Dotąd myślałem, że mam rękę do roślin doniczkowych. Podlewałem, przesadzałem, nawoziłem i rosły. Aż tu nagle kalatea, z którą byłem w dwudziestoletnim związku, postanowiła wynieść się na tamten roślinny świat.
Mówi się, że kalatee są trudne we współżyciu. Że jak ktoś komuś chce zrobić niedźwiedzią przysługę, to kupuje ją w prezencie. Dostałem ją dwadzieścia lat temu od moich przyjaciół. Przez te wszystkie lata miała się znakomicie. Stała w moim pokoju. Słuchałem z nią płyt, pisałem przy niej felietony do Wyborczej i oglądałem seriale. Spałem z nią, piłem kawę, a nawet rozmawiałem.
W końcu zachciało mi się przemeblować dom i przeniosłem ją do innego pokoju. No i zaczęło się. Przez wiele dni nie miałem pojęcia co jej jest. Podlewałem, nawoziłem, zmieniałem ziemię, przesadzałem, a ona marniała w oczach.
W końcu coś mnie tknęło. A może zabija ja samotność? Przeniosłem więc ją z powrotem do siebie. Znowu były komplementy, czułe słówka, ballady przy pełni Księżyca. Już po dwóch dniach odwdzięczyła mi się, wydając na świat maleńkie listki.
Okazuje się, że i roślinom audiosfera nie jest obojętna. Na forach internetowych, poświęconych uprawie roślin, ogrodnicy dzielą się uwagami na temat korzystnego wpływu dźwięków na hodowlę. Ponoć muzyka klasyczna dobrze działa na kwitnięcie, a heavy metal przyspiesza wzrost. Pewien ogrodnik pochwalił się, że jego juka, słuchając Metaliki, z półmetrowej roślinki wyrosła na kilkumetrowego olbrzyma. Ostatecznie musiał ją wynieść do wyższego pomieszczenia. Prawdę powiedziawszy, będąc na miejscu juki, też wyniósłbym się – i to w te pędy – z mieszkania, w którym słucha się metalu.
Sceptycy pewnie pukają się w głowę, czytając że gadanie pomaga roślinom. Jeśli nawet nie, to przynajmniej gadaniem pomożemy sobie – mówiąc, co nam leży na wątrobie. W czasie gadania produkujemy większą ilość dwutlenku węgla, który rośliny zamieniają na życiodajny dla ludzi tlen. A więcej tlenu to lepsze samopoczucie.
Pewnie nie uda nam się poszerzyć gustu muzycznego pelargonii, ale otaczanie roślin dźwiękami działa na nie jak masaż. To, że rośliny „słyszą” dowiedziono na Uniwersytecie Missouri. Naukowcy nagrali odgłosy gąsienicy zjadającej liście rzodkiewnika, a następnie odtworzyli nagranie innym osobnikom tego gatunku roślin. Rzodkiewniki zaczęły bronić się, wydzielając związki odstraszające szkodnika. Koreańscy naukowcy już zwietrzyli interes i zaczęli pracę nad wykorzystaniem „słuchu” roślin do manipulowania ich wzrostu. Może już za parę lat w naszych domach rośliny zaczną kwitnąć, gdy w odtwarzaczu naciśniemy „play”. Warto o tym pamiętać i nie trzymać roślin w pokoju, gdzie gada się głupoty. Okazać się może, że paprotka zdoła uschnąć nie tylko z braku wody czy samotności, ale i słuchając wiadomości TVP.
Robert Majewski