Profesor Jerzy Wojciech Borejsza należy do najwybitniejszych badaczy dziejów ostatnich dwustu lat. To jego wiedzy i pióru zawdzięczamy opis historii polskiej emigracji XIX wieku, biografię Armanda Lévy’ego – sekretarza Mickiewicza, serię książek o XX-wiecznych faszyzmach, a wśród nich znakomitą pozycję o antyslawizmie Hitlera, oraz biografię Walerego Wróblewskiego – uczestnika Komuny Paryskiej i powstańca styczniowego. Z wydaniem każdej profesor Borejsza wstrzelił się w odpowiedni czas. Rozprawy o faszyzmach, ukazujące wspólne cechy totalitaryzmów, dziś czyta się jako proroczą przestrogę. Książka o Armandzie Lévym ukazała się tuż po Marcu ’68 i była ważnym głosem w dyskusji na temat filosemityzmu Mickiewicza. A biografia Wróblewskiego była i jest odtrutką na naszą „politykę historyczną”, która eliminuje z życia społecznego „pamięć o polskiej lewicy”.

Borejsza jest bardzo skromny i powściągliwy w przypisywaniu sobie zasłużonej chwały, a przy tym niezwykle autoironiczny. Przykładem tego mogą być słowa zapisane w jego najnowszej książce Ostaniec, czyli ostatni świadek: „Zacząłem osiemdziesiąty trzeci rok życia. Strefa wdów, strefa wymierania. Niewielu moich równolatków jest zdrowych i gotowych do kontaktów, do wymiany myśli. Niezbyt wielu zaś młodszych o dwa, trzy pokolenia pojmuje dokładniej świat moich myśli, odczuć i wspomnień. A więc na wszelki wypadek je spisałem. […] Zasłużę może na klepsydrę w wejściu do Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk na Rynku Starego Miasta w Warszawie. Nie stworzyłem żadnego przełomowego dzieła… Miałem chyba sporo dobrych pomysłów i dobre pióro. Niespełniony pisarz, który został historykiem”.

Książka przekonuje, że pióro profesora Borejszy jest szczególne. Przekonuje również o tym, że autor doskonale się czuje w demaskowaniu „polityki historycznej”. Jest ona dla niego przeciwieństwem „prawdy historycznej”. A właśnie próby jej zafałszowywania lub upraszczania dla doraźnych korzyści były i są grzechem głównym polskiego życia społeczno-politycznego. Chęć odczarowania „polityki historycznej” jest myślą przewodnią omawianej książki. Pamięć ludzka jest ulotna, dlatego też świadectwo profesora Borejszy, zawsze oparte na dokumentach, jest tyleż solidne, co wyjątkowe.

Świadkowie historii są zawsze najcenniejszym źródłem historycznej informacji. Jego ojciec, też Jerzy, był najpierw anarchistą, a potem zadeklarowanym komunistą. Walczył w wojnie hiszpańskiej, a od 1945 roku współtworzył wydawnictwo „Czytelnik”. Był zwolennikiem pozyskania dla nowej władzy intelektualistów rozmaitych przekonań. Za swoje przekonania został odsunięty na boczny tor. Zmarł przedwcześnie, dwa lata po tajemniczym wypadku samochodowym.

Sam Jerzy Wojciech jest potomkiem dwóch rodzin żydowskich, niemal całkowicie wymordowanych podczas drugiej wojny światowej. W latach 50. studiował historię w Kazaniu i w Moskwie, potem został wykładowcą na Uniwersytecie Warszawskim. W 1975 roku przeniesiono go do Instytutu Historii PAN, gdzie został profesorem.

Historia rodziny profesora Borejszy, jego życie i żywy umysł czynią z niego spostrzegawczego obserwatora dziejów najnowszych, a zarazem człowieka o wyraźnie skrystalizowanych poglądach. I chociaż jego przekonań podzielać nie musimy, to warto sięgnąć po tę książkę. Powodów jest co najmniej kilka.

Książka kusi treścią. Są tam portrety bliskich i nieznane fakty z czasu pobytu Borejszy seniora w Moskwie w czasie drugiej wojny światowej, jego przyjaźń z odsuniętą na margines religijną poetką Marią Szkapską. Jest opis spotkania z Mariną Cwietajewą niedługo przed jej samobójstwem i wspomnienie niepokornej pianistki Marii Judiny (ulubienicy Stalina).

Borejsza relacjonuje też życie codzienne studentów obcokrajowców w Związku Sowieckim. Interesujący jest opis stopniowej utraty wiary w komunizm. Zainteresowanie wzbudza niezwykła opowieść o pozyskaniu dla Polski archiwum wielkiego francuskiego polonofila Paula Cazina. Zagubione rzekomo dzienniki Cazina Borejsza znalazł w zwałach brudnej bielizny damskiej na dnie ogromnej szafy jego niezbyt zrównoważonych córek. Ciekawe są też anegdoty o gościach Stacji Naukowej PAN w Paryżu, na przykład ta o jednej z jego koleżanek, która w czasach PRL-u doświadczyła paraliżującego strachu przed oficerem bezpieki. Okazało się, że w zamian za otrzymany w Warszawie paszport miała wysyłać mu informacje o mostach wokół Paryża. Borejsza pisze: „Posłaliśmy ją do księgarni. We Francji mostów nie chroniła tajemnica państwowa”.

Autor opisuje lata dzieciństwa, które spędził m.in. w Łodzi i na warszawskim śródmieściu. Wspomina swoich szkolnych kolegów, w tym słynnego dziś polskiego pisarza Jana Marka Rymkiewicza, wysokich partyjnych dygnitarzy – Józefa Cyrankiewicza, Władysława Matwina i innych, ale także ciekawe osobistości polskiej kultury, na przykład Władysława Broniewskiego, który był sąsiadem Borejszów w Alei Róż.

Istotne jest również to, że autor nie przeszedł obojętnie wobec swojego pochodzenia i pochodzenia najbliższych krewnych. Często wspomina rodziców. Nie boi się przyznać, że oboje byli zauroczeni komunizmem i wiele dla tego ruchu poświęcili. Chwilami można nawet odnieść wrażenie, że Borejsza junior stara się zmierzyć z postacią własnego ojca – a nie jest to rzecz ani łatwa, ani prosta. Jerzy Wojciech doskonale zdaje sobie sprawę z tego, kim był jego ojciec, i robi wiele, aby choć trochę usprawiedliwić ojcowską aktywność. Przypisuje mu naiwność: „Jak twierdził jego brat, sławny pułkownik służby bezpieczeństwa Jacek Różański, nie nadawał się na stalinowca, bo obce mu było uczucie nienawiści. Francuska dziennikarka Dominique Desanti, znająca doskonale Borejszę, opisywała go jako świetnego menedżera i łatwowiernego polityka”.

Ważną część książki stanowią rozdziały poświęcone rozpętanej w latach 60. nagonce antysemickiej i antyinteligenckiej. Autor pisze o tych, którzy w jego ocenie bardzo różnie się wówczas zachowywali. Przytacza także historie związane z niektórymi postaciami polskiej nauki, jak choćby nieżyjący już wybitni badacze. Na kartach książki pojawiają się m.in. Aleksander Gieysztor i Andrzej Nieuważny.

Poza niewątpliwymi atutami historycznymi, i zapewne kontrowersjami, Ostaniec… jest przede wszystkim książką świetnie napisaną. Borejsza uwodzi czytelnika sposobem narracji. Użyty przez niego język i zastosowana konstrukcja książki, tj. niewielkie i nienużące rozdziały, których jest przeszło osiemdziesiąt, sprawiają, że publikację tę czyta się wybornie. Warto po nią sięgnąć.

Robert Majewski

Jerzy Wojciech Borejsza, Ostaniec, czyli ostatni świadek, wydawnictwo Wielka Litera, 2018, s. 584