Tuż obok wisiała kamizelka Torgera, razem z marynarką, którą kiedyś nosił. Dziewczyna zdjęła ją z wieszaka i włożyła na koszulę, ale nie miała odwagi podejść do okna, by przejrzeć się w szybie. Zamiast tego użyła jako lustra drzwiczek niewielkiej, kwadratowej szafki wiszące na ścianie salonu. Drzwiczki te składały się z czterech niewielkich szybek. Pierwsze wrażenie było zupełnie dziwaczne. Bertha stała na taborecie i patrzyła na samą siebie, rozciętą w czterech różnych odbiciach. Szkło było nieco wypaczone, co potęgowało tylko poczucie niesamowitości i dziwności. Osoba, którą widziała, była Berthą, a jednocześnie wcale nią nie była.
Wciąż odkrywamy nowe postacie, które warto poznać… Przykładowo Wojtek Szot w swoim reportażu książkowym w 2020 roku przybliżył postać Zofii Sadowskiej: naukowczyni, działaczki społecznej, feministki i lesbijki. Teraz pojawia się kolejna książka przypominająca utalentowane i odważne kobiety sprzed lat – starały się, by ich otoczenie widziało w nich przede wszystkim zdolne przedstawicielki rodzaju ludzkiego. Zwyczajne osoby mające „żywe tajemnice” jak wszyscy.
Chodzi o Norweżki Hannę Brummenæs i Bertę Torgersen. Na przełomie wieków XIX i XX prowadziły sklep odzieżowy w społeczności górniczej, potem weszły w świat przemysłu żeglugowego. Mimo sukcesów mierzyły się z trudnościami, jeśli chodzi o swoją działalność, poglądy, miłość. To o nich traktuje powieść historyczna „Biała mapa” autorstwa ich rodaczki Cecilie Enger, wydana przez Wydawnictwo Smak Słowa (czyli duet Ania Switajska & Szymon Switajski), przetłumaczona przez Karolina Drozdowska, literacką ambasadorkę Norwegii w Polsce (ambasadorem jest Tomasz Gałązka).
Zacytowane wyżej zdanie: „Osoba, którą widziała, była Berthą, a jednocześnie wcale nią nie była” dobrze oddaje historię tych dwóch kobiet. Zakochanych w sobie, z powodzeniem współpracujących ze sobą, mających określone poglądy na różne tematy, ubierających się po swojemu. Oczywistość? Nie w Norwegii w tamtym czasie (albo na przykład we współczesnej Polsce).
Na własnej skórze doświadczały, że za takie rzeczy górnicy potrafili pobić, a wykształcony lekarz pisał, że „zamężne kobiety nigdy nie powinny mieć dostępu do tych samych stanowisk co mężczyźni”. Dodawał, że niezamężna dama „powinna mieć możliwość uczestnictwa w życiu politycznym i społecznym, posiadać zarówno czynne, jak i bierne prawa wyborcze, ale w chwili, gdy zawiera małżeństwo, dopełniając w ten sposób swojej naturalnej powinności, staje się podległa mężowi”. Swoje dodawało Towarzystwo Medyczne, ostrzegające przed „nowym rodzajem zboczonych i chorych kobiet: odfeminizowanymi amazonkami udającymi mężczyzn. (…) Lekarze byli zdania, że kobiety oddające się męskim zajęciom chcą doprowadzić do wyeliminowania klasycznych męskich wzorców”.
Do tej puli dokładali się duchowni i inne kobiety. Bratowa Berthy przybyła w odwiedziny z Ameryki i stwierdziła, że „te, które mówią o niezależności i prawach mężatek, to rozhisteryzowane neurotyczki, najwyraźniej żyjące z niewłaściwymi mężczyznami”. Według niej „dyskusja o prawach niszczy i podważa wszystko, co stanowi odwieczny kobiecy obowiązek”. Wiele i wielu niby wie więcej i wtrąca się do życia innych. Tymczasem wśród nich są hipokrytki i hipokryci – mężczyzna odrzucony przez kobietę wyładowuje się na niej, po czym okazuje się, że ukrywał przed nią zrobienie komuś krzywdy w przeszłości.
Między głównymi bohaterkami pojawiają się pęknięcia, wątpliwości, różnice zdań, chęć dominacji („Nie chciała być małą łódeczką kołyszącą się bezwolnie na falach, holowaną przez wielki statek”), przez co ich relacja wydaje się bardziej prawdziwa.
Upada miejscowość, w której żyją i pracują, bo wydobycie miedzi przestaje być opłacalne z powodu coraz większego jej zanieczyszczenia. Wybuchają kolejne wojny, giną w nich bliscy im ludzie, toną ich statki. Toczą się dyskusje o ilość władzy dla robotników; i czy powinno zakazywać się pracy kobietom w nocy, zamiast pozwolić im decydować samym. Pojawia się tęsknota za macierzyństwem i wątek strachu przed tym, co spotkało znanego im nauczyciela rysunku nazwanego „zwyrodniałym zboczeńcem oddającym się perwersjom wbrew wszelkim prawom natury”. Hanna i Bertha w obliczu tego wszystkiego starają się trzymać razem, bo jak powiedziała Bertha – pragną tego, by dążyć do tego samego celu. Hanna dodaje, że może i nie jest prawdą, że wszyscy są równi, ale każdy ma prawo walczyć o szczęście.
Dobrze jest mieć wtedy wsparcie.
Nazwała ją „babochłopem” i zapytała: „o co takim ludziom chodzi?”. Ale potem szybko chyba o niej zapomniała, bo w osadzie pojawili się inni, którymi mogła się gorszyć. Na przykład człowiek krzyczący na ulicy, że zbliża się koniec dziejów, albo taki, co złorzeczył Bogu i wszystkim ludziom. A potem pewna niezamężna dziewczyna zaszła w ciążę i kobieta nosząca kamizelkę przestała już być sensacją.
Rafał Kowalski
Cecilie Enger, Biała mapa, Wydawnictwo Smak Słowa, s. 324