„Oczyma wyobraźni widzi raz jeszcze nagie ciała tych dwojga, splątane ze sobą jak kłącza winorośli. Bez wątpienia doznała szoku, ale o dziwo, z upływem czasu przestaje myśleć o tym, co się stało, jak o seksualnym wybryku. Ich ciała pomalowane w kwiaty, liście i zielone łodygi wydały jej się obce, jak gdyby nie były to wcale ludzkie ciała. Ich ruchy przypominały szaleńczą próbę wyswobodzenia się z człowieczeństwa”.


Soczysta zieleń liści, krople wody na białych kwiatach, barwne ptaki i krew wypływająca z wnętrza tego rajskiego obrazu. To jedna z sytuacji, gdy okładka (autorstwa Joanny Strękowskiej) ze zrozumieniem oddaje zawartość książki. Han Kang bowiem napisała powieść – tak ją odczytuję – jak najbliżsi nie potrafią akceptować inności w swoim gronie i że inność jest wartością, jeśli nie krzywdzi. Bo może pojawić się krew.


Tytułowy wegetarianizm wydaje się wrzaskiem jednej z bohaterek o akceptację, zwrócenie uwagi na coś; krzykiem, który aż nadto zachęca, by zajrzeć, co jest pod powierzchnią. Jak najszybciej, bo może być za późno: „Chcę wydać z siebie krzyk, choćby tylko raz. Chcę wybiec za ciemną taflę szyby. Czy będę wówczas mogła się uwolnić od tej bolesnej masy? Czy mi się uda?”.


Najbliższym jej osobom to się nie podoba. Nie mówiąc o chęci dowiedzenia się, co się za tym kryje i w ogóle pragnieniu poznania drugiej osoby („Nagle uświadomiłem sobie, że tak naprawdę nic o niej nie wiem. Zupełnie nic o niej nie wiem”). Jedna z nich myśli: „Wkrótce skończy się ta długa niedziela i zacznie poniedziałek. Nie będę musiał na nią patrzeć. Jutro zajmie się nią In-hye, a pojutrze wypuszczą ją do domu. Oznacza to, że będę musiał mieszkać pod jednym dachem z tą dziwną, przerażającą osobą. Nie mogę tego zaakceptować”.


A może jednak spróbować? Chcieć dostrzec to „spojrzenie dziecka, które jeszcze się nie narodziło i w którego źrenicach jeszcze nic się nie zamyka”? Starać się poszukać odpowiedzi na pytanie, czym jest normalność („Uśmiechnęła się w odpowiedzi. W pewnym stopniu przypominała mu jego spokojną i troskliwą żonę. Wyglądała całkiem normalnie. >>Albo jest normalna – pomyślał. – Tylko ja zupełnie zwariowałem<<”)?…


Zmienić się też pragnie inny bohater „Wegetarianki”. Ten jednak zachowuje się tak, że na myśl mogą słowa z „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego: „Miałeś, chamie, złoty róg, / miałeś, chamie, czapkę z piór: / czapkę wicher niesie, róg huka po lesie, / ostał ci się ino sznur”. Nie chcę zdradzać szczegółowo, o co chodzi; napiszę, że ma bardzo interesujący pomysł artystyczny, wyrazisty i sugestywny („Czuł się poruszony tak szokującym zestawieniem obrazów, które były jednocześnie tak bardzo obrzydliwe i tak bardzo piękne”). Ale wciela go w życie, narażając na krzywdę inne osoby. Nawet jeśli w pewnym momencie ma przebłyski i widzi ciało „wyzute z żądzy”, nie chce się zatrzymać. Tymczasem cel nie zawsze uświęca środki.


Jedno i drugie na swój sposób pragnie wyswobodzić się z człowieczeństwa rozumianego poprzez utarte konwenanse. Efekt jest różny. Te sytuacje tworzą efekt motyla, który jednych nie rusza, innych już tak.


Zmienić coś postanowiła również Han Kang – w jej przypadku chodzi o podejście do formy powieści. Pałeczkę narratorki i narratora oddaje kilku swoim postaciom. Przekazuje też przemyślenia jednej z bohaterek, których nie chcą poznać inni. Stosuje zabiegi językowe momentami bardzo plastyczne i pobudzające wyobraźnię: „Zamierający głos teściowej nakreślił rysę na tafli srogiej ciszy”; „Nagle poczuł przemożną chęć, żeby napluć w te pocięte przekrwionymi żyłkami gały”; „Raz po raz powraca do niej głos Yŏng-hye, zalany ciemnym deszczem las, jej własna twarz w lustrze i oko broczące krwią, a noce rozpadają się na kawałki drobne niczym odłamki porcelany”.


Zatem pochwała zmiany i zarazem przestroga, by zmieniać się odpowiedzialnie. I zachęta do wyciągania wniosków również wtedy, gdy na pewne sprawy może być już za późno. Zetrzeć krew, oblizać, mieć ją w pamięci. Dobre i to.


„Zaskoczyła ją nagła myśl, że tak naprawdę nigdy nie miała szansy sobie pożyć. Święta prawda. Nigdy nie zdołała sobie pożyć. Od kiedy pamięta, jedynie wszystko przetrzymywała. Uważała się za dobrego człowieka i zgodnie z tym przekonaniem starała się nigdy nikogo nie skrzywdzić. Była oddana i szczera, na swój sposób odniosła sukces i pewnie już tak miało być. Jednak w tamtym momencie dopadły ją wątpliwości. Gdy patrzyła na tamte zniszczone baraki i bujnie rosnącą trawę, czuła się jak małe dziecko, które jeszcze nie zaznało prawdziwego życia”.

Rafał Kowalski

Han Kang, Wegetarianka, Wydawnictwo W.A.B. 2021, s. 256