Kiedy stoimy na granicy lądu i wody, obserwując powtarzający się ruch fal, który wydaje się wieczny (choć w rzeczywistości takie nie jest – pewnego dnia znikną przecież i Ziemia, i Słońce), namacalny staje się fakt, że jesteśmy na tym świecie najwyżej przez chwilę.
Han Kang w „słowie od autorki” wyraża głęboką wdzięczność poetce Kim Min Jeong, która czuwała nad redakcją „Białej elegii” (wydanej przez Wydawnictwo W.A.B., przetłumaczonej przez Justyna Najbar-Miller). Nie wiem, jaki był wpływ redaktorki na tę książkę. Faktem jest, że w tej prozie poezji jest dużo. I nawet trudno powiedzieć, że to powieść; raczej są to impresje, przemyślenia, krótkie eseje w kilkoma wspólnymi mianownikami.
Południowokoreańska pisarka punktem wyjścia uczyniła tu śmierć swojej starszej siostry – kiedy się urodziła, żyła dwie godziny. To wydarzenie skojarzyło się Autorce ze zniszczonym miastem, które się odrodziło (ciekawostka: chodzi o Warszawę, w której powstała niemal cała „Biała elegia”). Han Kang postanowiła „odrodzić” swoją siostrę w słowie pisanym („Wyobrażam sobie, że moja siostra przeżyła i że żywiła się tamtym mlekiem”), snując przy tym przemyślenia na temat przemijania otulonego bielą.
Pojawiają się więc płatki śniegu jako „tajemnicze sześciokąty foremne kolejno topią się i znikają, trwa najwyżej jedną, dwie sekundy”. Mgła przypominająca „półprzezroczystą kalkę techniczną”, zmieniająca wygląd rzeczy i ludzi na określony czas. Piękno przemijające w milczeniu. Ciało, które „od zawsze niszczeje i będzie niszczeć. Że nieustannie prześlizguje się przez palce”… A jednak, jakby wbrew wszystkiemu, Autorka ma nadzieję widzieć siostrę w milczeniu brzóz. Również w „cichości okien, przez które zimą wpadają promienie słońca. W błyszczących drobinkach kurzu, które drżą w ukośnej smudze światła padającej na sufit. W otoczeniu bieli, wszystkich białych rzeczy, wezmę w swoje płuca Twój ostatni oddech”.
A dlaczego nie? Przecież w naszym życiu tak wiele jest względności. Śnieg może być jednocześnie „zimny i wrogi” i „przytłaczająco piękny”; sól według Autorki emanuje „chłodnym pięknem”, a niektóre przedmioty „w ciemności wydają się białe”.
Poetyckość „Białej elegii” mocno odczuwalna jest na przykład w zdaniach: „Kiedy przeciąga się smyczkiem po strunie z metalu, można wydobyć smutne, przedziwne albo przenikliwe dźwięki – tak samo wystarczy pobudzić serce za pomocą tych słów, a z pewnością popłyną z niego zdania”; „O strumieniach chłodnych, czystych błysków, które w jednej chwili obmywały jej oczy, przynosząc zapomnienie”; W oknie na pierwszym piętrze powiewa delikatna firanka. Czyste i schludne rzeczy wywołują w nas bicie serca. Czy to dlatego, że w nas samych kołysze się coś, co jest białe i nieskazitelne?”. W tym wszystkim siostra Han Kang „rodzi się” na nowo. Nawet wbrew słowom samej Autorki, która w pewnym momencie pisze: „Więc gdybyś Ty żyła, mnie by nie było. Skoro ja żyję, Ty nie możesz”. Ale dzięki temu znów ma starszą siostrę, którą sobie często wyobrażała, gdy była mała. Posiada ją przynajmniej w ten sposób. I akurat to tylko od niej zależy, czy przeminie.
„Za każdym razem, gdy ogarnięta złym przeczuciem matka poruszała kołdrą, dziecko otwierało oczy, ale zaraz potem wzrok mu mętniał i opuszczało powieki. W pewnym momencie ustała nawet ta reakcja. Jednak zanim nastał świt, piersi matki w końcu wezbrały pierwszym mlekiem i kiedy spróbowała nakarmić dziecko, zaskoczona odkryła, że jeszcze tli się w nim życie. Nieprzytomnie zassało sutek i piło po trochu. Stopniowo coraz więcej. Z wciąż zamkniętymi oczami. Nieświadome granicy, którą właśnie przekroczyło”.
Rafał Kowalski
Han Kang (tłum. Justyna Najbar-Miller), Biała elegia, Wydawnictwo W.A.B. 2022, s.144