Słyszałem, jak krew krąży w moich żyłach, jak gęstnieje, wiruje, zawraca, wpływa do serca, jak je wypełnia, przepełnia, zalewa, jak się nie może z niego wydostać, uwolnić, rozpłynąć szeroko po dolinach, po bezkresnych równinach, po przestrzeni tak wielkiej, że bolesnej, od której nie ma jak uciec, przed którą nie ma się jak schronić.
Kto przeczytał Mapę, debiut powieściowy Barbary Sadurskiej, po lekturze jej Czarnego hetmana rozpozna niektóre motywy łączące obie książki.
Wśród nich zmysłowe zdania pobudzające wyobraźnię, jak to, od którego zaczyna się ten tekst. W debiucie Autorki z Krakowa mapa – pachnąca morską bryzą, rybami i kurzem – była głaskana opuszkami palców, pocierana policzkiem i lizana. W jej drugiej powieści kora drzew jest lepka i ciepła, przez szorstkość czuć jej pulsowanie. Zaś „ciężkie miodowe słońce” wdziera się przez szybę, oblepia, grzeje w ucho, spływa po karku i zostawia „słodki powidok na siatkówce oka”.
W obu książkach czymś więcej niż są bywają rzeczy. W Mapie pojawiają się tacy, którzy w tytułowym przedmiocie widzą przyszłość swoją i innych; w drugiej książce znaczenie większe niż się wydaje mają wiekowe szachy i szafa w mieszkaniu w kamienicy w mieście Autorki (swoją drogą, tę powieść czytałem częściowo na piętrze kamienicy na krakowskim Kazimierzu; patrzyłem na szafę z drewnianymi wieszakami klekoczącymi „jak kości”…). Także w jednej i drugiej książce pojawia się motyw widzenia więcej, jeśli chodzi o przyszłość oraz wędrówka w czasie. Również tematy ważne i uniwersalne, jak relacja ojca z synem, żydowskiego losu i w ogóle mniejszości.
Skoro o tym mowa, w Czarnym hetmanie jeden z bohaterów słyszy, że jest „uszkodzony”; że szkoda dla niego życia i najlepiej, gdyby oddać go śmierci spragnionej ciał. Ta postać nie załamuje się, jeszcze bardziej szlifuje swoje atuty, zaczyna być doceniana za chęć niesienia pomocy („Przed nim nikt się nie śmiał. To ja go tego nauczyłem”) i opowieści. Lecz żeby opowiadać, warto mieć choć jedną słuchaczkę lub słuchacza. W tym przypadku Autorka, według mnie, tworzy jedne z ważniejszych słów w Hetmanie…: „– Nie mam do kogo mówić – wyszeptał i zamilkł. (…) – A ty masz kogoś wymyślonego? Cisza. Opowiadał sobie historię kamieni i kości”. Opowiadać i wkładać kamienie do ust martwych, by pamiętać, kim się jest i skąd się przybywa.
Istotne wydaje się również podejście do dosłowności, której pisarka z Grodu Kraka zdaje się unikać, daje szansę wyobraźni. Na przykład, co się stało lub stanie z książkowymi nią, nim… Można widzieć utratę przytomności jednego z bohaterów, można też przyznać rację nastolatkowi w tramwaju: „Przez zaparowane szyby patrzyły na nich twarze ziemiste i smutne. Chłopakowi przemknęło przez myśl, że to oni są w śpiączce”. Można kochać Kraków zalany ciepłym słońcem wakacyjnym, można lubić go takim: „O szóstej biły dzwony. Gdzieś nad górami wstawało słońce. Kraków wyłaniał się z mgły. Na kopcu wiatr szarpał moje mokre ciuchy. Wstrząsnął mną zimny dreszcz, potem drugi. Czułem, jak na chłodzie sztywnieją mi mięśnie. Zbiegałem, zostawiając po prawej cmentarz pełen sztucznych kwiatów i zniczy. Nad grobami snuł się dym”.
Barbara Sadurska zdaje się zachęcać, by dostrzegać więcej: w człowieku, miejscu, zwierzęciu… Starać się być lepszym widzem i słuchaczem, wtedy może nawet usłyszy się szum gwiazd.
Zapach ludzi, którzy tu mieszkali dawno temu. Kamienie zostały ułożone, by oddać kształt leżących ciał. Ten, który oswoił wilka, ukląkł i głaskał kamienie, jak gdyby to były kości tego chłopaka, tego chłopaka, który umiał się śmiać, który pachniał radością, chociaż jego kości były daleko stąd. Jego kości tęskniły za tym miejscem, za kształtem ciała zatrzymanym w kamieniu, za odległym zapachem życia.
P.S. Obie powieści łączą jeszcze postacie namacalne: sternicy okrętu o nazwie Wydawnictwo Nisza i Ryszard Kajzer, twórca pomysłowych okładek Mapy i Czarnego hetmana.
Rafał Kowalski
Barbara Sadurska, Czarny hetman, Wydawnictwo Nisza 2022, s. 140