Płytę winylową Robbie Robertsona, zatytułowaną po prostu Robbie Robertson, wydaną w 1987 roku (znowu te lata 80-te), dostałem w pakiecie z innymi płytami przysłanymi przez moją mamę prosto z Chicago. Choć było to „wieki temu”, do dzisiaj pamiętam tę ekscytację, kiedy wyjmowałem płytę z okładki, żeby umieścić ja na talerzu gramofonu marki Unitra. Płyta była absolutną nowością, a ja wszedłem w jej posiadania dosłownie 2-3 miesiące po jej amerykańskiej premierze, co dzisiaj, w czasach muzycznych serwisów streamingowych, wydaje się wiecznością.

Robbie Robertson, to Kanadyjczyk (jego ojciec jest pochodzenia żydowskiego, a matka indianką z plemienia Mohawk), gitarzysta, wokalista, kompozytor, założyciel i członek legendarnej grupy The Band, którą chyba najlepiej jest znana z okresu, kiedy występowała u boku Boba Dylana. Jego kariera, to również muzyka filmowa, głównie do obrazów Martina Scorsese.

W 2003 roku, prestiżowy magazyn Rolling Stone umieścił Robertsona wśród 100 najlepszych gitarzystów rockowych wszech czasów.

Album Robbie Robertson, to pierwsza solowe wydawnictwo artysty, który w studiu nagraniowym zgromadził światowy top muzyków. Na płycie obok Robbiego i muzyków The Band wystąpili Peter Gabriel (wokal, keyboards), Manu Katché (perkusja), Daniel Lanois (instrumenty perkusyjne, wokal), Abraham Laboriel (bas), Adam Clayton (bas), Bono (wokal), The Edge (gitara), Tony Levin (bas), sekcja instrumentów dętych z orkiestry Gila Evansa. To tylko niektórzy muzycy, którzy wsparli Robertsona na tej płycie. Utwory, dla których dałbym się pokroić, to oczywiście „Fallen Angel” z genialnym wokalem Petera Gabriela w refrenie, Broker Arrow i oczywiście Somewhere Down The Crazy River z genialnym udziałem Tony Levina na basie i Manu Katché na perkusji (ten basowo-perkusyjny groove jest zupełnie obezwładniający).

Płyta Robbie Roberston nie okupowała światowych list przebojów, ale moim zdaniem jest jednym z ważniejszych albumów w muzyce rockowej ubiegłego stulecia i warta jest waszej uwagi.

Czasem obawiam się wracać do płyt sprzed lat, bojąc się, że dawna ekscytacja po latach gdzieś zniknie. Ta płyta ciągle powoduje, że mam gęsią skórkę i dreszcze na plecach.

Jacek Bulak