„Mieliśmy sobie po drodze coś opowiedzieć, ale świst tramwaju rozprasza. On palcami szura po wnętrzu dłoni. Słyszę jego skórę, jest jak papier ścierny. I jeszcze bzyczenie pasażerów wyciekających z paszczy wagonu na każdym postoju. Siedzę ululana przez te dźwięki, zadowolona, że dzięki nim nie muszę wymyślać. Odliczam w głowie, ile zostało do przesiadki. Pięć przystanków. Niedługo trzeba się będzie do siebie odezwać”.

Wyciągnięcie dłoni do kogoś, kogo się skrzywdziło. Przytulenie ojca lub matkę. Przyznanie się do błędu. Trudne bywa zrobienie czegoś, co wydaje się możliwe w każdej chwili. A co, jeśli tę dłoń ma być skierowana w stronę kogoś, kto zadał nam ból? Jeśli tym kimś jest własny ojciec? Na dodatek chce się wiedzieć, dlaczego?…

Ola Zbroja w swoim debiucie literackim chce bliżej poznać własnego ojca. Wymaga to zanurzenia się w ocean alkoholu. Nie pije go, płynie w nim w głąb czasu. Poznaje obecnego tam Mireczka coraz bardziej młodego.

Podczas tej wyprawy rozmawia z bliskimi. W Internecie szuka migrantów do Niemiec z końca lat osiemdziesiątych, „najlepiej do Dolnej Saksonii”. Kontaktuje się z byłymi mundurowymi: „Trzydzieści siedem lat później będę gadać z żołnierzami po Orzyszu, jak to jest być Tygrysem z betonowych baraków, z peerelowskiej pluchy, z mazurskich tropików. Opowiadają chętnie, jakby w Orzyszu było coś takiego, że człowieka ciśnie, żeby go z siebie wyrzucić”. Na jej drodze pojawi się Afganistan, sukcesy siatkarskie, pielgrzymki na Jasnej Górze, koncert Izabeli Trojanowskiej, lody i butelki z różną zawartością. I ojciec nawet wtedy, gdy „zarodkuje w matczynym brzuchu, a matka sunie kosą przez łany żyta”.

Ważny może być każdy szczegół, jak: „Drugie drzwi, epoka brązu, były mocne, zamykane na dwa zamki z eleganckim wizjerem otoczonym żłobioną aureolą z pseudozłota. Mireczek czasami przytulał do niego oko, jakby licząc, że z tej drugiej też da się coś zobaczyć. Wyglądał jak rozeźlony cyklop”. Istotny może być ubiór ojca, na przykład w drodze z córką do sklepu. Jego wąs. I pytanie: „Jaki kolor z tej palety miałoby twoje dzieciństwo?”.

Przeznaczenie istnieje? Jeśli tak, można od niego uciec? W którymś momencie swojego życia, gdzieś na końcu świata Autorka cieszy się, że w parku widzi nie dresiarzy – ale seniorów ćwiczących Białego Żurawia, który Rozpościera Skrzydła. Gdzie śmieciarka kilka razy dziennie „zbiera papierki z każdego zaułka i skweru”. Ale nie ma tam babci na żywo, o którą się martwi. I tak daleko może trudniej byłoby napisać tę patoopowieść, jeśli w ogóle.

Ola Zbroja zdaje sobie sprawę, że wiele osób w swoich rodzinach ma swojego Mireczka. Stara się więc, by jej narracja w formie nie była kolejną z wielu. Stąd pomysł podróży w czasie, nawiązywanie do popkultury, ciekawe zabiegi słowne, np.: „Po kolejnej rozmowie myślę, że Mireczek żył życiem nie tyle dziury, ile powierzchni księżyca z tysiącem kraterów”; „Razem z bułką po hot-dogu trawię żal po dzieciństwie”; „I nie chodzi o wybaczenie tylko o przestrach. Że z chwilą gdy spuszczę gardę, przyjazny mi świat się rozpadnie, że ugrzęznę w matczynym pustostanie”. Do najlepszych w książce należą fragmenty związane z narodzinami bohaterów książki; również ten, kiedy Mireczek przy stole, broniąc się przed wypiciem, bawi się ząbkami widelca, a jego myśli „kłapią jak pies, który wygryza sobie pchły”. Czy mu się uda? Ucieknie przeznaczeniu, jeśli ono istnieje?

I czy teraz Ola Zbroja wie więcej i rozumie, również siebie?

„Płody nie wiedząc nic, wiedzą wszystko. Są najmądrzejsze na świecie. A potem stają się ludźmi. Wszczynają wojnę z samotnym trwaniem. Szukają drugich połówek, przyjaciół na życie, zaginionych sióstr, braci, rodziców. Byle ktoś, byle inny, byle razem. Dzięki Bogu, Mireczek będzie mi cyklicznie przypominał o mądrości płodu – że drugi człowiek to ułuda. Żyjemy w symbiozie, ale samotni, oddzieleni od świata”.

Rafał Kowalski

Aleksandra Zbroja, Mireczek. Patoopowieść o moim ojcu, Wydawnictwo Agora, 2021, s. 264