Wiele razy dzwoniłem i próbowałem go namówić na szczerą rozmowę. (…) Zawsze stanowczo odmawiał. Próbowałem przez jego przyjaciół i znajomych. Rozkładali bezradnie ręce. (…) Zobaczyłem go na przystanku autobusowym pod TVN-em. Stał zgarbiony, z przyklejonym do ust papierosem. Gdy podszedłem blisko, lekko się spłoszył. Powiedziałem, że chciałbym, żeby opowiedział mi swoją historię. Wpatrywał się w koniuszek żarzącego się papierosa i nerwowo próbował strzepnąć nieistniejący popiół. – A ja chciałbym – powiedział – żeby to wszystko kiedyś się już skończyło.
Jedna z fotografii w tej książce (jej premiera 26 maja br., wyda ją Wydawnictwo Czytelnik) została zrobiona podczas pogrzebu Stanisława Pyjasa w Gilowicach 11 maja 1977 roku. Na zdjęciu widać, że jedną z osób niosących trumnę z ciałem tragicznie zmarłego studenta polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego jest jego przyjaciel – znany działacz opozycyjny, który okazał się tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa. Wieloletnim i szkodliwym… „Na Szewskiej. Sprawa Stanisława Pyjasa” jest nie tylko próbą odpowiedzi na pytanie, co się stało przy tytułowej ulicy kilka dni przed pogrzebem. Jest też próbą zrozumienia, czemu niektórzy ludzie dokonują pewnych wyborów, choć są świadomi konsekwencji.
Czytający książki autorstwa Cezary Łazarewicz wiedzą, że stara się on chwytliwie trzymać w napięciu, nawet gdy opowiada o sprawach teoretycznie znanych. Jak w dotychczas najbardziej znanej perle w jego reporterskiej koronie, czyli „Żeby nie było śladów” o Grzegorzu Przemyku. Również w „Nic osobistego” o Januszu Walusiu, historii tkanej z takich zdań: „Po południu ona ma zostać w domu, a on jechać na mecz eliminacji Pucharu Afryki między RPA a Mauritiusem na miejskim stadionie w Johannesburgu. Nic z tego nie wyjdzie, bo spod bloku w Muckleneuk wyjeżdża już czerwonym fordem laserem Janusz Waluś”. W „Na Szewskiej…” kroczy tą samą drogą. Chce nie nudzić opowieścią opracowaną tak drobiazgowo, że można się zastanowić, czy podczas pracy nad nią w ogóle miał czas na przykład na spacer ze swoją żoną Ewą (swoją drogą też cenioną reporterką).
Stara się nie utonąć w morzu akt, wyłuskuje z nich istotne informacje. Operuje szczegółami: Jacek Kuroń przekazał informacje o Pyjasie o 18:03; studenci piją wódkę czystą (za 57 zł) lub żytnią (za 62 zł), także piwo barbakan (za 3,60 zł) i palą sporty (za 3,50 zł). Pokój miał kształt litery L. Indeks Pyjasa ma numer 305534, depesza przygotowana przez korespondenta Alexandra G. Higginsa – 437 słów, a pogoda w kluczowy dzień była taka: zachmurzenie umiarkowane, wiatr słaby i umiarkowany, północno-zachodni, temperatura od 13 ℃ do 16 ℃, w nocy od 3 ℃ do 7 ℃.
Rozmawia z osobami znającymi Pyjasa i pisze, co się z nimi dzieje obecnie. Jeden z kolegów studenta po wyjeździe do USA „był stolarzem, agentem ubezpieczeniowym, a teraz właścicielem firmy sprzątającej. Specjalizuje się w sprzątaniu biur i wielkopowierzchniowych sklepów typu Kmar i Walmart. Dwa lata temu dostał krwotoku i okazało się, że to rak płuc. Ale walczy”. Spotyka się z byłymi tajnymi agentami i osobami kiedyś zjednoczonymi w jednej sprawie, teraz sobie wrogimi. Stara się o kontakt z mamą Stanisława Pyjasa, poznaje wiersze, słucha opowieści o takich postaciach, jak pracownik prosektorium wyglądający jak wilk. Nie zraża się, gdy jeden z esbeków przez pośrednika odmawia mu spotkania właściwie komplementem dla Autora: „Ma pan fatalną opinię wśród byłych pracowników wydziału III i jest pan tam persona non grata”.
Chce z wyczuciem oddać matczyny ból; klimat domu studenckiego Żaczek, ówczesnego Krakowa, tamtej Polski – kiedy w powietrzu unosiły się strach i rezygnacja, zarazem nadzieja na lepsze i ludzka solidarność.
W opowieści Cezary Łazarewicz powstają i upadają teorie na temat śmierci Pyjasa; pojawiają się kolejni świadkowie i domniemani mordercy, śledztwa są wznawiane i umarzane. Przynajmniej kilka razy można pomyśleć, że już, to było tak, tymczasem… Ktoś go pobił? Może spadł sam? Albo ktoś mu w tym pomógł?… I tak przez całą tę książkę.
Autor stara się być reporterem – pisze o faktach, ocenę zostawia Czytającym – też wtedy, gdy pisze o wspomnianej osobie niosącej trumnę. Czołowy działacz opozycji i jednocześnie agent bezpieki był dzieckiem bitym przez matkę, która stawała nad nim z siekierą, przez co uciekł z domu. Później cenionym i zaangażowanym działaczem opozycji, w tej roli zrobił dużo dobrego, a dużo złego jako agent („Tłumaczył, że żył w schizofrenicznym układzie i oba swoje wcielenia traktował tak samo poważnie. Że tak samo dobrze chciał wypadać przed kolegami z SKS-u, jak przed ubekami. Zapewniał, że w obu rolach był wierny sobie”). W „Na Szewskiej” jest przynajmniej kilka scen „filmowych” – jak ta, w której Bronisław Wildstein spotyka się z tym agentem-jednocześnie swoim przyjacielem.
Był też przyjacielem Stanisława Pyjasa: „Wspólnie odkrywali semiotykę kultury Eco, rosyjską semiologię (…) Obaj kochali książki i ciężką muzykę. (…) Razem jeździli do Wrocławia na misteria Jerzego Grotowskiego i razem biegali tam boso po rozżarzonych węglach. Czytali autorów zakazanych w PRL-u – Gombrowicza, Hłaskę, Miłosza, Sołżenicyna – i marzyli, by wyrwać się w świat”.
Ta książka ma ujmującą puentę. A puenta tego tekstu? Może nawiązanie do tego, co Stanisław Pyjas zawarł w rozprawce na egzaminie wstępnym z literatury (w poniedziałek 3 lipca 1972 roku) na temat: „Co skłoniło cię do ubiegania się o przyjęcie na studia polonistyczne?”. Napisał (wiecznym piórem), że wybór zawdzięcza głównie swojemu profesorowi języka polskiego w szkole średniej: „Pozwolił mi on odkryć prawdziwe wartości literatury. Te wartości, które pozwalają traktować dorobek literacki naszej cywilizacji jako zjawisko żywe, brzemienne w rzeczywistą treść”… Moje zanurzenie się przed laty w ocean reportażu – jako czytelnik, potem piszący – zawdzięczam reporterskim publikacjom m.in. Hanny Krall, Ryszarda Kapuścińskiego, Wojciech Tochman, Anna Bikont, Mariusz Adam Szczygieł, Paweł Smoleński, Magda Grzebalkowska czy właśnie Cezary Łazarewicz. I wciąż z zachwytem pływam w tym oceanie, bo powstają takie książki, jak „Na Szewskiej…”.
Staszek był przykryty białym prześcieradłem. Wyglądał, jakby spał. Na twarzy miał spokój i lekki uśmiech. Tak go zapamiętała matka. Nachyliła się nad nim i chciała pocałować, ale odciągnął ją laborant. Powiedział, że się bardzo napracowali, by doprowadzić twarz do takiego stanu, a każdy nacisk może to popsuć. (…) Zawsze myśli o nim, gdy zasypia. Wtedy jest znów tym delikatnym, subtelnym, dobrym, mądrym i skromnym chłopcem, który przynosi jej swoje wiersze do przeczytania.
Rafał Kowalski © 2023
Cezary Łazarewicz, Na Szewskiej. Sprawa Stanisława Pyjasa, Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 2023, s. 416