Lubię wstać o piątej rano. Dzień wtedy wydaje się dłuższy. Upaja mnie sytuacja, gdy od świtu jest ładna pogoda, a ja nigdzie nie muszę się spieszyć.
Cisza wokół. Ruch panuje tylko w świecie zwierząt. O piątej rano stoję więc z kawą na tarasie i obserwuję ćwierkające i kwilące ptactwo. Od paru miesięcy wiją się jak w ukropie przy skomplikowanym i jakże pięknym procesie przedłużania gatunku.
Nie próżnują też dziko żyjące koty. Od rana zrywają ptaszki z drzew, wkradają się na taras i hipnotyzująco patrzą na mnie. Ich rozkazujący wzrok każe mi iść po mleko, podgrzać je na gazie i wlać do miseczki. Zaborcze koty łazęgują po całej wsi i zniewalają wszystkich. Nawet mający w pobliżu swoje domki warszawiacy zwożą im frykasy i whiskasy. Szare, bure, łaciate i czarne jak noc koty – wszyscy sąsiedzi mają kilku porannych gości. Jakieś diabelskie nasienie te stworzenia, bo jakaż inna ziemska istota zniewoli cię tak perfidnie, że jeszcze będziesz zadowolony, że jej służysz. Koty niezauważalnie przejęły wieś. Teraz pora na resztę świata.
Ruch w zwierzęcym interesie na całego, więc nie ma obaw – świat będzie trwał. Chłonę tę chwilę jak najdłużej i przedłużam czas włączenia radia i internetu. Oddalam moment przywalenia wiadomościami o kryzysie energetycznym, rządowych tarczach, które uczynią mnie bogatym, o kolejnej serii szczepionek, o szaleństwie rosyjskiego batiuszki Władimira albo o tym, co tam który ważniejszy w Polsce powiedział. Trudno cokolwiek z tego zrozumieć i zapamiętać.
Najlepsza pora dnia to ta od piątej rano do pobudki cywilizacji, kiedy zaczyna się to wariactwo, które za kilka dni staje się bez znaczenia. O brzasku kryzys energetyczny jeszcze nie doskwiera, rządowe tarcze nie wpychają się do niczyjego portfela, a Putin chrapie.
Dzieją się sprawy proste i najważniejsze. Niebem płyną chmury, ptaki śpiewają, ktoś się rodzi albo umiera, koguty pieją, koty łazęgują. Już za chwilę na świecie zacznie się rejwach, wyrywając śpiących ludzi z objęć kosmosu.
Fot. Daniela Finc (Agencja Gazeta)
Tekst pierwotnie ukazał się 10 czerwca 2021 r. na łamach Gazety Wyborczej Płock.
Robert Majewski
Ładnie piszesz o tym swoim porannym wstawaniu. Miło się to czyta.
Ja lubię wstawać 4:30 rano. Jest cisza spokój. Wtedy szykuję się, piję herbatkę przeważnie miętową. Troszkę do 30 minut buszuję w necie. Potem wychodzę z domu, bo o 5:45 autobus mam nr. 22. Ludzie powoli zaczynają pojawiać się na ulicach, ale jest jeszcze w miarę cicho ponieważ ci na 6 rano do pracy już pojechali, a ci na późniejszą godzinę jeszcze nie wyruszyli. Teraz niestety o tej porze jest jeszcze ciemnawo. W Sanktuarium pojawiam się ok. 6:05. Wtedy jest jeszcze góra 2 – 3 osoby oraz siostry zakonne, a pośród nich prawie zawsze sympatyczny dziadek o kulach. Jest spokój, cisza, więc można odpocząć, odetchnąć duchowo oraz psychicznie. Troszkę ruchu jest od ok. 6:20. O 6:30 jest Msza Święta. Lubię tę atmosferę, bo jak często przychodzą ci sami ludzie to tworzy się wspólnota ludzi przyjaźnie i miło do siebie nastawionych. Już mam tam troszkę znajomych. Czasami niewyspany, ale zawsze naładowany pozytywnie wracam do domu ok. 7:30. Dzień jest długi oraz dla mnie miło rozpoczęty.
Warto mieć taki swój oddech od problemów oraz zmartwień dnia codziennego.
Mam sporo czasu ponieważ z przyczyn zdrowotnych od roku nie pracuję.
Pewnie kiedyś ” cudowny ” ZUS uzdrowiciel zakończy mi tę poranną sielankę i trzeba będzie poszukać pracy, ale nie będę wyprzedzał czasu.
Tobie życzę abyś jak najdłużej mógł mieć tę swoją sielankę poranną.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Też pięknie piszesz. Widzę, że poranki mają w sobie niesamowitą moc i potrafią nieraz najpiękniejsza porą dnia.
PolubieniePolubienie
Poranki są super i bardzo lubię je. Pozdrawiam i wszystkiego co najlepsze życzę 💖👍💖.
PolubieniePolubienie