Nie idzie mi pisanie, nie idzie czytanie, nie idzie słuchanie muzyki. Bez przerwy sprawdzam, co się dzieje.
Przypominają mi się opowieści matki i ojca o wojnie. O tym, jak musieli uciekać na wozie zakopani w pierzynę. O leżących na polach dziesiątkach ciał żołnierzy pozostawionych po przejściu frontu. Patrzyły na nie dzieci. Patrzyły bez trwogi. Była to dla nich codzienność.
Przypomina mi się opowieść, jak mojego dziadka wydała sąsiadka, bo ukrywał się w stodole przed Niemcami.
Bez przerwy zadaję sobie pytania: Dlaczego? O co ta wojna? Jak długo to potrwa? Czy dojdzie do nas? Próbuję czytać analizy. Każda inna. Nie znajduję odpowiedzi. Nikt jej nie ma. Wszyscy błądzimy.
Wściekam się na niewzruszoną wiarę naszych i światowych elit, że potwór nie wyjdzie spod łóżka, jeżeli się dostatecznie mocno zaciśnie oczy.
Odrzucam bez przerwy powracającą myśl, że to „wtedy” moich dziadków i rodziców stanie się „teraz”. Bo świat się zmienił, przekroczył jakąś granicę. Drżę o moje dzieci i dzieci z mojej szkoły, drżę o najbliższych, o przyjaciół. Czy oni wszyscy też to widzą, że „wtedy” staje się „teraz”? A może to tylko ja się zainfekowałem myślą o wojnie, która czai się za rogiem?
Jak to wszystko poukładać sobie w głowie, gdy się wie, że jedyną regułą, która pewnego dnia może zacząć obowiązywać, jest siła najeźdźcy. Jak to wszystko poukładać sobie w głowie, gdy powraca uporczywa myśl, że przyjdzie dzień, kiedy może już nas nie być, może nie być tych, których kochamy.
O tym wszystkim myślę w poprzednią niedzielę i czekam na poniedziałek (28 lutego), żeby wyrwać się do działania.
W poniedziałek już nie ma czasu na myślenie. W Rogozinie pojawiają się pierwsi Ukraińcy. Przyjeżdżają matki z dziećmi od półtora roku do 19 lat. Osiedlają się w prywatnych domach i w mieszkaniu komunalnym. Masa ludzi włącza się w pomoc. Ktoś w weekend remontuje dom, ktoś w jedną noc zakłada centralne ogrzewanie. Ludzie przywożą meble, ubrania, żywność, środki chemiczne, zabawki. Ktoś kupuje router z dostępem do internetu, ktoś przywozi laptopy, kuchnię gazową, lodówkę. Radzanowski wójt tworzy sztab kryzysowy. Chyba na początek mamy wszystko poukładane.
Kończę pisać ten tekst we wtorek. W południe mieliśmy spotkanie z ukraińskimi uchodźcami. Kobiety ukradkiem ocierają łzy. Jedna z nich opowiada, że w czwartek nad ranem obudziła ją córka, wołając: „Mamo, wstawaj, jest wojna!”. Potem usłyszała wybuchy bomb. Wyprawiły się w drogę w kilka minut. Na granicy przeżyły horror. Był taki tłok, że tłum zadusił jakieś maleńkie dziecko. W końcu znalazły się w Polsce.
Kiedy wszyscy już są, witam ich i mówię kilka zdań po ukraińsku. Do tego przygotował mnie Google Translator. Chyba powiedziałem nieźle, bo kiedy pytam, jak mi poszło, siedemnastoletnia Sonia mówi, że na „ósemkę” (na Ukrainie skala ocen jest od 1 do 12). Proponujemy im naukę języka polskiego, żeby jak najszybciej się usamodzielnili. Wszyscy chcą się uczyć. Dodatkowo dzieciom proponujemy zajęcia integracyjne w szkole. Polacy i Ukraińcy muszą się poznać, nauczyć się żyć w nowej rzeczywistości. Dotąd byliśmy jednorodną społecznością. Teraz to się zmieni. Nie proponujemy im żadnej poważnej nauki ani nawet zapisania się do szkoły. To jeszcze za wcześnie. Zrobią to, gdy będą gotowi, gdy ochłoną, gdy poczują się bezpieczniej.
Kiedy kończę ten tekst, Charków jest pod ciężkim ostrzałem, a do Kijowa ciągnie 60-kilometrowy konwój rosyjskich wojsk. Znów zaczynam myśleć o wojnie, znów zaczynam się bać. Dobrze, że jest jutro. Dobrze, że wyjdę do pracy i działaniem zabiję te cholerne myśli.
Wszystko jest lepsze niż wojna.
Robert Majewski
Tekst pierwotnie ukazał się 4 marca 2022 roku na łamach Gazety Wyborczej Płock.
Fot. Pixabay.com
Najważniejsze jest to Robercie, że piszesz oraz, że pomagacie. Życzę dużo siły oraz wytrwałości. Jeszcze będzie https://youtu.be/dUcWiRwtUxw
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Gary Babci Krysi Płock pomagają Ukraińcom i potrzebują pomocy.
Dodaje dodatkowy link z FB https://facebook.com/garybabcikrysi/posts/1627499724257951 oraz na Instagram https://instagram.com/garybabcikrysi/
PolubieniePolubione przez 1 osoba