„Pan pyta, co mi daje siłę? Świadomość, że gdzieś tam w moim prawdziwym domu jest ktoś, kto mnie kocha i tęskni. Ośrodek nigdy nie będzie domem, ale staram się cieszyć, z czego tylko mogę. Dziś na przykład słońce tak pięknie świeciło przez okno, a na obiad była biała kiełbaska z kapustą i ziemniaczkami, pycha”.

Ta książka sprawdza ostrość wzroku, ale jest czymś więcej niż tablica Snellena. Bo tu nie chodzi o pojedyncze litery, lecz dostrzeżenie czegoś bardziej.

Że coś więcej może kryć się za określeniem „zwyczajność”: „Małżeństwo nasze było najnormalniejszym małżeństwem, jak każde inne”; „A ona? Taka zwyczajna. Uwielbia krzyżówki, przeczytała chyba wszystkie kryminały z osiedlowej biblioteki”; „Mieszka wieś obok, żona, czworo dzieci, trochę krów, ani biedni, ani bogaci, zwyczajni”. Kobieta lub dziecko mogą być nikim dla rolnika-alkoholika i szanowanego pana inżyniera.

To samo dotyczy słowa „odpowiedzialność”. Ojca córki bardziej ciekawią jego byki, telewizja i kawa niż to, co i gdzie studiuje jego córka („Sprawiał wrażenie, jakby nic go nie interesowało”). Dziewczyna po zabiciu dziecka potrafi przyznać, że zrobiła to ze strachu przed dalszym życiem. Dorosły kierowca autobusu rozkłada ręce: „Że z tego dziecko będzie, pojęcia nie miałem. To kobieta powinna myśleć”. A chłopak w chwili próby życiowej wybiera coś innego niż pomoc swojej sympatii: „Po południu wrócili rodzice. Matka widziała, że z córką coś się dzieje. Znad komputera Mikołaj powiedział, że Julię boli brzuch i dobrze by było, żeby pojechała do lekarza. Nie mógł tak nagle skończyć gry. Gdyby to zrobił bez powodu – wyjaśnia mi – mógłby dostać bana, czyli administrator by go zablokował”.

Czasem naprawdę potrzeba niewiele; możliwość zareagowania w porę bywa na wyciągnięcie ręki. Ktoś przyznaje, że wszystko mogło potoczyć się inaczej, gdyby w jego domu było więcej rozmów jak ojca z synem, dobrych, normalnych. Ktoś inny słyszy za ścianą coś niepokojącego, lecz nie chce, by potem ewentualnie ciągano go po sądach, policjach: – Mnie też mąż bił i każdy miał to w dupie, dopiero gdy sama poszłam na komisariat, to coś się zmieniło. Jest znieczulica, taką generację mamy, każdy jest sam, człowiek człowiekowi zgotował ten los, niestety – przyznaje kobieta, gdy jest już za późno.

Brak reakcji na czas może skończyć się zabójstwem, samobójstwem, okaleczeniem psychicznym na lata. Chłopak dopiero po siedmiu latach pobytu u demonicznej rodziny zastępczej dowiedział się, że nie wolno bić dzieci. A przecież siniaki wcale nie muszą rozwinąć się w coś więcej.

Żeby powstał ten książkowy sprawdzian oczu, Autor rozmawia z bliskimi ofiar, świadkami, sprawcami rzeczy złych. Od zabójcy słyszy, że żona sama się powiesiła. Kobieta krzywdząca dzieci w rodzinie zastępczej napisała mu w SMS-ie, by „spierdalał, oskarżyła o nękanie i zagroziła pozwem”. Ale kiedy indziej przekonuje się, jaką siłę może mieć miłość rodzicielska: „Nic po nim nie widać, że upośledzony, prawda? Moi zdaniem nie widać. Nie mówię do niego tak jak żona, on i tak przecież nie rozumie. Ale miłość okazuję inaczej, to moje życie, zdanie o niego, żebym zawsze był gdzieś obok, gdy mnie potrzebuje. Nie mówię do niego czule, ale w środku tak o nim myślę, Karol, mój chłopak, syn”.

Są dziennikarze, którzy cechują się prostackim językiem i spekulacjami, powiązaniami biznesowo-politycznymi i populizmem. Jednak są też reporterzy, tacy jak Paweł Piotr Reszka.

„Ale jak to wszystko w ogóle było możliwe?”.

Rafał Kowalski

Paweł Piotr Reszka, Białe płatki, złoty środek. Historie rodzinne, Wydawnictwo Agora 2021, s. 304