„Naszą ambicją było, by noga naszych dzieci nigdy nie stanęła za ladą. Nigdy. Dzieci miały iść na studia, których my nigdy nie skończyliśmy. Uczyliśmy się od Żydów. Pierwsze pokolenie zarzyna się w sklepie, drugie idzie na prawo lub medycynę, trzecie pokolenie zajmuje się filozofią. Dzieci skończyły uniwersytety: w Princeton i na Florydzie. Kiedy będę miał wnuki, będę prowadzał je do teatru i do muzeów. Tam, gdzie sam nie byłem”.

Tak Autorce rzekł Mieszko, jeden z głównych bohaterów tej książki związany z Greenpointem: dzielnicą nowojorskiego Brooklynu nazywanej „Małą Polską”. Najważniejsza wydaje się tu jednak nie liczba osób deklarujących pochodzenie polskie – lecz postawy życiowe znane w kraju nad Wisłą i zderzenie ich w nową rzeczywistością. Tych postaw jest tu więcej niż kolorów tęczy. Co tylko dowodzi, że dla Ewa Winnicka (znanej też jako Ewa Winnicka) obce jej jest pisanie z tezą, generalizowanie, podejście do bohatera bez chęci wysłuchania – nawet jeśli może się z nim nie zgadzać.

Jest więc Mieszko; jest i Janina uważająca się za rasistkę: „Żyd ma to do siebie, że on rządzi całym światem. To jest po prostu Żyd. A czy trzeba go lubić? Nie, on ma swoje państwo i niech spierdziela. Tak jak czarny na drzewo, tak on do Izraela”. Autorka przedstawia Dagmarę, która podczas pracy w kawiarni tak zżyła się z klientami, że gdy z niej odchodziła, ściskali ją na ulicy. Bibliotekarkę Izabelę, społeczniczkę unikającą polskiego piekiełka; dla niej Greenpoint okazał się miłością i przekleństwem. I artystę Andrzeja narzekającego: „Jeśli spytasz, czemu nie napiszą o mnie w >>New York Timesie<<, to ja ci odpowiem, że to jest gazeta założona przez lewicowego Żyda. Krytycy w tej gazecie hołdują sztuce abstrakcyjnej, ja ją uważam za antysztukę”.

Dzięki temu, że Ewa Winnicka nie używa okularów czarno-białych, z jej książki można dowiedzieć się na przykład o nacjonalistycznych działaniach niektórych hierarchów kościelnych. Dla równowagi przytacza postać księdza Wacława Kruszki, którego marzeniem było zjednoczenie Polaków w Ameryce „pod jednym wielkim namiotem”. Są amerykańskie Żydówki pomagające Polkom – i mający pochodzenie żydowskie pan Nadler z krzywdzącym spostrzeżeniem: „Wiesz, że to Polacy wybudowali obóz koncentracyjny Auschwitz dla Żydów, prawda?”.

Jedni ze swoich Łomż, Rzeszowów, Ostrołęk przebywają Ocean i nie radzą sobie; popadają w alkoholizm i depresję, stają się bezdomni lub częścią towarzystwa skłóconego i zawistnego (Tadeusz: „Coś jest w polskiej psychice, że nie ma miejsca na dyskusję i dogadywanie. Albo będzie, jak ja chcę, albo w ogóle. Byliśmy w Polsce jednolici, biali i katoliccy i nie nauczyliśmy się współżyć z innymi. To jest nasza bieda”). Choć niektórzy z nich potrafią się podnieść dzięki pomocnym dłoniom. Inni wbrew wielu przeciwnościom – chciwym deweloperom, nieuczciwym prawnikom, słabej znajomości języka, rodakom rzucającym kłody pod nogi – dochodzą do czegoś. Przy czym to „coś” wcale nie musi oznaczać majątku wartego miliony dolarów – ale na przykład własny nieduży sklep, chęć niesienia pomocy, wyzbywanie się stereotypów dotyczących innych ludzi. Czyli postaw przeciwnych na przykład takiej: „Najwięcej lesbijek i pedałów jest u milionerów, więc nie można powiedzieć, że pieniądze zawsze przynoszą szczęście”.

W tej opowieści o „Małej Polsce” – w której jest miejsce również dla pomników z urwanymi głowami, afer szpiegowskich, nieszczęśliwych miłości, dramatów pokoleniowych, znaczenia biznesu funeralnego, znanych artystów z wrednymi charakterami, mnichów porzucających stan duchowny, słów „fejwer” i „kakrocz”, fragmentów artykułów i pamiętników sprzed wielu lat (brawa dla Autorki za pokaźny risercz) oraz dla „wrednych bab” walczących o swoje – to właśnie wydaje się najważniejsze. Jest spełnionym amerykańskim snem.

„Czasem czuję się biedny, jak mnie na autostradzie mija koleś w aucie droższym niż mój dom i samochód. Ale przecież mam wszystko. Biedny Miecio z Bochni, co sobie kwiatuszki malował, zarobił na dom w Ameryce, po sześćdziesiątce zrobił prawo jazdy i napierdala po autostradzie; naprawia starocie, handluje antykami, zaraz otworzy zakład kowalski w Pensylwanii”.

Rafał Kowalski

Ewa Winnicka, Greenpoint. Kroniki Małej Polski, Wydawnictwo Czarne, 2021, s. 408