Johann Sebastian Bach, St. John Passion
Bach Collegium Japan, Masaaki Suzuki

Bis Records, 2020, 2 CD, 105’28”

plyta miesiaca new  rm red star  rm red star  rm red star  rm red star  rm red star

This recording of Bach’s ‚St. John Passion’ documents the beginnings of the madness we have been living in for a year

W marcu 2020 roku Bach Collegium Japan rozpoczęli europejską trasę koncertową, podsumowującą jubileusz 30-lecia istnienia zespołu. Po kilku pierwszych występach przybyli do Kolonii tylko po to, by dowiedzieć się, że pozostała część trasy została odwołana z powodu pandemii. Filharmonia kolońska nie chciała jednak stracić tak wspaniale zapowiadającego się koncertu, zaproponowała więc Japończykom występ online. Ci nie dość, że zgodzili się, to po kilku dniach postanowili zarejestrować go i wydać na płycie.

Decyzja okazała się brzemienna w skutkach co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze – początki pandemii były poligonem doświadczalnym dla wszystkich: artystów, organizatorów, realizatorów dźwięku; po drugie – okoliczności w znaczący sposób wpłynęły na nowy album. Tak intensywnie przedstawionych emocji nie słyszałem dotąd na żadnym albumie Bach Collegium Japan – a mam i znam je wszystkie.

To trzecie nagrane nagranie Pasji Janowej w wykonaniu Japończyków. Pierwsze powstało w 1999 roku. I choć wprowadziło zespół do grona najciekawszych interpretatorów Bacha, to chwilami zdaje się nie doceniać rozdzierającej siły libretta. Drugie wydawnictwo (DVD) z większym powodzeniem równoważy dramaturgię tekstu i muzyki. Najnowsze natomiast – obiektywnie rzecz biorąc – osiąga szczyty dostępne tylko kilku najlepszym wykonaniom – z Gardinerem i Harnoncourtem na czele. A subiektywnie – mam nowego króla wśród nagrań Janowej!

Różnice doskonale słychać już w otwierającym Pasję chórze Herr, Unser Herrscher. Masaaki Suzuki – szef Bach Collegium Japan – od razu wrzuca słuchacza w wir wydarzeń. To nowe odczytanie! Tempo i narracja są rodem z Hitchcocka. A potem napięcie rośnie. Muzyka jest tu na usługach opowieści, to film bez obrazu, najlepszy klasyczny concept album jaki słyszałem od wielu lat.

Suzuki czyni z nas nie słuchaczy, ale i świadków Męki Chrystusa. Ewangelista, James Gilchrist, jest w mistrzowskiej formie i dorównuje najlepszym interpretatorom tej partii. To nie tylko narrator, ale przede wszystkim przewodnik. Jego siłą jest klarowność przedstawianego tekstu i świadomość dramatycznego i teologicznego znaczenia narracji.

Zachwyca również realizacja continuo. Młody Suzuki – Masato – jest genialny w swoim entuzjazmie.

Wszyscy, którzy znają Pasję wg. Świętego Jana wiedzą ja ważną role odgrywa w niej chór. U Suzukiego jest on nie tylko teologicznym komentatorem wydarzeń, ale przede wszystkim ich uczestnikiem i siłą napędową. Wystarczy porównać go z chórami w realizacjach Phillipe’a Herreweghe: tam jest wspaniały, kontemplacyjny, elegancki, tutaj to rozwścieczeni, brudni od kurzu pustyni i nienawiści ludzie.

Wyśmienite są też partie solistów. Są to w rzeczy samej teatralne dialogi. Każdy z uczestników dramatu walczy o swoje. Piłat (Yusuke Watanabe) próbuje uspokoić rozwścieczoną ludzką tłuszczę i siebie oraz przekonać Chrystusa (Christian Immler – wspaniała robota!), aby się opamiętał i dał sobie pomóc. Scena między nim, Jezusem a tłumem z każdą chwilą nabiera na sile i intensywności. Piłat chce mieć spokój, Żydzi chcą wymazać Chrystusa z historii, a On sam jest rozpięty między przeznaczeniem a niewyobrażalnym lękiem przed cierpieniem i śmiercią.

Cudowne arie, od których roi się Janowa, też są zaśpiewane mistrzowsko. Ach, mein Sinn, w wykonaniu Zacharego Wildera, jednocześnie żarzy się ogniem i otula delikatnością. Damien Guillon zapiera dech w piersiach w Es ist vollbracht – to wykonanie ociera się o geniusz Barbary Schlick u Kuijkena (stare dzieje, kto pamięta to nagranie?). Z kolei Zerfliesse, mein Herze Hany Blažíkovej bez wątpienia będzie referencyjne.

Krótko mówiąc, Suzuki zrujnował mi bachowsko-pasyjne życie. Nie dość, że jego nagranie Mateuszowej sprzed roku zdetronizowało mojego ukochanego Herreweghe, to omawiana Janowa „wepchnęła się” przed Gardinera.