Ale już sobie to uświadomiłem, tato. Że milczenie to nie kwestia temperamentu, to choroba. Bardzo długo milczałem, owszem, milczałem, by dostosować się do tego, czego oczekiwali ode mnie inni. I narażałem się na wielkie ryzyko, teraz zdałem sobie z tego sprawę, żyłem bardzo ryzykownym życiem, ale nie ryzykowałem z własnej woli, ale by sprostać temu, czego oczekiwali ode mnie inni, by sprostać temu, czego ty ode mnie oczekiwałeś. Ja już nie chcę być tą osobą: młodym, odważnym i obiecującym człowiekiem. Już nigdy. To, co robię teraz, to naprawdę ja.
Uznany i nagradzany pisarz z Kolumbii wysłuchał swojego krajana, uznanego i nagradzanego reżysera filmowego. Po czym przekuł na powieść jego historię rodzinną, wplątaną w duże wydarzenia wieków tego i poprzedniego. Efektem wzajemnego zaufania do siebie Juana Gabriela Vásqueza i Sergia Cabrery jest A gdy obejrzysz się na siebie (Wydawnictwo Czarna Owca, w tłumaczeniu Katarzyna Okrasko): książka-lustro, w którym przeglądają się wierzący w coś wielkiego i dobrego, co jednak okazuje się karykaturą tego, czym miało być. I często trudno to przyznać.
Rodzina Cabrerów uwierzyła, że może być cudowny świat, w którym, idąc po ulicy, nie da się odróżnić bogacza od nędzarza. W powołanie do życia „nowego człowieka, zmiany świata na taki, w którym ludzie cierpieliby mniej albo nie cierpieli wcale”. Brzmi pięknie, lecz…
Marzenia o republice w rodzinnej Hiszpanii brutalnie zniszczyła dyktatura Francisco Franco. Nową ojczyzną staje się Kolumbia, ale i tam trudno o spokój. Sergiowi wydaje się, że prawdziwym powołaniem tego państwa jest fiasko; że jego obywatele „nie potrafili żyć, nie zabijając się nawzajem”. Gdzie „piekielne starcia ujawniły poziom bestialstwa budzący poważne wątpliwości co do zdrowia psychicznego całego kraju”. Według niego w Kolumbii „ludzie wydawali się odkrywać wciąż na nowo powody, by nienawidzić się na śmierć”. Jakby tego było mało, pęknięcia są też na fasadzie Chin, jeszcze jednej ojczyzny Cabrerów.
To opowieść o pogłębiającym się rozczarowaniu. Przestaje zacierać się różnica między podejściem wiernych komunizmowi do portretów Mao Zedonga, a wiernych katolickich do wizerunków Najświętszego Serca Jezusowego. W partyzantce zaczyna brać górę udawanie, złośliwość, hipokryzja i okrucieństwo, które nie powinno być częścią rewolucji. Jeśli jednak wierzy się w coś głęboko, poświęca się temu lata życia – trudno przyznać, że to pomyłka, walczyć o bycie paniami i panami samych siebie. Kiedy jeden z bohaterów słyszy zafascynowane pytania o Chiny, w myślach widzi publiczne upokarzania posiadaczy ziemskich, rozstrzelania, grabieże muzeów i świątyń. Ale z „tajemniczych powodów” nie mówi o tym głośno. Inny bohater, wieloletni kibic chińskiej rewolucji kulturalnej zostaje uwięziony, mimo to kłóci się ze swoimi synami: „Winy nie ponosi rewolucja ani komunizm. (…) Chiny dały wam wszystko”.
Relacja pokoleniowa to również duży wątek tej książki. Jest w niej dużo niedopowiedzenia, milczenia, chęci imponowania ponad wszystko.
W tej opowieści o próbie zmiany świata jest też miejsce dla postaci wartych przypomnienia, jak pilot Felipe Díaz Sandino: komendant Lotnictwa Sił powietrznych Katalonii wydaje się „mieć herb rodu wytatuowany na piersi, a na herbie tej rodziny wypisano jedenaście górnolotnych słów: Życie swe przeżyj szczęśliwie, by nawet po śmierci było żywe”.
Jest miejsce na przedmioty, w których odbija się czasem prawdziwa intencja postaci, choćby w zapalniczce gazowej: niemieckim ronsonie, srebrnym, z powierzchnią wyżłobioną bruzdami „jak dłoń Fernanda”. Jest świat filmu tak kuszący, że człowiek zapomina o robieniu rewolucji („Uciekał od obowiązków, żeby obejrzeć cokolwiek, tylko dla przyjemności, którą znajdował zawsze w mroku sal, przed świetlistym ekranem, na którym wydarzał się cały świat”).
Są obecne humor i walka o relację z najbliższymi, jeśli widzi się choć cień szansy na powodzenie. Przykłady poezji wysokich lotów i pobudzające zdania (na przykład: „Niebo Lizbony było bezchmurne, a ulice wilgotne, jakby umyto je nad ranem, i miasto wyglądało, jakby dopiero je wymyślono”; „Księżyc w kształcie sierpa zawieszony na czystym niebie, którego nieśmiałe światło wystarczyło, by zobaczyć ciała zmarłych”). Jest i proroctwo pilota Felipe, że gdy demokratyczne państwa będą odwracać wzrok, jak odwracały od Republiki atakowanej przez nazistowskie samoloty, to „klęska Republiki okaże się w dłuższej perspektywie ich własną klęską”.
W Hiszpanii, Chinach, Kolumbii, czyli wszędzie.
Poprosił o dymiarkę i rozpylił dym, i wtedy wydarzył się ów zwykły cud: promienie światła stały się widoczne, proste, solidne, tak elastyczne, że ktoś mógłby uwierzyć, iż wystarczy ująć je w dłonie, by zmienić ich bieg. Fausto Cabrera, siedząc na krześle na brzegu sceny, studiował swoje kwestie i Sergio, patrząc na niego, pomyślał, że wspomnienia są niewidzialne jak światło, i tak jak dym sprawia, że światło staje się widoczne, powinien istnieć sposób, żeby uwidocznić wspomnienia, jakiś dym, który sprawiłby, że wspomnienia wyjdą ze swojej kryjówki, żeby móc je utrwalić na zawsze. Być może, pomyślał Sergio, tym właśnie był on sam: człowiekiem, który rozpyla dym na swoje wspomnienia.
Rafał Kowalski
Juan Gabriel Vásquez (tłum. Katarzyna Okrasko), A gdy obejrzysz się na siebie, Wydawnictwo Czarna Owca 2022, s. 464