Każdy ma jakieś grzeszki na sumieniu. Jedni podjadają dzieciom słodycze, inni ukradkiem oglądają Polo TV, jeszcze inni w skrytości przed znajomymi czytają prawicowe tygodniki. Ja natomiast lubię podpatrywać ciekawostki wzięte z życia Amerykanów.

Algorytm surfowania po sieci przekierował mnie na filmik wideo, który pokazywał nowojorskiego kucharza, piekącego skrzydełka kurczaka. Najpierw usmażył je na bursztynowo, a potem zanurzył w opalizującym, żółtym sosie, przypominającym płynne złoto. Okazało się, że rzeczywiście było to prawdziwe, dwudziestokaratowe złoto.

Złote, gorące, dwudziestokaratowe skrzydełka kosztują czterdzieści pięć dolarów za dziesięć sztuk, albo dziewięćdziesiąt za dwadzieścia. Jeśli do obiadku klient dołoży kolejne tysiąc zielonych, może popić je butelką szampana Armand de Brignac.

Amerykanie słyną z dziwactw, a i luksusowa kuchnia to domena wielu restauracji z najwyższej półki. Omlet za cztery tysiące złotych, kawior czy biała trufla za podobną cenę, albo diament spoczywający na dnie kieliszka Martini za dziesięć razy tyle, to sprawy znane i szeroko opisywane. Mnie jednak zastanowiło cos innego. Czy gdybym chciał rozkręcić taki interes w Płocku, i piec skrzydełka w sosie z dwudziestokaratowego złota, dostałbym zgodę Sanepidu? Unia Europejska nie zabrania spożywania złota.

O klientów się nie boję. Nie zabrakło by ich w mieście dwóch najbogatszych firm w naszym kraju, gdzie nie da się zaparkować przed galerią handlową, a widownia co ambitniejszych filmów i co lepszych koncertów świeci pustkami. Ekstrawagancja niszczenia wartości jest dzisiaj w cenie. W restauracyjnym menu do złotych skrzydełek dodałbym hot-dogi z wołowiny z Kobe i cygara przypalane za pomocą obrazów Van Gogha.

Jak obliczono, na usmażenie pięćdziesięciu skrzydełek potrzeba ok 200 gram złota. To mniej więcej tyle, ile waży niewielka ślubna obrączka. Złoto to obojętny metal i nie reaguje z ludzkim ciałem, jest bezwonne, nie ma smaku i nie rozkłada się podczas trawienia. Organizm wydala je bez konsekwencji metabolicznych. Gwarantuje to poważną stopę zwrotu inwestycji klientów w posiłek, tudzież wielokrotnie jego użycie. Z jednym zastrzeżeniem: owego zwrotu nie gwarantuje stopa. Cóż, sztuką jest dzisiaj wszystko, nawet akt sprzedaży złotego… stolca.