Zawsze najbardziej lubiłem oglądać sztukę, której nie rozumiem. Szczegółowiej: tej, której nie rozumiem jak powstaje, jakie są kanony oceniania. Wtedy jestem bezkrytyczny, bo nie „dzielę włosa na czworo”. Lubię, bo lubię. Mam na myśli malarstwo, teatr, film i literaturę.

Dlatego muzyki nie lubię. Choć ją kocham ponad inne dziedziny sztuki (wręcz ponad wszystko). W muzyce (a właściwie w wykonawcach) drażni mnie, że partaczą, bo to słyszę.

Ale do rzeczy, bo to nie o nich wpis (ani nie o muzyce). To penegiryk dla serialu Fallout, emitowanego na Prime Video. Fallout ma lekkość kolibra i ciężar traktatu filozoficznego. Koniecznie obejrzyjcie! No i ten Jonathan Nolan…