Pomyślicie pewnie – dość prowokacyjne pytanie, tym bardziej że w tym przypadku chodzi o duchowość, która dla wielu ludzi nie jest tożsama z religią. Niezależnie od odpowiedzi my, dorośli, powinniśmy dbać o rozwój duchowy naszych pociech. Najnowsze badania psychologiczne udowadniają, że ma to fundamentalne znaczenie dla ich życia.
Dziecięca duchowość jest naprawdę potężna. Właściwie lepiej byłoby napisać: „może być potężna”, bo to, czy dzieci są aktywne duchowo, w znacznej mierze zależy od nas, dorosłych. Duchowość dziecięca to nie jest czcza gadanina, to fakt naukowy. Naukowcy dowiedli, że dzieci aktywne w tej dziedzinie są o 40 proc. mniej narażone na uzależnienia, o 60 proc. rzadziej popadają w depresję jako nastolatki, o 80 proc. rzadziej nawiązują ryzykowne kontakty seksualne, a przede wszystkim tworzą głębokie i silne relacje z bliskimi.
Niedawno powstała nowa dziedzina psychologii, która zajmuje się naszą wrodzoną, naturalną duchowością. Zdaniem psychologów nie musi ona być związana z religią, bo i religijność nie zawsze jest uduchowiona. Nie musi, co nie oznacza, że dla wielu z nas nie jest. Duchowość to po prostu „relacja z czymś większym ode mnie” – jak twierdzi dr Lisa Miller, psycholożka zajmująca się duchowością od prawie dwóch dekad. Dla jednych jest to Bóg, dla innych transcendencja – absolut, natura, kosmos. W obu przypadkach – nieco upraszczając – to odnajdywanie samego siebie, odkrywanie własnej osobowości, odnajdywanie swojego miejsca w świecie i wzajemnych relacji z ludźmi i światem pozamaterialnym.
Pewnie zastanawialiście się, dlaczego dzieci z dużą łatwością i naiwnością wierzą w krasnoludki, elfy, wróżki itp. Każdy, kto choć trochę liznął psychologii rozwojowej wieku dziecięcego, wie, że myślenie magiczne, artyficjalizm, animizm czy naiwność teorii jest naturalnym procesem poznawczym dzieci w wieku od dwóch do siedmiu lat według Jeana Piageta. Ale skąd to się bierze? Duchowość dziecka jest czymś naturalnym. Każdy z nas się z nią rodzi. Dzieci – jak twierdzi prof. Lisa Miller z Uniwersytetu Columbia – są bardzo uduchowione. Nie tylko wierzą z łatwością, ale i równie chętnie opiekują się rodzeństwem, starszymi, rozmawiają ze zwierzętami, odśpiewują modlitwy. Bywa, że w trudnych sytuacjach życiowych to one wykazują więcej mądrości niż pogrążeni w smutku albo traumie dorośli.
Potrzeba zaspokajania głodu duchowości tkwi w człowieku o zarania dziejów. Wyraża to choćby słynne zdanie wypowiedziane przez Chrystusa do szatana: „Nie samym chlebem człowiek żyje”. Faktycznie, nie wystarczy, aby człowiek zaspokoił najbardziej niezbędne potrzeby swojego życia. Dlatego też mamy nie tylko świetnie rozwinięty przemysł dóbr konsumpcyjnych, ale i potężny przemysł rozrywkowy, który wychodzi naprzeciw „głodowi ducha”. Tyle że – paradoksalnie – im większą ofertę nam przedstawia, tym bardziej nam to nie wystarcza. Człowiek pragnie więcej, pragnie czegoś większego. Tak naprawdę nie pragniemy rozproszenia potrzeb, tęsknimy za większym ich skupieniem, za zjednoczeniem ze światem, z samym sobą i z innymi. Krótko mówiąc, pragnienie szczęścia i chęć zakosztowania radości to poszukiwanie zestrojenia siebie z czymś, co jest większe od nas, co jest naprawdę istotne. To głód wielkiej miłości, nieskończonego ukojenia. Głód duchowości.
Jesteśmy biologicznie zaprogramowani do duchowej łączności. Rozwój duchowy dla naszego gatunku to imperatyw biologiczny i psychologiczny od chwili urodzenia. Dlatego też dzisiaj w kulturze, w której dominują olbrzymie pieniądze, pusta sława i cynizm, nasze dzieci potrzebują większego wsparcia niż kiedykolwiek wcześniej.
Robert Majewski
Pierwotnie tekst ukazał się 20 kwietnia 2017 roku na łamach Gazety Wyborczej Płock.
Fot. pxhere.com
Czasami dzieci wiedzą i widzą więcej choć pozornie nie widziały tego wzrokiem. Potrafią się bawić lub przyjaźnić z kimś kogo tylko w duszy mają. Nie należy ich za to karcić i dać im żyć w swoim świecie. Są wyjątki kiedy domyślamy się, że boją się czegoś lub zrobią krzywdę sobie. Czasami nawet podejrzewam, że potrafią mieć kontakt z kimś z zaświatów i wołają te osoby lub nawet bawią się z nimi. Ale wyrastają z wieku kilku wczesnych lat i zapominają o tym. Są to niezbadane sprawy, więc dobrze, że zajęli się tym psychologowie. Ale ja osobiście przyznam, że nie zaufałbym psychologom. Zdarzało mi się w pewnych przykrych sprawach życiowych jak śmierć dziecka lub ojca mieć kontakt z nimi. Byli zaorywani za swoje dziwaczne pytania i generalnie przepraszali, że je w ogóle zadawali. Co innego psychiatrzy. Błędne jest także rozumowanie, że leczą tylko osoby chore psychiczne. Generalnie dzieci trzeba wspierać w każdej dziedzinie życia i pomagać im.
PolubieniePolubione przez 1 osoba