„W kulturze cenzury, gdzie każdy prowadzi podwójne życie – w kłamstwach i prawdzie – literatura pozwala przetrwać, pozwala dochować prawdy, do której dążą ludzie. Myślę, że odnosi się to również do mojej kultury, gdzie nic nie podlega cenzurze, ale gdzie mass media zalewają nas głupkowatymi zafałszowaniami ludzkich problemów – poważna literatura również pomaga zachować życie, nawet jeśli społeczeństwo pozostaje głuche na ten fakt”.
Philip Roth tymi zdaniami (wypowiedział je w rozmowie z Czechem Ivanem Klímą), tak myślę, dał dowód, że książka Mistrzowie. Spotkania z twórcami powstała z miłości do słowa, języka, literatury. Takich dowodów jest tam więcej.
Jeden z moich ulubionych pisarzy spotyka innych twórców. Niemal wszyscy są kreatorami literatury, wyjątkiem jest malarz. Gdy odwiedza Ednę O’Brien, dostrzega, że jej biurko ustawione jest tak, by „dało się zobaczyć wieżę kościelną za ogrodem” – a na samym biurku leży „tom listów Flauberta na sofie otwarty jest na stronie korespondencji z George Sand”. Podczas przejmujących odwiedzin Bernarda Malamuda po udarze (po którym codzienne golenie jest dla niego „przygodą”), on czyta Rothowi początkowe rozdziały pierwszej wersji swojej nowej powieści. Kiedy z Ivanem Klímą spacerują po Pradze, czeski twórca pokazuje amerykańskiemu pisarzy, którzy sprzedają papierosy w kioskach, myją podłogi w budynkach publicznych, a w miejskich wodociągach człapią „w kaloszach i deszczowcach, z kluczem francuskim w jednej i książką w drugiej kieszeni”.
I rozmawiają. O Franzu Kafce zakazanym w komunistycznej Czechosłowacji, bo według Klímy jego literacka uczciwość i prawdomówność „wzniosła się na fascynujący, wręcz porażający poziom” – co uderzało we władzę zbudowaną na oszustwie, żądania od ludzi udawania, pozornej akceptacji. Podejmują temat złożonego losu żydowskiego. Icchok Baszewis Singer opowiada o odrzucaniu twórców żydowskich w przedwojennej Polsce i swoim wyjeździe z niej i jednocześnie mówi: „Kiedy bliski nam człowiek umiera, przez kilka pierwszych tygodni po śmierci wydaje się nam kimś niezwykle odległym; po latach jednak powraca i w końcu niemal ze zmarłym. Właśnie coś takiego przypadło mi w udziale. Polska, żydowskie życie w Polsce, jest teraz bliżej niż kiedykolwiek wcześniej”.
Gawędzą o zapomnieniu i kobietach w literaturze. O paradoksie wolności, która może sprawić, że neurotycy mogą odczuwać ogromny niepokój – bo system totalitarny, choć obrzydliwy, niósł poczucie pewności, czego się spodziewać i na co lepiej nie liczyć. Jasne było, komu ufać i kogo nienawidzić.
Rozmawiają o samotności pisarza, który – jak twierdzi Edna O’Brien – powinien pisać prawdę bez względu na opinię publiczną. I o głupocie, o której Rothowi Milan Kundera mówi: „Głupota ludzi wynika z faktu, iż mają odpowiedź na każdą okoliczność. Mądrość powieści wynika z faktu, iż mają pytanie na każdą okoliczność. Kiedy Don Kichot wyruszył w szeroki świat, świat ten na jego oczach stał się tajemnicą. Takie jest przesłanie pierwszej europejskiej powieści dla całej późniejszej historii gatunku. Powieściopisarz uczy czytelnika rozumieć świat jako pytanie. W takiej postawie zawiera się mądrość i tolerancja”.
Philip Roth potrafi pytać interesująco („Czy zdumiewa panią fakt, że przetrwała na farmie daleko od ludzi, z przemocowym ojcem, prowincjonalną szkołą zakonną, nie tracąc wolności umysłu niezbędnej, by pisać?”). Wyraziście rzucić coś w swoim stylu. Jak wtedy, gdy Jamesa Joyce’a nazywa potężnym językowym potworem, który „przeżuł wszystko irlandzkie, co tylko zobaczył”. Tu i ówdzie błyszczy językowo na wysokim poziomie („W rezultacie mamy do czynienia z prozą misternie utkaną ze szczegółów, niczym delikatna siatka, pozwalająca zawrzeć całą pani tęsknotę, ból i żal przenikające tę literaturę”). Bywa autoironiczny: „Salwowałem się ucieczką po wydaniu Kompleksu Portnoya. Gdy z dnia na dzień nabyta popularność jako maniaka seksualnego zaczęła utrudniać mi życie na Manhattanie, musiałem się stamtąd wynieść”.
Ale przede wszystkim w tej książce jest kimś, kto kocha literaturę, język, słowo. I zaprasza, by do niego dołączyć, a potem pamiętać o tym.
„Zapominanie jest zawsze obecną w życiu formą śmierci”.
P.S. Kiedy Aharon Appelfeld mówi Rothowi, że język hebrajski nauczył go „myśleć, oszczędzać słowa, unikać nadmiaru przymiotników, nie ingerować w przedstawiane wydarzenia, nie interpretować”, myślę, że tym samym podaje definicję reportażu.
Rafał Kowalski
Philip Roth, Mistrzowie. Spotkania z twórcami, Wydawnictwo Austeria 2021, s. 208