Ona także tuż przed koniecznie chciała się wydostać i groziła, że ten, kto nosi w ciele zatajoną prawdę, umierać będzie w straszliwych męczarniach, że czeka go długotrwałe przeciąganie liny między śmiercią, ciągnącą z jednej strony, a korpulentną prawdą, która ciągnie z drugiej, nie chce bowiem umrzeć zatajona, bo przecież calutkie życie już była pogrzebana, bo teraz choćby na moment chce wyjść na wierzch – albo po to, by roztoczyć wkoło swój bestialski fetor i przerazić wszystkich, albo po to, by można było stwierdzić, że w świetle dziennym nie jest aż taka straszna i przerażająca.
W wojenny czas chciałoby się, by realizm był choć trochę magiczny… W tej powieści autorstwa Mariany Leky (wydanej przez Wydawnictwo Otwarte, przetłumaczonej przez Agnieszkę Walczy) ludzie umierają, przeżywają rozczarowania, jest w nich niezgoda na niektóre sytuacje – jednak czasem dzieją się tu rzeczy wykraczające poza normalne postrzeganie. Na ramię potrafi usiąść złośliwy bubak, nocna wędrowczyni po lesie rozgląda się za dziwożoną; głosy umieją gadać nieustannie, a ludzka emocja umie poruszyć przedmioty w domu. Choć nie ma tu pochwały czarodziejskiej różdżki, za pomocą której można rozwiązać wszystkie problemy życiowe.
Dlatego bohaterowie potrafią tu powiedzieć: „Nie wiedziałam, jak się do niego zbliżyć, tak jak człowiek nie wie, czy i w jaki sposób ma się zbliżyć do nieruchomego zwierzęcia, którego nigdy przedtem nie widział na oczy”. Nikt nie podejmie decyzji za żonę, czy ma odejść od swojego męża, i za jedną z postaci nie wyzna miłości kochanej przez niego kobiecie („miał gorączkę, tyle że nie taką, której nie da się zmierzyć”). Póki co pisze listy, które zaczyna słowem „Kochana”, po czym pada to konkretne imię i każdy list urywa się po kilku słowach. Nikt za mieszkańców wioski nie pokocha otaczającej ich przyrody: „Mieszkaliśmy w malowniczej okolicy, przepięknej, rajskiej – takie napisy kursywą widniały też na pocztówkach porozkładanych na ladzie u sklepikarza. Jednak mało kto w wiosce to dostrzegał, przechodziliśmy i przeskakiwaliśmy do porządku dziennego nad tym pięknem ignorowaliśmy je nieustannie, ale pierwsi uskarżalibyśmy się wniebogłosy, gdyby pewnego dnia otaczające nas piękno nie pojawiło się w swej krasie”. Tak jak w najmądrzejszej książce nie znajdzie się odpowiedzi na niektóre pytania – na przykład, dlaczego drzwi w pociągu otworzyły się po tej, nie po tamtej stronie.
Nadmierna wiara w magiczną sprawczość może czasem przynieść nieoczekiwane sytuacje. Niektórzy mieszkańcy wioski tak mocno uwierzyli, że sen o okapi może zwiastować przynieść śmierć kogoś z nich, że unikali wszelkiego ruchu. Jeden z nich w związku z tym nie poruszał się przez miesiące, przez co w „nieruchome stawy wkradło się zapalenie, krew zlepiła się w grudki i w końcu zatrzymała się w pół drogi przez jego ciało, jednocześnie z podejrzewanym sercem. Emerytowany listonosz stracił życie z obawy przez utratą życia”.
Niekiedy ta obawa przybiera ciekawy wymiar humorystyczny, kiedy teoretycznie stojący nad przepaścią postanawiają być szczerzy w stu procentach („Niektórzy we wsi uznali, że to już najwyższa pora, by wyjawić jakąś zatajoną prawdę. Pisali więc listy, niebywale rozwlekłe, w których mowa była o >>zawsze<< i >>nigdy<<. Sądzili, że człowiek, nim umrze, bodaj na ostatni dzwonek powinien wnieść w swoje życie prawdziwość”).
Zamiast szukać czarodziejskiej różdżki, można pójść w ślady jednej z bohaterek i na przykład spróbować zrozpaczoną dziewczynkę nosić nieprzerwanie przez trzy dni („– To jest okapi, kochanie – odpowiedział dziadek. – I jeśli istnieje coś takiego, to wszystko jest możliwe”). Nawet jeśli to noszenie może być znacznie krótsze niż w tej powieści, będzie się liczyła każda sekunda. Warto próbować, może nawet wbrew zdziwieniu otoczenia, i przy tym rozwiewać ewentualną obawę: „Tak bardzo się boję, że on pomyśli, że wszyscy jesteśmy jacyś dziwni”. Bo jak głosi tytuł jednej z książek autorstwa Karolina Sulej, wszyscy jesteśmy dziwni. I przez to prawdziwi. („Rób po prostu to, co byś robiła, gdyby dzisiaj był całkiem normalny dzień”).
Myślicie, że to prawda, że kiedy człowiek umiera, przed oczami przebiega mu całe życie? (…) Wyobrażam to sobie jako przygotowany na śmierć pokaz przezroczy. (…) Ponieważ nie da się zaprezentować kompletnego życia, musi zostać dokonany jakiś wybór. Ale według jakich kryteriów? Jakie są najważniejsze sceny z życia? Z punktu widzenia śmierci, ma się rozumieć.
Rafał Kowalski
Mariana Leky, Sen o okapi, Wydawnictwo Otwarte 2021, s. 344