Matko niewzruszona…
– Gdyby nie to, że jesteśmy w kościele, zamigałabym: „matka”, „seks”, „nie było” – wyjaśnia Bożena. – Na mszy nie wypada jednak używać wulgarnych słów, dlatego przemigam tak samo jak „Matko dziewicza”. Problem jest też z Marią Magdaleną, cudzołożnicą, którą najlepiej przemigać „seks sprzedaje”. W czasie nabożeństwa nie bardzo wiem, co zrobić, więc zwykle literuję jej imię, używając alfabetu migowego, a potem dodaje słowo „prostytutka” – ciągnie Bożena.

Anna Goc w swojej książce (wydanej przez Dowody na Istnienie, z genialną w swej prostocie okładką Krystyny Kaleniewicz) zaprasza do innego świata… Nie, świat jest jeden, bohaterowie „Głuszy” tak samo wściekają się, cieszą, wzruszają. Denerwują ich opisy pokroju „widzowie pokochali migającą tłumaczkę” – dla nich to nie żadne show, tylko zwykłe użycie języka. Swojej głuchoty nie uważają za niepełnosprawność. Tym bardziej odczuwają ból, gdy traktuje się ich jako innych, gorszych. Skazuje na samotność wśród ludzi – zamiast na ujrzenie dłoni wyciągniętej w ich stronę i możliwość chwycenia jej.


Przekonują się o tym w urzędach, gabinetach lekarskich („Dla kilkuletniej dziewczynki napisanie kartki dla lekarza, z którą mama mogłaby iść sama na wizytę, jest bardzo trudne”), szkołach, prywatnych mieszkaniach. W książce pada stwierdzenie, że jeśli „ani ich matka, ani ojciec nie nauczyli się dla nich języka migowego, to znaczy, że nie uznali kontaktu z nimi na tyle cenny, by włożyć w niego wysiłek” – wtedy „mogą czuć, że są niekochani”. I pustka, jaka może pojawić się w związku z tym, może okazać się nie do zasypania.


Anna Goc pisze o stereotypach na temat głuchoty. Choćby takim, że nie wystarczy zasłonić uszu, by wyobrazić sobie, co przeżywają głusi. Na Facebooku osoby świętującej swoje urodziny, widzi litanię zdań zaczynających się od słów „żeby” i „żebym”. Na przykład: „żebym mogła pójść na policję i dokonać zgłoszenia bezproblemowo”.


Pisze do Głównego Urzędu Statystycznego z prośba o wyjaśnienie, czy pytania spisu powszechnego będą tłumaczone na polski język migowy (PJM) – który wciąż konstytucyjnie nie jest językiem urzędowym w Polsce. Spotyka się z głuchymi w Bengkali mającymi specjalne zadania, zajmują się między innymi grzebaniem umarłych. Podczas konferencji zaczepia ją młody mężczyzna. Ona wyjmuje telefon, otwiera mapę, pomniejsza kontury Europy i pokazuje Polskę. On bierze jej telefon, przesuwa palec w dół, szuka Kenii. „Nasza krótka rozmowa”, puentuje Autorka.


I słucha z zadziwieniem.


Ktoś mówi jej, że po operacji wszczepienia implantu to, że usłyszał swój głos, zaczęło mieć wpływ na to, jak mówi: „Mogłem staranniej wymawiać niektóre głoski i słowa, bo je słyszałem”. Chłonie przykuwającą opowieść z przeszłości z udziałem głuchych małżonków i ich córki („Nawet nie mogli mi pomóc w lekcjach. Brat się mną opiekował. Szybko wyszłam za mąż… Może dlatego, żeby mieć bliską osobę, z którą można porozmawiać. Bo taka cisza, cisza, cisza…”). Jest świadkiem konfliktu grupy rodziców z władzami pewnej szkoły na temat migania.


Ktoś podsuwa jej swoje pomysły na zasypywanie pustki („Głuche dziecko musi po prostu dostać pierwszy język – język migowy. Dopiero kolejnym krokiem jest nauczanie języka drugiego – języka polskiego, a drogą do polszczyzny jest drugi język pisany”). Ktoś inny miga jej, że był jak Kopciuszek, a jeszcze inny opowiada jej dowcip, a potem go miga. Autorka przekonuje się, że ręce migających mogą szeptać: „Poruszają się dyskretnie, niezauważalnie, ruchy są ograniczone. Głusi mówią, że miga się wtedy nisko, by inni nie mogli zobaczyć dłoni”.


Jedna z bohaterek Głuszy wyraźnie wystawia palec wskazujący, który symbolizuje pojedynczą osobę. Przykłada go między piersi w taki sposób, by przylegał do klatki piersiowej. Ten znak oznacza „Sama”, pokazuje się go w dużej bliskości ze swoim ciałem. Po lekturze tej książki tym bardziej chciałoby się widzieć ten znak jak najrzadziej.


Jesteś małą dziewczynką. Wokół ciebie są ludzie, którzy poruszają ustami. (…) Przyglądasz się im. To otwartym szeroko wargom, to znów zamkniętym. Nie wiesz, co te ruchy ust oznaczają, bo nie znasz słowa „język”, podobnie jak żadnego innego. Idziesz z mamą na spacer. W parku jest dużo ptaków, przeskakują z gałązki na gałązkę. Rozglądasz się, wyciągasz rękę w ich stronę. Twoja mama zatrzymuje się, kuca przy wózku: „Ptaszki? Podobają ci się ptaszki? Zobacz, jakie ładne mają skrzydełka” – mówi głosem ciepłym i niskim. Nie odpowiadasz, bo na razie nie potrafisz mówić.

Rafał Kowalski

Anna Goc, Głusza, Wydawnictwo Dowody na Istnienie 2022, s. 248