Moi emeryci, chórzyści ze Złotej Jesieni lubią opowiadać ten stary dowcip:
– Co wy tam robicie, na tych próbach chóru?
– Pijemy wódkę i gramy w karty.
– To kiedy śpiewacie?
– Jak wracamy do domu.
Jest w nim trochę prawdy. Nawet nie chodzi o wódkę – choć i ta zdarza się od czasu do czasu, ostatecznie to normalni ludzie. Bardziej chodzi o karty, a właściwie o potrzebę rozmowy i pobycia w grupie. Śpiew – choć najważniejszy i zajmuje najwięcej czasu – jest tylko dodatkiem, pretekstem do wyjścia z domu.
Wiele się od nich uczę. Są prawdziwym uniwersytetem życiowej mądrości.
Na jednej z ostatnich prób pewna nobliwa chórzystka z zachwytem przyjęła pieśń maryjną, którą zacząłem ich uczyć.
– Myślałam, że pani nie jest za bardzo kościołkowa” – skomentowałem.
– Bo nie jestem” – odparła zupełnie nie urażona. – Robuś, a ty Ewangelię to czytałeś?
– No, czytałem… – odpowiedziałem niepewnie, wietrząc jakiś podstęp.
– No to wiesz, że tam nie ma żadnego kościoła. Są za to uczniowie, którzy stchórzyli, jak się zaczęło robić gorąco i uciekli. Pod krzyżem zostały tylko kobiety: Jego Matka, Magdalena i jakiś młody chłopaczek, którego zabrały. Więc jak ja mam nie lubić śpiewać pieśni o Matce Boskiej? Te pieśni to taki mój kościół.
W tym momencie zapaliła mi się w głowie żarówka. Jakie to niesprawiedliwe, że starsze kobiety w Polsce są ucieleśnieniem Moherowych Beretów – bezmyślnych i bezwolnych starych bab. To nie one wepchnęły się w ramiona ojca dyrektora, to myśmy je tam wepchnęli. Spieprzyliśmy to!
Kulturowa rola kobiet nie tylko współgra z wartościami kościelnymi, ale i z wrażliwością społeczną, wyrażaną troską o biednych, poniżanych. Jest fundament sprzeciwu wobec cierpienia i niesprawiedliwości, zadawanych przez każdy system ucisku.
Starsze kobiety katoliczki w Polsce to nie jest ciemnogród – a przynajmniej nie wyłącznie. Wiele z nich wyemancypowało. Gniew i bunt wobec draństwa funkcjonariuszy Kościoła, nie sprawiły, że uciekły w apostazję. Zostały pod krzyżem, razem z Matką Boską. Kobiety przecież rodzą ludzi i bogów, a potem się nimi opiekują. Aż do śmierci.
Robert Majewski © 2023
Pierwotnie tekst ukazał się 24.02.2023 na łamach Gazety Wyborczej Płock.
Fot. Emeryci. (Fot. Roman Bosiacki / Agencja Wyborcza.pl)
Bzdury. Kobiety nie wyemancypowały teraz. W całej historii, od zarania, czy był feminizm, czy nie, czy była emancypacja, czy nie, bywały kobiety silne, wrażliwe, takie, które brały sprawy, życie swoje i innych we własne ręce. I kiedy jakaś „młodzież” pisze o starszych kobietach, ze wyemancypowały… to się ośmiesza. One były silne z natury i żaden Kościół, Rydzyk, Franciszek, przemocowy mąż czy ojciec im nie mogli w tym przeszkodzić.
PolubieniePolubienie
Naprawdę? Wszystkie?
PolubieniePolubienie
Nie. Napisałam, że bywały. Co oznacza, że nie zawsze i że nie wszystkie. Ale pisanie o tym jak o odkryciu we współczesności jest objawem, delikatnie mówiąc, słabego zmysłu obserwacji.
PolubieniePolubienie
A więc jeśli są (lub wciąż bywają), to chyba, delikatnie mówiąc, nie jest to aż tak słaby zmysł obserwacji. Jednak, jeśli Pan pozwoli wyjaśnię, nie o to w tekście chodzi. Raczej o to, że ulegamy schematom, również takim, że dziś kobiety nadal nie potrzebują swoistej emancypacji. A to też złudne i na skróty – delikatnie mówiąc. Nie wszystkie bywają silne. Z tzw. „moherami” pracuję na co dzień, sporo się od nich uczę i troszkę wiem, o czym piszę. A i „młodzieżą” (nawet w cudzysłowie ujęta) już dawno nie jestem. Pozdrawiam serdecznie 😃
PolubieniePolubienie
Potrzebują emancypacji zawsze. Wiem to z mojego kobiecego punktu widzenia. I obserwuję, jak im jest nieraz ciężko i z czym walczą, by się jednak wyemancypować. Tylko chodzi mi o to, ze to jest proces, który zachodzi od bardzo, bardzo dawna. I obserwować to należało tez – od dawna. Reszta – wszystko zgoda. Pozdrawiam również!
Agata 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Pani Agata, proszę wybaczyć, że wziąłem Panią za mężczyznę. Tak podpowiedział mi Pani nick 😃 To dowód, że pozory mylą! A że to proces, który zachodzi od dawna to prawda. Publicystyka rządzi się swoimi prawami i nieraz bardziej liczy się tempo narracji niż obszerność wywodu. Nad wszystkim powinien unosić się duch precyzji. Być może tutaj go zabrakło. Pozdrawiam, Robert 😃
PolubieniePolubienie
Ale miło 😉
Rodzynkiewicz to nazwisko po prababci, kobiety, która, mówiąc kolokwialnie, „ogarnęła” całą rodzinę (mąż zabrany przez Niemców) podczas wojny, zesłania do Kazachstanu i powrotu do trudnej, powojennej Polski. To tez a propos wpisu.
Pozdrawiam, Robercie! 😉
PolubieniePolubienie
Teraz już wszystko jasne! A przy okazji zasubsrybowałem (to właściwe słowo?) Twój blog. Zacząłem od sekcji „O niej” 🙂 Choruję na zapominanie – ja również! Dlatego prowadzę bloga. Pisanie pozwala mi bardziej zrozumieć życie, to czego słucham, to co czytam. A teraz poczytam to, co piszesz… 🙂
PolubieniePolubienie
Ciekawie sobie tutaj dyskutujecie pomimo, że nie wszystko łapie z Waszej ciekawej dyskusji.
Mogę tylko dodać, że kobiety a pokolenia naszych mam i babć były bardziej od nas współczesnych mężczyzn silniejsze. Mama mojego taty musiała uciekać z dwójką dzieci z Powstania Warszawskiego i poradziła sobie. Dziadek miał piekarnię i dostał rozkaz od AK, aby piec chleb dla powstańców. Niemcy rozstrzelali Go z ponad setką innych polaków. Była wielka bieda, ale na wsi urodziny poradzili sobie. Moja babcia oraz prababcia ze strony mamy także zostały same z dwójką dzieci, bo dziadek w wieku 36 lat zmarł i dały radę. Moja teściowa w pewnym momencie życia sama została z 6 dzieci i poradziła sobie.
Może to nie do końca w temacie, ale tak sobie napisałem.
A co do Twojego Robercie chorowania na zapomnienie, to ” cieszę ” się z tego, bo dzięki temu fantastycznego bloga prowadzisz i za to Ci chwała.
Tyle z mojej strony, a Wy sobie dalej dyskutujcie.
Pozdrawiam Panią Agatę i Ciebie Robercie.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Podobne wspomnienia mam i ja. Często rozmawiamy o tym podczas rodzinnych spotkań. To były trudne czasy.
PolubieniePolubienie
Bardzo trudne, a jednak przetrwali i dzieci wychowali.
PolubieniePolubione przez 1 osoba