Dwadzieścia lat temu wróżka przepowiedziała mi, że umrę w wieku 64 lat. Została więc dycha z małym hakiem. Biorąc pod uwagę kilkuletnie terminy przyjęć w specjalistycznych przychodniach, rozpocząłem negocjacje z moim lekarzem rodzinnym w sprawie uzyskania skierowań do większości z nich. Nigdy nie wiadomo na co się zachoruje za parę lat.
Wszystko zaczęło się niedawno. Po kontuzji stawu łokciowego dostałem skierowanie do poradni chirurgii urazowo-ortopedycznej. Kilkudniowe próby dodzwonienia się ostatecznie zakończyły się sukcesem. Miła pani recepcjonistka zaproponowała mi (z niekłamaną satysfakcją w głosie) kwiecień 2023 roku. Tak oto legła w gruzy moja dobrze zapowiadająca się kariera tenisisty ziemnego. Dzięki rodzimej służbie zdrowia Rafael Nadal i Novak Djoković mogą spać spokojnie.
Kiedy rozłączyłem się, struchlałem z przerażenia. O ile do 2023 roku łokieć jakoś dotrwa na przeciwbólowych, o tyle żołądek, nerki i serce już nie koniecznie. Wyczytałem to z ulotki leku. A ponieważ jedyną chorobą na którą nie choruję jest hipochondria, rozpocząłem bój o skierowania do przychodni gastrologicznej, onkologicznej, nefrologicznej i kardiologicznej. Jestem przekonany, że w którąś się wstrzelę. O poradnię psychiatryczną nie martwię się (to w kontekście hipochondrii). Tam ponoć przyjmują bez skierowania.
Cóż, już nie wierzę, że jakikolwiek rząd poprawi katastrofalną sytuację polskiej służby zdrowia. Całą nadzieję pokładam więc w panu Antonim – naszym rodzinnym tropicielu katastrof i patronie spraw beznadziejnych. Aresztowanie rosyjskich kontrolerów lotu to mały pikuś w porównaniu z uzdrowieniem służby zdrowia. Ale kto jak nie on? Tylko pan Antoni potrafi udowodnić każdemu niedowiarkowi, że nie ma rzeczy niemożliwych. Nawet jeśli są.