Domenico Scarlatti, Antonin Dvořák: Stabat Mater
Amelie Raison, Aline Quentin, Edouard Monjanel, Florent Martin, La Tempête, Simon-Pierre Bestion – direction
Alpha Classics, Outhere Music 2024, ALFA1054, 2CD, TT: 93’48”

Kilka lat temu Simon-Pierre Bestion i jego zespół wokalno-instrumentalny La Tempête wywołali sensację nagraniem Nieszporów Maryjnych Monteverdiego. W czasie tegorocznego Wielkiego Postu artyści powracają ze Stabat Mater w dwóch wersjach: Antonina Dvořáka i Domenico Scarlattiego. Obie kompozycje nie tyle są nagrane jedna po drugiej, co przeplatają się ze sobą – nie bez szoku dla ucha.
Dvořáka i Scarlattiego łączy w odstępie dwóch wieków doświadczenie bólu po stracie dzieci, co przypomina cierpienie Maryi opłakującej Zmarłego Syna.
Ten podwójny album pomyślany został jako przeżycie wielozmysłowe. Zapewne dopełniała je wersja koncertowa, z poruszającym się chórem (po scenie i wśród publiczności) i ogromnym obrazem wiszącym nad sceną, którego autorem jest przyjaciel Simona-Pierre’a Bestiona. Reprodukcję obrazu wybrano na okładkę płyty.
W obu dziełach chór mistrzowsko i klarownie przedstawia ten słynny i święty tekst średniowiecznej sekwencji. Równowagę głosów słychać szczególnie u Scarlattiego. W Dvořáku chór okazuje się zdolny do pokazania najstraszniejszej mocy (Fac, ut ardeat cor meum), a także największej łagodności (Eja, Mater, fons amoris).
Kwartet solistów jest solidny, choć mnie najbardziej przypadł do gustu alt Aline Quentin, znakomitej w każdym wejściu, zwłaszcza na początku Quis est homo czy Inflammatus.
Współpraca dyrygenta z zespołem jest bliska ideału. Delikatność i poszukiwanie harmonii (nie tylko tej muzycznej), to znak rozpoznawczy wzajemnych relacji Bestiona i La Tempête.
Na uwagę zasługuje również subtelne zbalansowanie fortepianu z pozostałymi instrumentami, solistami i chórem. W konsekwencji połączenie obu kompozycji – tak różnych stylistycznie, których powstanie dzielą przecież epoki – dzieje się bez szwów.
To nie płyta, to muzyczny spektakl wyobraźni.
Robert Majewski © 2024

Na początku tego laickiego mojego, ale bardzo wrażliwego pisania muszę zaznaczyć, że realizacja dźwięku jest mistrzostwem świata, co moim zdaniem jest bardzo trudne do zrobienia w muzyce klasycznej, a tutaj także operowej. Gdzieś tam mi się przewija lacrimosa w tekście, czyli rozpaczliwy płacz jak napisałeś po stracie dzieci / nasza Basia w grudniu tego roku skończyłaby 11 lat
/. Przepiękny smutny chór i ten fortepian jakby był dodatkowym śpiewakiem. W pewnym momencie śpiewaczka rozmawia ze śpiewakiem / śpiewają /, a fortepian tak jakby do dyskusji przyłączał się wspierając je w tym smutku. Bardzo ciekawie brzmią instrumenty oraz czasami pojawiająca się cisza, która naprawdę jest ciszą, w części gdy grają same instrumenty nie słychać ich jak to czasami bywa na salach koncertowych tylko samą muzykę. Przepiękne oraz bardzo poruszające wydarcia chóru oraz śpiewaków. Ten fortepian to naprawdę gada oraz śpiewa z nimi. Zaletą, a zarazem wadą pięknego materiału jest to, że bardzo szybko kończy się nawet jak trwa długo. Ale skoro szybko się kończy, to także znaczy, że ciekawy oraz poruszający jest. Przepiękne oraz bardzo poruszające arcydzieło. Momentami bardzo podobają mi się instrumenty smyczkowe, które czasami grając same sprawiając wrażenie pomimo żałoby jakby muzyką bawiły się lub próbowały pocieszać. Jakbyś nie napisał, że te dwa arcydzieła dzielą dwa wieki, to nigdy bym tego nie zgadł ponieważ pięknie łączą się w całość jedną. Bardzo fajny pomysł miał pomysłodawca tego albumu, że tak przekombinować ponieważ potrafi to pokazać, że różni ludzie potrafią podobnie swój smutek przezywać. Przykre to jest jednak, że wiele arcydzieł powstaje pod wpływem tragedii osobistych jak np. ” Treny ” Kochanowskiego, czy ” Tears In Heaven ” Claptona skomponowany po tragicznej śmierci synka Seana, który wypadł z balkonu / moja ukochana wersja /
https://open.spotify.com/track/7ocvm7wXghGVo7vIsCSjys…
Moim zdaniem wielkim nietaktem jest dzielenie tej płyty na kawałki, albo w całości, albo wcale lub za jakiś odpowiedni czas. I znów te przepiękne dialogi kobieco męskie na drugim albumie, bardzo poruszające nawet pomimo tego, że nie rozumiem tekstu. Powalający na kolana śpiew w utworze 9 / druga płyta /. w 10 tak samo i zastanawiam się czy to jest rozmowa, czy ogólny lament lub modlitwa na koniec pogrzebu, bardzo ruszający Amen . . . No i łzy mi lecą przy ostatnim obłędnym utworze. Jest cudowny i poruszający bardzo, aż do bólu. Arcydzieło nad arcydziełami i znów ten obłędny Sabat Mater – Amen . . . I ta oszałamiająca końcówka po przerywniku. Siedzę i wyję.
Pozdrawiam Robercie.
PolubieniePolubienie