Zawsze wstydziła się miłości. Między obojgiem żadnych pieszczot ani czułych gestów. W mojej obecności całował ją nagłym ruchem głowy, jakby z obowiązku, w policzek. Często mówił do niej rzeczy zwyczajne, ale wpijał się w nią spojrzeniem, a wtedy ona spuszczała wzrok, powstrzymując śmiech. Gdy dorosłam, zrozumiałam, że były to aluzje seksualne. On lubił nucić >>Mów mi o miłości<<, ona na rodzinnych obiadach śpiewała >>Oto moje ciało gotowe cię kochać<<, że aż ciarki przechodziły człowieka.


Annie Ernaux w Bliskich (wydanych przez Wydawnictwo Czarne, przetłumaczonych przez Agata Kozak) zastrzega, że unika „poetyckości” i „triumfującego szyderstwa”. Przyznaje: „Beznamiętny sposób pisania przychodzi mi naturalnie, używałam go dawniej, pisząc do rodziców, aby przekazać im istotne wiadomości”. Paradoksalnie takie podejście jeszcze bardziej wyostrza emocje w tej opowieści o jej Rodzicach, Siostrze i o niej samej w relacji z nimi. Tu słowa czasem krzyczą bez podkreślania przez Ernaux, że to robią.


Kiedy Autorki Babcia ze strony Ojca – ta, która do chorych części swojego ciała przykładała figurkę świętego Wilhelma z Gellone – zajmowała się tkactwem w fabryce w dusznym pokoju, do pomieszczenia „z podłużnych okienek, tylko trochę szerszych niż otwory strzelnicze, wpadały jedynie wąskie pasma światła”. Taka jest ta książka. Jak Normandia, w której wychowali się jej bohaterowie: z jej pięknem, do którego przebić się trzeba czasem przez deszcz, wiatr i ludzką surowość.


Matka przyszłej Noblistki biła ją bez oporów, szczególnie po twarzy. Chwilę potem przyciągała do siebie i pozwalała przytulać się do swoich pleców, gdy zasypiała. Była szorstka i obcesowa w mowie, niepewna, jak się zachować. Zarazem z uwagą „słuchała każdego, kto mówił o tym, na czym się nie znała, z ciekawości, z chęci pokazania, że jest otwarta na wiedzę”. Rozdział o Matce poprzedzony jest cytatem z Hegla: „Błędem jest udawać, że sprzeczność jest niepojęta, ponieważ to właśnie w bólu istoty żywej ma ona prawdziwe istnienie”.


Ernaux przyznaje, że z Matką „prowadziła rozmowy”, z Ojcem się bawiła. Lata wcześniej obrabiał cudzą ziemię i być może dlatego „nie widział jej piękna, wspaniałość Matki Natury i inne mity zupełnie mu umykały”. Później towarzyszyło mu „widmo utraty godności”.


W domu Rodziców, którzy poznali się w fabryce lin „emocje wywoływane przez jakąś melodię czy pejzaż nie służyły za temat do rozmowy”. Autorka przywołuje taki obraz: „Oboje byli w kuchni, on siedział przy stole, patrząc przez okno, matka stała przy kuchni gazowej. Spadały na mnie grube warstwy ciszy”. Podkreśla, że czasem wstydziła się tego świata, kiedy poznała inny. Jednocześnie potem wyrzuca sobie takie myśli („Poddałam się pragnieniom świata, w którym żyję i który robi wszystko, aby wyzbyć się wspomnień ze świata nizin, jakby to była rzecz w złym guście”). Jakby nie chciała się odciąć, przestać być częścią świata, który bywa pogardzany. Docenia więc na przykład rodzinny sklep spożywczy i kawiarnię, w której czasem trzeba było trzeźwić staruszków, wypuszczanych na wolność z domu starców, zanim nadawali się do odesłania z powrotem – niedziela w kawiarni „stanowiła dla nich namiastkę rodziny”.


Słowa z pozoru proste i beznamiętne krzyczą przejmująco w wątku o odchodzeniu Rodziców Ernaux. Również w opowieści – pisanej w formie listu – o Jej Siostrze, której nigdy nie zdążyła poznać, odeszła przed jej narodzinami. Autorka ma wrażenie, że jej Rodzice obwiniają ją za to, że nie jest tą przedwcześnie zmarłą dziewczynką. Czuje się odstawiona na bok. Próbuje sobie z tym poradzić i żałuje, że się nie poznały. Pisze: „Nigdy cię nie dotknęłam, nie pocałowałam”. Zaznacza: Wydaje mi się, że nie mam języka, który by cię określił, wypowiedział, i że potrafię mówić o tobie tylko w trybie przeczącym, w trybie ciągłego niebycia. Znajdujesz się poza językiem uczuć i emocji”.


Lecz właśnie w Siostrzanym wątku przyznaje, że ma w sobie resztkę myślenia magicznego.


Matka pojawiła się u szczytu schodów. Przykładała do oczu serwetkę, którą musiała wziąć ze stołu, idąc po obiedzie do sypialni. Powiedziała bezbarwnym głosem: „To już koniec”. Nie pamiętam, co działo się przez następne minuty. Przypominam sobie tylko oczy ojca wpatrzone w coś daleko za mną i jego uniesione wargi odsłaniające dziąsła. (…) Stypa odbyła się w kawiarni przy zsuniętych stolikach. Ciche z początku rozmowy zaczęły się rozkręcać. Dziecko, obudzone po udanej sjeście, chodziło między uczestnikami, dając jednym kwiatek, innym kamyk, cokolwiek znalazło w ogrodzie.

Rafał Kowalski © 2023

Annie Ernaux (przeł. Agata Kozak), Bliscy, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2022, s. 176