The Bridge
Sting

A&M Records 2021, TT: 45’17”

rm red star  rm red star  rm red star  rm red star   rm red star

Pisanie o najnowszej płycie artysty z poziomu kolan jest – mówiąc delikatnie – niezbyt profesjonalne, bo autor nie ma najmniejszej szansy zbliżyć się do jakichkolwiek znamion obiektywizmu. Jak jednak mogę pisać obiektywnie o artyście, którego widziałem prawie wszystkie koncerty w Polsce (w tym dwa, dzień po dniu w Sali Kongresowej), którego wszystkie płyty stoją na mojej półce obok jego autobiografii, a na ścianie wisi jego portret całkiem pokaźnych rozmiarów? Rozterki te bez żalu pozostawiam profesjonaliście w tej materii. Ja nim nie jestem, więc mogę o najnowszej płycie Stinga The Bridge pisać z każdej pozycji, nawet tej zupełnie uniżonej.

Jakiś czas temu pojawiła się w mediach elektryzująca informacja: 19 listopada 2021 r. Sting wydaje nową płytę. Poprzednie albumy – Duets (2021) czy My Songs (2019) to kompilacje najważniejszych utworów artysty w odrobinę zmienionej i unowocześnionej aranżacji. W pierwszej chwili pomyślałem, że The Bridge będzie podobną składanką – wszak Sting swoje lata już ma (w tym roku skończył 70 lat), napisał już wszystkie najlepsze piosenki świata, więc może sobie pozwolić na odcinanie kuponów od swoich sukcesów. Informacja była jednak jednoznaczna – The Bridge, to zupełnie nowy materiał muzyczny.

Najnowsza płyta Stinga, to zbiór opowieści o osobistych stratach, izolacji, odosobnieniu, skomplikowanej sytuacji politycznej i społecznej na świecie wywołanej pandemią. „Piosenki na The Bridge są pomiędzy miejscami, stanami umysłu, życiem i śmiercią, relacjami. Pomiędzy pandemiami i epokami – politycznymi, społecznymi i psychologicznymi. Wszyscy utknęliśmy w trakcie jakiegoś etapu. Potrzebujemy mostu” – mówi artysta. The Bridge razem z Stingiem tworzyli: Dominic Miller na gitarze, Josh Freese i Manu Katche na perkusji, Martin Kierszenbaum i Fred Renaudinna na klawiszach, Branford Marsalis na saksofonie, Melissa Musique, Gene Noble, Jo Lawry, Laila Biali – chórki.

W wywiadzie dla Gazety Wyborczej Sting mówi: „…Tej płyty nie napędza oryginalna myśl muzyczna, jej paliwem są opowieści”. Wszyscy ci, którzy śledzą jego twórczość, to znają tę jego niezwykłą umiejętność snucia muzycznych opowieści. Kiedy w innej rozmowie jeden z dziennikarzy ubolewa, że fani oczekiwaliby nowych płyt artysty, które byłyby kontynuacją słynnych The Dream Of The Blue Turtles Nothing Like The Sun, The Soul Cages czy Ten Summoner’s Tales Sting się tylko uśmiecha i mówi: „Ja już jestem w innym miejscu, ale zawsze możesz sobie włączyć płytę”.

Ja kocham każde muzyczne oblicze Stinga. Uwielbiam jego jazz-rockowe produkcje z udziałem tak wytrawnych muzyków jak Kenny Kirkland, Branford Marsalis, Omar Hakim, Derryl Jones, Manu Katche, Chris Botti czy Vinnie Colaiuta. Wzruszam się, kiedy słucham symfonicznych wersji najpiękniejszych jego utworów w mistrzowskich orkiestrowych aranżacjach. Przenoszę się w świat późnego renesansu słuchając pieśni Johna Dowlanda, które Sting wykonuje w towarzystwie Edina Karamazova pochodzącego z Bośni i Hercegowiny genialnego lutnisty. Czuję wilgoć, stęchliznę i rdzę stoczniowych doków w Newcastle w ścieżce dźwiękowej do musicalu The Last Ship.

Tej miłości do muzyki Stinga życzę wszystkim, a płytę The Bridge polecam zdecydowanie.

Jacek Bulak