„I zrozumiałam tam jeszcze, dlaczego Pluszcz zaczynał od badania dziecięcych zabaw: dziecko, od chwili, w której zaczyna zadawać światu pytania, jest wzorem >>intelektualisty idealnego<< – człowieka ciekawego, homo curiosus. W większości z nas ów homo curiosus zamiera, ledwie zaczniemy wpisywać się w społeczeństwo, i celem wszystkich społeczeństw totalitarnych, minionych i przyszłych, jest właśnie wychowanie >>posłusznego dziecka<< – człowieka, który nie zadaje pytań. Leonid Pluszcz pozostawił nam świadectwo, że niemożliwe jest wyhodowanie takiego człowieka jako gatunku”.
Pluszcz był ukraińskim matematykiem, który w ZSRR ośmielił się otwarcie stanąć w obronie praw człowieka, za co został aresztowany i przymusowo leczony psychiatrycznie. Jest jednym z bohaterów zbioru esejów autorstwa Oksany Zabużko Planeta Piołun (wydanych przez Wydawnictwo AGORA, przetłumaczonych na język polski przez: Katarzyna Kotyńska, Anna Łazar i Joannę Majewską). Właśnie Pluszcz zaczął mówić po ukraińsku po tym, jak w bibliotece publicznej ktoś, słysząc jego ojczystą mowę, gniewnie krzyknął po rosyjsku: „Mów po ludzku!”. Autorka komentuje jego postawę, że wybór raz dokonany, by stanąć po stronie poniżonego, na zawsze odcina pędy wszystkich możliwych wątpliwości i kompromisów.
Zachować siebie w systemie totalitarnym starała się też ukraińska malarka Kateryna Biłokur. W okolicznościach, w których wielu jej rodaków, by przeżyć, uczyło się nie tyle mówienia, ile milczenia. Oksana Zabużko wierzy, że dopiero „gdzieś w pośmiertnym panteonie naszego narodu na zawsze wolna” artystka „maluje teraz w pełni swoich możliwości – tak jak przez całe życie pragnęła tego na Ziemi”.
Sama ukraińska pisarka znajduje się w sytuacjach, kiedy można milczeć, ale też można mieć odwagę przemówić. Jak wtedy, gdy rosyjski poeta-dysydent Josif Brodski (noblista przecież) otoczony swoimi klakierami pyta się jej, gdzie jest ta Ukraina. Ona mu odpowiada: „Nadal tam gdzie zwykle, między Polską a Rosją!”, robiąc przy tym „dwa beztroskie wymachy – jeden z jego stronę, drugi w przeciwległą”. Zabużko docenia przy tym geniusz Brodskiego, jednocześnie podkreśla, że na długo przed Putinem był on „rzecznikiem nowej geopolitycznej doktryny Kremla – zjednoczonego przez język rosyjski, na wzór Wielkiej Brytanii, wszechświatowego >>imperium bez granic<<, innymi słowy >>russkogo mira<<”.
Autorka wierzy, że dzieło sztuki może być czymś więcej niż na przykład „tylko” filmem na jakimś nośniku – skoro choćby niektóre dzieła Adnrija Tarkowskiego potrafiły wzbudzić opór władzy („może budzić czysto irracjonalną, fizyczną agresję, jak zapach obcego [można sobie wyobrazić, jak Troja nienawidziła Kasandry!])”. Nieprzypadkowo samozwańczy białoruski prezydent Łukaszenka wiosną 2013 roku zabronił organizowania Dni Białoruskiej Literatury, a miliony jego krajan obecnie nie rozumie już języka swoich przodków.
Zabużko zachęca przy tym do umiejętnego korzystania z dzieła sztuki jako narzędzia komunikacji poprzez czas – dlatego na przykład szuka połączeń między filmem Melancholia Larsa von Triera i katastrofą w Czarnobylu. Wydarzeniem, które według niej dało „pierwszy impuls ukraińskiej rewolucji, która w ostatecznym rozrachunku zadecydowała o wynikach referendum o niepodległości Ukrainy z grudnia 1991 roku”.
Ta umiejętność, według niej, może pomóc rozpoznać niebezpieczeństwo wtedy, gdy jeszcze nie jest za późno, pobudzić naszą intuicję. Pisarka zachęca pokazując, że nawet w bajce o kalinowej fujarce można odnaleźć prawdę o „utajonej powszechności zła” – o tym, że „zło może pojawić się bez żadnych powodów, przyczyn, motywów, usprawiedliwień – istnieje po prostu dlatego, że istnieje. Że tak jest świat urządzony. (…) Zło mogło kryć się pod kanapą, w łazience, póki ktoś nie włączy tam światła, w schowku na zabawki, póki jest zamknięty (oczywiście kiedy ma się cztery lata, zbyt trudno jeszcze sobie wyobrazić, że najwięcej zła kryje się w ludzkich umysłach i że tam właśnie znajduje się najciemniejsze i najrzadziej wietrzone miejsce na Ziemi!)”.
Oksana Zabużko w tym zbiorze esejów potrafi przykuwać słowami pobudzającymi wyobraźnię („Walcott pisze pierwotnie surowymi, osieroconymi słowami – nie dlatego, że nabrały wilgoci od oceanicznego powietrza, ale że po raz pierwszy musi przepuszczać przez nie głuchy jęk dotąd niemego i w swojej niemocie groźnego i niepewnego świata, z którym stoi twarzą w twarz – jak kiedyś Adam z nowo stworzonym światem: ani Shakespeare, ani Thomas nie mogą mu przyjść z pomocą”). Łączy z przekazem o czymś tak fundamentalnym, jak odwaga obrony siebie z zderzeniu z teoretycznie silniejszym od siebie. I podkreśla, że taka obrona ma większe szanse powodzenia, jeśli nie będzie osamotniona.
„Ach ty, głuptasku mój, głuptasku (…) – po co ci (powiedzmy) edukacja, po co ci trudzić główkę nad rzeczami, których za diabła nie pojmujesz, po co się pchać tam, gdzie i tak niczego nie zdziałasz, ja cię przecież kocham taką, jaka jesteś, bezwolną i nieporadną, miękką i ustępliwą, może troszkę zahukaną, ale zawsze wesołą, zawsze z rozpostartymi na moje spotkanie ramionami, gotową ofiarować wszystko dla mojej wygody (…) – chodź, lepiej zamknę cię na kluczyk, żebyś nie miała żadnych kontaktów z sobie podobnymi, słuchaj tylko mnie i żadnego wychodzenia z domu, chyba że ze mną pod rękę, i daj no, sprawdzę, co ty tam czytasz, skoro już (doprawdy, to skandal!) nauczyłaś się czytać”.
Rafał Kowalski
Oksana Zabużko, Planeta Piołun, Wydawnictwo Agora 2022, s. 378