„A ona wszystko mi wybaczała. Zdobyła moją miłość cierpliwością i sercem. My, wychowankowie domów dziecka, byliśmy jak wilczęta, szorstkie z zewnątrz, w środku jednak dobre, tylko nie mogliśmy sobie pozwolić na okazywanie uczuć. Bardzo się potem związałyśmy z moją mamą, ale nigdy w życiu nie powiedziałam jej słowa >>kocham<<, nigdy nie przytuliłam, nie pocałowałam. Trudno to sobie nawet wyobrazić”.
Choć to już żadne odkrycie, warto je przypominać: o wydarzeniach istotnych w dziejach świata najlepiej opowiadają historie „zwykłych” ludzi, zazwyczaj w cieniu bardziej znanych postaci. Dla przykładu w 2019 roku udowodnił to Cezary Łazarewicz; jego książka Nic osobistego. Sprawa Janusza Walusia nie jest narracją tylko o tytułowym jegomościu i jego zbrodni na Chrisie Hanim. Rok później wyszła Walentynowicz. Anna szuka raju duetu Dorota Karaś i Marek Sterlingow – w tej publikacji jest wiele osób, o których może nie miało się pojęcia. Taka jest też „Wojenka”, tegoroczna nowość autorstwa Magda Grzebalkowska.
Podtytuł tej książki sugeruje, że to opowieść o dzieciach, które w wojenny czas dojrzewały szybciej i brutalniej. Doświadczały nagle przerwanej codzienności, którą dobrze znały. Faktycznie, w „Wojence” ten wątek wydaje się najważniejszy. Lilia na terenie ZSRR, Serafin wyrwany z Kraju Basków, Janina „Myszka” po wybuchu Powstania Warszawskiego… Zderzają się z głodem, oderwaniem od rodziców, widokiem pierwszego trupa. Sytuacjami, jak ta podczas kopania grobu w ogródku w trakcie powstania w 1944 roku: „Jedenastoletnia Agnieszka stoi z boku, żeby nie przeszkadzać. (…) Obserwuje jej matkę: rozpacz, niemoc, ręce które raz wygrażają niebu, żeby zaraz tulić ciało córki złożone na noszach. Słyszy sanitariuszy, którzy mówią do osieroconej kobiety: – Proszę pani, trzeba umyć nosze z krwi. Mamy następnych zmarłych”.
Równie trudne, jak przetrwanie w wojennych okolicznościach, jest w wielu przypadkach powracanie do normalności już po wszystkim. Niklas ma „zatrutą duszę” widokiem codziennych zbrodni, jakie działy się wokół niego. Janina jest pesymistką, wiecznie małym dzieckiem okaleczonym psychicznie. Serafin jeszcze jako nastolatek przestał tęsknić za rodzicami, utracił synowskie uczucia. Czy im się uda?
To książka o wojennych paradoksach. O zamykaniu w obozach Amerykanów japońskiego pochodzenia po ataku lotniczym Japonii na Pearl Harbor. Prześladowaniu Basków przez generała Francisco Franco, choć przecież nie są wrogami chrześcijaństwa. No i ta niesamowita historia dwóch braci (Jan Daniluk, ponoć maczałeś palce w jej powstaniu): „Peter Wieck, przyrodni brat Michaela, walczy na froncie wschodnim. Tego samego lata, gdy jego żydowski współbrat uroczyście obchodzi swoją bar micwę, on polewa benzyną żywego Rosjanina z piersią pełną medali”.
Wojenka jest również o warsztacie reporterskim. Autorka opisuje, jak ze swoim bohaterem milknie w mieszkaniu w „małym nadmorskim baskijskim Getxo”, a za oknem „zacina sirimiri”. W USA z innych swoim rozmówcą pędzi w tanecznych podskokach po parkiecie. Zachęca swoją bohaterkę do plunięcia do fiolki, która jest częścią zestawu do badania DNA. „– A co było najgorsze w wojnie? – pytam emerytowanego podpułkownika lotnictwa Hieronima Kowalskiego, który ma oczy błękitne i dobre”.
Podkreśla też wartość szczegółu w reportażu. Stąd niemieckie papierosy marki Juno i radzieckie biełomory; skórzane palto Hansa Franka z „kościanymi guzikami i szerokim kołnierzem”; nóż zrobiony z kawałka drutu kolczastego, uklepanego młotkiem. Autorka pisze: „Lubię trzymać w ręku przedmioty związane z opisywanym tematem. Łatwiej mi wtedy przychodzi zrozumienie opowieści, jakby rzeczy nieożywione potwierdzały słowa ludzi, z którymi rozmawiam, nadawały im wiarygodności”. Potwierdza tym to, co na przykład podkreślała Karolina Sulej całą swoją ubiegłoroczną książką Rzeczy osobiste.
To też książka o pamięci, jak bardzo bywa ulotna i jak trudno ją utrzymać bez zmian. I o Polsce, nawet w tych tekstach, które nie dotyczą jej bezpośrednio. Bo czy na przykład znajomo nie brzmi nauczanie kobiet w przedwojennych Niemczech, że zachodzą w ciążę nie dla siebie, lecz dla narodu? Albo protestowanie w Izraelu z transparentami „TAK dla wolności sumienia; NIE dla religijnego przymusu”?
I najważniejsze dla mnie: Wojenka odtwarza się we mnie po jej przeczytaniu.
„Stanowiła całkowite przeciwieństwo siebie z czasów wojny. Przestała mi mówić, co mam robić, akceptowała każde moje posunięcie. Potrzebowałem trochę czasu, żeby od nowa ją poznać, zaakceptować. Zrozumiałem, że byłem jej powodem do życia, a kiedy się rozstaliśmy, straciła go. Miałem wrażenie, że dopiero teraz, kiedy byłem już całkowicie bezpieczny, pozwoliła dopaść się traumie wojennej”.
P.S. W książce Reszta ciała o żydowskiej pamięci pokoleń upamiętniłem moją Babcię; Magda Grzebalkowska zrobiła to w Wojence z Babcią swoją. I za to dziękuję jej oddzielnie, choćby za ocalenie Babcinego słowa „najsampierw”.
Rafał Kowalski
Magdalena Grzebałkowska, Wojenka. O dzieciach, które dorosły bez ostrzeżenia, Wydawnictwo Agora, 2021, s. 416