Melancholy Grace
Jean Rondeau – harpsichord, virginal
Erato 2021, TT: 80’02”
If we find our way to Rondeau, we will be surprised to discover that we not only follow his amazing intelligence, but we have become music ourselves
Co ma wspólnego wygląd zewnętrzny Jeana Rondeau z jego najnowszym nagraniem? Paradoksalnie bardzo wiele. Burza niby rozczochranych włosów i broda w artystycznym nieładzie świadczą o uporządkowanym bałaganie. Rondeau wygląda zwyczajnie, a jednocześnie jest wystylizowany, nieujarzmiony, a zarazem opanowany, niedbały, ale i wypielęgnowany.

Taka też jest jego gra: pełna kontrastów, antynomii, przemyślana i improwizowana, dbała o formę i rozsadzająca strukturę utworu od wewnątrz. Jean Rondeau jak mało kto potrafi dokonać niemożliwego – połączyć muzyczną wodę z ogniem.
Weźmy na przykład otwierającą płytę Toccatę Frescobaldiego. Trwa zaledwie pięć minut, a Rondeau zakrzywia czasoprzestrzeń i rozciąga te minuty w bezkres i bezczas.
Poczucie owego „bezkresu” i „bezczasu” towarzyszy mi przez całe osiemdziesiąt minut nagrania. To trochę jak medytacja albo sen , tworzący w wyobraźni mikroświaty. Jest ich tyle, ile utworów na płycie, a każdy z nich pełen cudów i niespodzianek.
Nie we wszystkie światy Rondeau łatwo się zanurzyć. Klawesynista to wymagający (s)twórca, oczekujący od nas wzmożonej koncentracji i cierpliwości. Ale jeśli znajdziemy drogę do Rondeau, ze zadziwieniem odkryjemy, że nie tylko podążamy za jego zdumiewającą inteligencją, ale i sami staliśmy się muzyką.
Robert Majewski