Nie widziałam zdjęcia lepiej nadającego się do tej książki: ulica Łodzi, 1947 rok, wysoka chuda dziewczynka w przykrótkim paletku i białych skarpetkach kroczy zdecydowanie, trzymając za ręce dwóch mężczyzn. Obaj w średnim wieku, wysocy, ubrani w białe koszule i marynarki. Jeden jest w typie aryjskim, drugi – przeciwnie. To wujkowie: przyszywany i prawdziwy. Przyszywany, Józef Jaszczuk (…), i prawdziwy, Mejer Tyrangiel, idą razem z Gutą na rozprawę sądową, która ma zdecydować, komu dziecko przypadnie.

Anna Bikont rusza śladami Lejba Majzelsa, który po II wojnie światowej przez piętnaście miesięcy szukał w Polsce dzieci pochodzenia żydowskiego. Podróżował po „umarłym świecie”. Reporterka dzięki swojej determinacji i z pomocą życzliwych jej osób (choćby z Żydowski Instytut Historyczny) próbuje poznać dalsze losy tych dzieci. Wypełnić treścią miejsca w notatkach Majzelsa, według niej warte wyjaśnienia, dopełnienia („Tak niewiele dzieci się uratowało, życie każdego z nich było cudem, który musiał zostać odnotowany”).

Bywa, że kategorycznie słyszy, że ma już nie dzwonić. Innym razem jej rozmówczyni przypomina sobie o spotkaniu niedługo przed odlotem samolotu. Autorka stara się łączyć „puzzle i co rusz zostaję z którymś w ręku, nie wiedząc, gdzie go dopasować”. Zastanawia się, jak dostać się do klasztoru i czy zbierze pieniądze na daleką podróż. Jedna z jej bohaterek od niej dowiaduje się, jak miała na imię, kiedy się urodziła.

W rezultacie powstaje (wydana przez Wydawnictwo Czarne) książka drogi – w której chodzi o to, by przypomnieć o istnieniu tych, o których świat zapomniał lub nie miał szansy się o nich dowiedzieć. To droga przez prawdziwe ludzkie emocje.

Prawdziwe, inaczej Jeszajahu Drucker, również poszukiwacz dzieci nie wątpiłby w swoje działanie. Tymczasem: „Trudno powiedzieć, że uprowadzenia dzieci były postępowaniem właściwym, jako że przecież ludzie, którzy je ocalili, opiekowali się nimi i ryzykowali życie”. Biologiczna matka uratowana z Holokaustu próbuje odzyskać swoją córkę od matki przybranej, która zdążyła już pokochać to dziecko. Bierze dziewczynkę na spacer i już z nią nie wraca: „Złamałam serce tej kobiety, która mi uratowała dziecko (…), ale nie mam innej rady. Teraz postaram się jak najszybciej wyjechać z Polski. Wtedy rana zabliźni się szybciej”.

Niekiedy dzieci nie chcą opuszczać tymczasowych rodziców. W wielu przypadkach trzeba za nie zapłacić ogromne pieniądze, stają się towarem. Arie Sarid: „Niektórzy pytają, czy nie byłoby lepiej zostawić te dzieci z ich przybranymi rodzicami i nie zakłócać gwałtownie ich spokoju, zwłaszcza jeśli trzeba było użyć przymusu. […]. Ale wyrzucałem sobie takie wybuchy słabości. Koniec końców spełnialiśmy ostatnią prośbę ich rodziców, którzy pragnęli, aby ich dzieci pozostały ich potomkami”.

Anna Bikont rozmawia z osobami poznanymi w notatkach Majzelsa i z ich krewnymi. Losy jej bohaterów ułożyły się różnie, jedni wyjechali, inni zostali; jednym powiodło się zawodowo i prywatnie, innym mniej („Dał sobie radę jako samotne dziecko w świecie, który był koszmarem. Jako dorosły znalazł wsparcie w zonie, pracę, którą lubił, a pod koniec życia opiekowała się nim czule córka. Może to nie jest zły bilans?”). Autorka stara się dowiedzieć od nich, co sądzą o tym, co stało się w przeszłości, i na przykład od Łajci Herszman słyszy: „Późno poczułam związek z moimi rodzicami, dopiero kiedy zobaczyłam ich zdjęcia. Nie osądzam ich, próbuję zrozumieć, jak to możliwe, że zdecydowali się ze mną rozstać”.

Z tych rozmów wyłania się też potwierdzenie morza wojennego i powojennego antysemityzmu (również ze strony nieżydowskich dzieci) otaczającego wspaniałe wyspy. „Po jednej stronie byli ci, którzy wydawali Żydów, ścigali ich, mordowali. Dariusz Libionka wymienia działających w tej okolicy – poza granatową policją i zwykłymi mieszkańcami – partyzantów z niemal wszystkich struktur: Armii Krajowej, Ludowej Straży Bezpieczeństwa, Polskiej Patrii Socjalistycznej – Wolność, Równość, Niepodległość, Narodowych Sił Zbrojnych. Po drugiej stronie stała szaleńczo odważna, ale mniej liczna grupa ludzi, którzy gotowi byli ryzykować życie, by pomagać Żydom. Między nimi zaś rozciągała się szara strefa”.

Wspaniałe wyspy to na przykład Apolonia Polunia Chemielewska robiąca swoje mimo postawy własnej rodziny: „Wysługujesz się żydowskim dzieciom, tyłki im podcierasz”. Franciszek Szczubiał zmuszony jest uciekać z rodzinnej wsi przed własnymi sąsiadami grożącymi mu śmiercią za pomoc Żydom („Po wojnie w małych miejscowościach reguły gry ustalali mordercy, nie Sprawiedliwi”). Stanisław Głowiak za swoje szlachetne czyny prześladowany jest przez Urząd Bezpieczeństwa – Autorka po jego śmierci kładzie kamyczek na jego grobie obrośniętym bluszczem.

Warto tę książkę przeczytać choćby dla poznania i wytatuowania sobie w pamięci tego, co zrobiły te osoby, co znaczy ocalać człowieczeństwo. Jak również dla takich zdań: „Dużo bym dała, wszystko bym dała, żeby mieć zdjęcie mamy” zawierających w sobie wszystko.

Kiedy lepiej było się urodzić? (…) Czy lepiej mają ci urodzeni w pierwszej połowie lat trzydziestych, którzy wprawdzie świadomie przeszli przez koszmar wojny, ale za to mają wspomnienia rodziców, rodzeństwa, babć, dziadków, ciotek, wujków, świąt Pesach i Chanuki? Czy ci, urodzeni w 1942 czy 1943 roku, nieświadomi wojny ani swego pochodzenia, wychowani przez rodziców, o których dopiero wiele lat później będą mówić „moi polscy rodzice”, ale ceną, jaką za to płacą, jest brak jakichkolwiek wspomnień o prawdziwych krewnych?.

P.S. Mających chęć i czas zapraszam na spotkanie z Anna Bikont, które poprowadzę w Muzeum Żydów Mazowieckich w Płocku 6 września br. o 18:00.

Rafał Kowalski

Anna Bikont, Cena. W poszukiwaniu żydowskich dzieci po wojnie, Wydawnictwo Czarne 2022, s. 464