien sposób nawiązuje do wciąż żywych tradycji muzycznych prawosławnego chrześcijaństwa. To nie tylko śpiewanie muzyki bizantyjskiej. Cappella Romana wykonuje muzykę od najwcześniejszych, dających się rozszyfrować rękopisów bizantyjskich, przez XIX-wieczną muzykę rosyjską, po dzieła współczesnych kompozytorów prawosławnych, takich jak Ivan Moody czy Peter Michaelides.
Wielki Piątek w Jerozolimie potwierdza wspaniały kunszt wykonawczy zespołu. Śpiew na płycie jest wyrazisty, żywy i niebiańsko piękny. Repertuar stanowi kompilację różnych średniowiecznych rękopisów bizantyjskich, hymnów z Jutrzni Wielkiego Piątku, wykonywanych zgodnie z X-wiecznym porządkiem celebracji nabożeństwa z kościoła Grobu Pańskiego w Jerozolimie.
Kunszt i wiedza członków Cappelli Romana sprawiają, że w ich interpretacji nie czuć aromatu rekonstrukcji historycznej. To wciąż żywa liturgia i autentyczna, płynąca z głębi serca modlitwa. Śpiewy Wielkiego Piątku w Jerozolimie wprowadzają słuchacza w zadumę nad minionym czasem, ale też zapraszają do głębokiego wejścia w dramat Męki Chrystusa i przeżycia jej jako namacalnej rzeczywistości. To rodzaj bezpośredniej komunikacji z duszą i spotkania z przeszłością, które ożywia, dodaje sił i zachęca do działania.
Mówi się, że tradycja zamiera. Dopóki Cappella Romana będzie kontynuowała swoją działalność, jest nadzieja.