O płytach, które najbardziej mi się spodobały, piszę raz w tygodniu i nadaję im tytuł Płyty tygodnia | CD of the Week. Wychodzi na to, że mieści się zaledwie 51 albumów, bo tyle tygodni mamy w ciągu roku. Znakomitych nagrań ukazuje się jednak znacznie więcej. W tym roku postanowiłem więc zrobić rachunek sumienia i w ostatnich trzech wpisach zaproponować Państwu albumy, o których byłoby grzechem nie wspomnieć. No to zaczynamy.
Ivo Pogorelić nagrał wybitny album z muzyką Fryderyka Chopina
Chopin
Ivo Pogorelić – piano
Sony Classical 2022, TT: 64’00”
My fascination with this album has not waned in me for several months. I consider it a must-have recording not only for fans of the pianist, and not only for lovers of Fryderyk Chopin
Ivo Pogorelić po ponad dwudziestu latach ponownie nagrał Chopina. Sprawa nie jest banalna, bo chopinowska legenda pianisty jest (nie tylko) u nas wciąż żywa. Chyba nie ma w Polsce nikogo, kto nie pamięta afery na X Międzynarodowym Konkursie Chopinowskim, kiedy to Chorwat w atmosferze skandalu nie wszedł do finału. Jurorka konkursu, argentyńska pianistka Martha Argerich uznała go za pianistycznego geniusza i na znak protestu zrezygnowała z udziału w jury.
Potem jego artystyczne drogi były wyboiste i poprzerywane postojami. Kiedy w 1998 roku powrócił po jednej z nich na światowe estrady, jego interpretacje zaczęły się rządzić własnymi regułami. Dla jednych były objawieniem, dla innych profanacją. Ja zaliczam się do tych pierwszych.
Pamiętam na przykład, jak będąc młodym chłopakiem i adeptem w rozumieniu muzyki klasycznej, sięgnąłem po jego nagranie Sonaty h-moll op. 58 Fryderyka Chopina. To był dzień olśnienia, który będę pamiętał do końca życia. Do tej chwili myślałem, że raczej rozumiem Chopina. Nic bardziej mylnego. To Pogorelić otworzył we mnie wrażliwość na głębię i wielowymiarowość tej muzyki.
Ivo Pogorelić konstruuje unikatowe i pasjonujące interpretacje granych przez siebie utworów. Zazwyczaj opiera je na skrajnie wolnych tempach i ukazywaniu głęboko ukrytej polifonii. Przykładem niech będzie rok 2005, kiedy to na jednym z recitali zagrał wymienianą już wcześniej Sonatę h-moll, poświęcając jej aż 43 minuty!
Fascynacja omawianą płytą z utworami Chopina nie słabnie we mnie od kilku miesięcy. Uważam je za lekturę obowiązkową nie tylko dla wielbicieli pianisty, i nie tylko dla miłośników Fryderyka Chopina. Pogorelić nadał tym kompozycjom niezwykle osobisty rys. Słychać, że zna je dogłębnie i kocha: Sonata nr. 3 h-moll, Fantazję f- moll op.49 oraz Nokturny c-moll op.48 i E-dur op.62.
Oczywiście – jak zawsze w sytuacjach tak skrajnie indywidualnych interpretacji – otwartą sprawą pozostaje kwestia naszej akceptacji decyzji artysty. Dziwiłbym się jednak, gdyby było inaczej, bo nie brak im logiki, naturalności, wyczucia barwy, frazy i dynamiki.
Spójność i przejrzystość interpretacji Pogorelicia, trzeźwość w używaniu pedału, a jednocześnie częste rubata tworzą wykonanie bynajmniej nie ekscentryczne, ale i nie konwencjonalne. To Chopin z charakterem, bardziej złożony i mniej tradycyjny niż ten, do którego przywykliśmy.
Album z pewnością zadowoli słuchaczy, którzy są otwarci i lubią chadzać nieutwardzonymi szlakami.
Mapa życia Víkingura Ólafssona

From Afar
Víkingur Ólafsson – direction
Deutsche Grammophon 2022, 2CD, TT: 103’00”
I am charmed by this album
Víkingur Ólafsson nagrał From Afar na fortepianie i pianinie. Ten podwójny album jest muzyczną mapą życia Islandczyka.
Pomysł na płytę zrodził się po ubiegłorocznym spotkaniu Ólafssona z węgierskim kompozytorem György Kurtágiem. Czyste jak kryształ miniatury Kurtága sąsiadują z kompozycjami Bacha, Bartóka, Brahmsa, Mozarta, Schumanna i Thomasa Adèsa oraz tradycyjne islandzkimi i węgierskimi pieśniami ludowymi. Niektóre z tych krótkich utworów opracował na fortepian Ólafsson. Wiele nawiązuje do wspomnień z jego dzieciństwa. Na płycie panuje intymny, introwertyczny, kontemplacyjny nastrój, wymagający uważnego wsłuchania się, mimo że utwory są często znajome.
Nowatorstwo brzmieniowe albumu polega na tym, że został nagrany na fortepianie i na pianinie. Wybór tego drugiego instrumentu miał na celu przypomnienie czasów, kiedy to Ólafsson rozpoczynał swoją przygodę z muzyką. Niewielu artystom pozwoliłoby sobie na taki eksperyment, ale Islandczyk, będący obecnie na szczycie swojej gry, może sobie pozwolić na taki krok. Barwy obu instrumentów (co oczywiste) różnią się, a zatem czy to dobry pomysł, musimy osadzić sami. Wiele zależy od gustów słuchacza i dobry słuchawek. Ja jestem oczarowany.
Alexandre Tharaud składa hołd kinu

Cinema
Alexandre Tharaud – piano, Orchestra dell’Accademia Nazionale di Santa Cecilia, Antonio Pappano – direction
Erato 2022, 2CD, TT: 135’00”
If I were to take into account the number of plays, Cinema Alexandre Tharaud’s album would be the album of 2022. This superbly played and recorded double album honors the composers of the big screen. The album is delicious to listen to whatever the time of day, season, mood or location
Jeśli brałbym pod uwagę ilość odtworzeń, to płyta Cinema Alexandre’a Tharauda byłaby albumem roku 2022. Ten znakomicie zagrany i nagrany dwupłytowy album honoruje kompozytorów wielkiego ekranu. Tharauda i Orchestry dell’Accademia Nazionale di Santa Cecilia pod batutą Antonia Pappano słucha się wybornie, niezależnie od pory dnia i roku, nastroju i miejsca.
Francuski pianista zawsze był zwolennikiem nagrań tematycznych. Jednak dotychczas nie dał się poznać od strony „rozrywkowej”. Wspaniałe płyty z Bachem albo Rameau pokazywały klasyczną twarz artysty. Okazuje się, że to pianista wszechstronny, który z powadzeniem zagra wszystko.
Z włoskimi muzykami na pokładzie Tharaud nagrał dwadzieścia trzy słynne kinowe tematy (pierwsza płyta). Kolejne dwadzieścia osiem (druga płyta) to wykonania solo lub z zaproszonymi gośćmi (m.in. Vanessą Paradis, Sabine Devielhie). Mamy tu kompozycje filmowe takich tuzów jak: Ennio Morricone, Michel Legrand, John Williams, Wojciech Kilar, Francis Lai, Vladimir Cosma, Ryūichi Sakamoto, Nino Rota i wielu innych.
Program albumu ułożono na zasadzie kontrastu, co jeszcze bardziej wzmacnia przyjemność słuchania. Trudno wyobrazić sobie lepszy powód do wypicia szampana na koniec roku. Alexandre Tharaud wychwala kino w jego najlepszym wydaniu.
Szwedzki klucz do Sibeliusa

Jean Sibelius: Symphonies Nos. 3 & 5, Pahjola’s Daughter
Gothenburg Symphony Orchestra, Santtu-Matias Rouvali – direction
Alpha Classics 2022, TT: 75’38”
I can’t resist the charm of this album
Do tego roku wydawało mi się, że epokę najlepszych nagrań symfonii Sibeliusa mamy już za sobą. Leonard Bernstein, Lorin Maazel, Herbert von Karajan, Simon Rattle… Stawiam tutaj trzy kropki, bo miłośnicy fińskiego kompozytora dodaliby kolejnych „dawnych” dyrygentów, których interpretacje cenią.
Potem była „fińska wiosna”, czyli pojawili się fińscy dyrygenci tacy jak Esa-Pekka Salonen i Osmo Vänskä, których uznano (a może sami to zrobili) za najlepiej rozumiejących język muzyczny Sibeliusa. Reszta świata nie miała wtedy zbyt wiele do powiedzenia.
Ostatnie kilkanaście lat to prawdziwa posucha. To znaczy pojawiały się nowe nagrania, ale żadne z nich nie dorastało do pięt wcześniejszych. A przynajmniej tak myślę.
Aż tu nagle (dwa lata temu, jeśli dobrze pamiętam) wyskoczył, jak królik z kapelusza młody Szwed – Santtu-Matias Rouvali. Z orkiestrą symfoniczną z Goeteborga postanowił zaprezentować światu pełny cykl siedmiu symfonii Sibeliusa.
Pierwsze dwie płyty były dla mnie prawdziwym szokiem. Nie pisałem o nich, ponieważ postanowiłem poczekać do kolejnej – w końcu do trzech razy sztuka. No i nie ma lipy. Rouvali ma Sibeliusa we krwi i potrafi zarazić nim Goeteborczyków.
W ich wydaniu Trzecia symfonia wyłania się z odmętów skutej lodem fińskiej ziemi, pęcznieje i znika niczym zorza polarna. Z kolei Piąta symfonia to popis dojrzałości dyrygenta i brzmienia orkiestry. Cieszę się, że Rouvalę nie poniosła ambicja niepotrzebnego majstrowania przy tej kompozycji. Często dyrygenci robią to, aby na siłę pokazać swoją oryginalność. Rouvali jest wolny od grzechu pychy. Album kończy przecudnie zagrana Córka Pohjoli.
Jeśli Finom wydawało się, że jako jedyni mają klucz do Sibeliusa, to byli w błędzie. Goeteborczycy mają równie dobry i nie podrobiony. Nie mogę oprzeć się urokowi tego albumu.
Robert Majewski