Ludzie mówią, że polska służba zdrowia leży, a rząd nie dba o zdrowie Polaków. Mają rację. Czuję wyraźnie, że władzy nie zależy na tym, abym schudł. Nasi przywódcy wiedzą, jak mi skutecznie utrudnić walkę z otyłością. Wystarczy nałożyć podatki na dostawców usług cyfrowych, w tym m.in. Netfliksa, Spotify, a nawet Facebooka.

Co ma wspólnego Netflix z moją walką z nadwagą?

Popcorn.

Z miłością do jedzenia prowadzę długoletnią i nierówną wojnę. Ostatnio zacząłem liczyć kalorie. Aplikacja w moim telefonie podpowiedziała mi, że abym schudł do upragnionych 80 kilogramów, powinienem maksymalnie dostarczać organizmowi 1500 kilokalorii dziennie.

To mniej więcej tyle, ile pół hamburgera albo dwa mielone z kartoflami. Nie wchodzi w grę nawet herbata bez cukru. A gdzie jest miejsce na popcorn tak konieczny podczas wieczorów z Netfliksem? Bez Netfliksa i popcornu przecież nie ma życia.

A jeśli nawet jest, to nie ma ono sensu.

Wzorem znajomego, który przeszedł na dietę alkoholową (decydując się na nią, powiedział mi: „Widziałeś kiedyś grubego pijaka?”), postanowiłem przejść na dietę popcornową. Cały dzień nic, a wieczorem cztery opakowania prażonej kukurydzy. Najpierw odcinek „Homelandu” i pierwsza paczka, druga podczas tokszołu Davida Lattermana, przy trzeciej „Breaking Bad”, a przed snem czwarta w trakcie „Peaky Blinders”.

Ważne są też inne założenia mojego eksperymentu. W ciągu dnia w pozycji siedzącej przebywałem tak długo, jak to tylko możliwe. Nie było żadnego joggingu ani jazdy na rowerze. Nie było niskotłuszczowych jogurtów ani ziółek w miejsce kotletów i frytek. O zgrozo, nie było nawet alkoholu. Jedynie popcorn.

A oto wyniki. Po miesiącu eksperymentu schudłem 100 gramów. Niby nic wielkiego, niby mój tors nie zaczął przypominać torsu Brada Pitta, ale to jednak sukces dający nadzieję. Szybko obliczyłem, że przy tym tempie spadku wagi zakładany cel osiągnę, gdy będę miał 536 lat. Same plusy: nie dosyć, że zrzucę kilogramy, to jeszcze osiągnę starotestamentalną długowieczność.

I tak sobie trwałem w moim postanowieniu do dnia, gdy rząd ogłosił pomysł opodatkowania Netfliksa.

– I po co to wszystko? Po co tyle wyrzeczeń? – pomyślałem. Wystarczy, że dorabiam producentów popcornu, rządu nie będę. Wróciłem więc do mielonych, bigosu, słoniny i piwa.

Ale z Netfliksa i popcornu też nie zrezygnuję. Bez nich nie ma życia. A jeśli nawet jest, to nie ma ono sensu.

Robert Majewski