„Oczywiście czytaliśmy także wywiady z byłymi i aktualnymi piłkarzami i trenerami, ale największe wrażenie robiły jednak historie takie jak Maksa Rushdena, dziennikarza angielskich stacji radiowych i telewizyjnych, który po zakończeniu w Madrycie piątkowego dyżuru zrezygnował z oglądania meczu z wysokości trybun stadionu Wanda Metropolitano, oddał swoją wejściówkę jednemu ze zwykłych fanów i wrócił do Cambridge, by usiąść na kanapie z ojcem, który nauczył go wszystkiego o kibicowaniu Tottenhamowi”.

Olga Tokarczuk na pogrzebie profesor Marii Janion powiedziała, że największą chorobą naszych czasów stał się literalizm – jako tendencja do ograniczającej myślenie dosłowności, doświadczania powierzchownego; do niedoceniania metafory, ironii, poczucia humoru.

Literalizmem byłaby uwaga, że poważny dziennikarz Michał Okoński ma kaprys pisania o czymś tak niepoważnym, jak piłka nożna. Bo on potrafi oddać głębię i widzenie więcej nie tylko w kapitalnych wywiadach przeprowadzanych dla Tygodnik Powszechny. Jak, nie szukając daleko, w tym z Andrzejem Stasiukiem w ubiegłym miesiącu. Ale też w swoich książkach o futbolu, z których „Światło bramki” dopiero co ujrzała światło dzienne.

Tytuł „Oto człowiek”, jakim opatrzył rozdział o Leo Messim, dobrze oddaje podejście Autora do wielu postaci, które opisuje. Gdy pochyla się nad Johanem Cryuffem, podkreśla, jak przyszły geniusz futbolu pomagał opiekować się murawą stadionu: „Moment, w którym jako ośmiolatek wyszedł na boisko, by przy pełnych trybunach widłami napowietrzać ziemię w okolicach bramki, pamiętał lepiej od debiutu i pierwszego gola”.

Kiedy oddaje, jakim uwielbieniem darzony był Boski Diego, przytacza opowieść Argentyńczyka z pobytu w zakładzie psychiatrycznym – tam ludzie „podający się za Napoleonów i Robinsonów nie chcieli dać wiary, że naprawdę jest Maradoną”. Rzuca światło na francuskiego mistrza świata Liliana Thurama, który po zakończeniu kariery piłkarskiej poświęcił się walce z uprzedzeniami i rasizmem. W książce jest również opis tego, co trener Marcelo Bielsa zrobił po podjęciu pracy w Anglii: „Jedną z pierwszych rzeczy, jakie zrobił jako trener Leeds United, było sprawdzenie, ile godzin musi pracować przeciętny kibic tej drużyny, by móc kupić sobie bilet na mecz – a potem nakazanie piłkarzom, by dokładnie przez ten czas sprzątali śmieci wokół ośrodka treningowego”.

Bielsa głosi, że piękno gry jest ważniejsze od wyniku. Takie podejście z automatu uruchamia dyskusję, co rzecz jasna (te dwa słowa często pojawiają się w „Świetle bramki”) cieszy Autora. Bo dla niego piłka nożna jest grą opinii. Jest również pięknem zbiorowego wysiłku, powrotem do niewinności, opowieścią o przekraczaniu własnych ograniczeń, narracją o woli zwyciężania i zdolności podnoszenia się po porażkach. I udowadnia Autor, że pisanie o futbolu można ciekawie łączyć z literaturą, muzyką, historią, poezją.

Z tej książki można dowiedzieć się, co Ryszard III ma wspólnego z sensacyjnym mistrzostwem Anglii, zdobytym przez piłkarzy Leicester City Football Club w 2016 roku. Skąd porównanie trenera Pepa Guardioli do ewangelisty, a działania trenera José Mourinho do tego, co robił wicehrabia de Valmont w „Niebezpiecznych związkach”. Jest też wyjaśnienie, czemu o Cryuffie mówiono, że jest Rembrandtem futbolu: „Rembrandt inaczej spojrzał na światło, a Cruyff na przestrzeń pola gry (inna zbieżność: obaj nieustannie poprawiali swoich uczniów)”.

Michał Okoński nawiązuje też do Jerzego Pilcha, Le Corbusiera, Kazimierza Wierzyńskiego, Alberta Camusa… Robi to z mądrością, wyczuciem i sporym poczuciem humoru (tu znów kłania się antyliteralizm). Jego „uczucie” do megalomanii Mourinho w pewnym momencie zmienia się w określenie go jako Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Jestem gotów zrozumieć Autora: Portugalczyk dużo złego zrobił jako trener Tottenham Hotspur, ukochanego klubu Michała Okońskiego; w tej samej roli nabroił też w „moim” Manchester United. Autor z dystansem potrafi również spojrzeć do siebie – choćby do wieloletniej miłości do klubu, który trudno kochać, a jeszcze trudniej kochać przestać.

„Ja niosę brzemię odpowiedzialności za los drużyny? A na jakie katusze przez tyle lat wystawiała mnie ona, nie samymi porażkami nawet, ale tym, że musiałem je potem dzieciom wytłumaczyć? Ile razy w życiu musiałem robić dobrą minę, kiedy zniechęcony siedmio-, ośmio- czy dwunastolatek mniej więcej w siedemdziesiątej minucie meczu mówił, że nie ma sensu tego dłużej oglądać, i odchodził do swojego pokoju by poczytać jakiś komiks, a potem parodiował mnie podczas obiadu: spiętego ponuraka z zaciśniętymi zębami?”.

Oto Michał Okoński i jego książka, w której futbol znaczy coś więcej niż zwykłe kopnięcie piłki. Nawiązując do słów trenera Jürgena Kloppa, gdy już zamówi się tę zupę, warto delektować się nią, bez zajmowania się głównie szukaniem w niej włosa.

Rafał Kowalski

Michał Okoński, Światło bramki. Opowieść i piłkarzach, trenerach klubach i pięknej grze, Wydawnictwo Znak, 2021, s. 320