„Żal mi cię, Burku, ale ze mną nie będzie ci lepiej. Zapamiętam sobie twoją dzisiejszą miłość i ufność; w końcu więc i ty sam widzisz i musisz przyznać, że nie byłem niepotrzebną osobą w waszym domu i że właściwie tylko ja jeden mógłbym ci coś powiedzieć o śmierci – ale to, że zwracasz się w tej sprawie nie do kogoś innego, tylko do mnie, to najsmutniejsze świadectwo, jakie ktoś może o mnie wydać. Dopiero dziś widzę, że i ty jesteś piękny i że twoja dusza cierpi – ty masz przynajmniej mnie, a ja cierpię nieporównanie bardziej niż ty i nie mam zupełnie nikogo”.
Ksiądz katolicki, zdolny poeta, autor Zapomnianego światła z 1934 roku (przełożonego przez Andrzeja Czcibora-Piotrowskiego). Zarazem przeklinający buntownik, również przeciw Kościołowi, coraz bardziej przeżywający samotność i niedocenienie; zakochany i zagubiony w podejściu do Boga, przyjaciół i antysemityzmu. Oto człowiek.
Można poprzestać na stwierdzeniu, że skoro Jakub Deml był przeciwnikiem celibatu (według niego miłość oddzielona od ciała nie istnieje), potrafił wypowiedzieć się źle nawet o Watykanie („puste kościoły nie są jedynie boskim odzwierciedleniem filmowym ducha, który siedzi i włada na dzisiejszych tronach apostolskich?”) i stwierdził, że Państwo może być nowym Kościołem – nie dziwi, że zwierzchnicy zmusili go do przejścia na wcześniejszą emeryturę.
Takie podejście byłoby powierzchowne, bo niektóre stwierdzenia Autora na temat Boga i wiary mogą dać do myślenia. Pytał Stwórcę, że skoro jest taki wszechmogący, czemu pozwala „tak po chamsku i w takim wstydzie umierać”. Był przeciw twierdzeniu przez wielu, że kobieta to istota nieczysta. Napisał: „Człowiek wierzący nie potrzebuje wcale żadnego cudownego krwawienia”. Sugerował, że bardziej zrozumiemy pojęcie pielgrzymki i różańca, jeśli urodzimy się w chlewie albo blisko niego. Uznał, że Bóg na pewno cierpi i ubolewał, że on nie może za wiele na to poradzić.
Nie chciał być bezwolnym trybikiem w hierarchii; nie bał się mieć swojego zdania i pytać, czasem te pytania wykrzykiwał. W zdenerwowaniu potrafił się zagubić nie tylko słownie, co można też wyczytać w dołączonym do Światła… eseju o Demlu autorstwa Jindřicha Chalupecký’ego (przełożonego przez Andrzeja S. Jagodzińskiego). Mam na myśli na przykład, że raz jest przeciwnikiem antysemityzmu, innym razem jego zwolennikiem. Zdarzyło mu się stwierdzić, że brak docenienia go to zapewne efekt spisku… Czy jednak nawet wtedy nie wydaje się bliższy „zwykłemu” człowiekowi, w nawiązaniu do słów Seneki Starszego, że błądzić jest rzeczą ludzką?
Również ludzką rzeczą jest umieć przyznać się do bólu z powodu osamotnienia. Kiedy Deml kładzie relikwię świętej Teresy na nagich piersiach umierającej dziewczyny i słyszy jej pytanie: „A ksindzu chto jom połozy?”, odpowiada: „Nikt”. W tej sytuacji nawet stwierdzenie „Pragnę jedynie, aby nikt do mnie nie przychodził, aby nikt mnie nie odwiedzał, aby nikt do mnie nie pisał, żeby cały świat dał mi święty spokój” wydaje się niemym krzykiem o bycie kochanym, przytulonym, wysłuchanym („Jeżeli człowiek na tym świecie nie ma komu ofiarować swej miłości, jest skazany na śmierć, jest już martwy”).
Deml ukojenie starał się znaleźć w poezji, miłości do kobiet, w spokoju pierwotnej natury. Z gorszym i lepszym skutkiem, ale próbował; nawet jeśli twierdził, że życie jest tajemnicą obojętną wobec człowieka – bo raz potrafi dać mu szczęście i łaskę bez zasługi – innym razem bez jego winny „obdarować” go rozpaczą i przekleństwem. Próbował, bo uznał, że choć tajemnica nie da się zbadać, to chociaż można chcieć ją objąć.
„Przyroda jest księgą, w której człowiek powinien czytać jej ukryte znaczenia. Dusza chce powrócić do utraconego raju, poprzez >>przyrodę, zamienioną w słowo, i słowo, które roztajało w muzykę<< pragnie zrozumieć rzeczywistość w zjawiskach, które przemieniają doznania fizyczne w język metafor, i którym trzeba zaufać tak jak słowu. Poezja nie oddala się od świata, tylko go przybliża”.
P.S. Już refleksyjne Podróżowanie z Beniaminem Martina Vopeňki udowodniło, że seria Stehlík wydawnictwa Dowody na Istnienie to nie tylko absurdalnie zabawny humor spod znaku Bezrożca Petra Stančika i Świec w pogańskim raju Jiříego Kamena. Bo dowodem na istnienie jest nie tylko śmiech, ale też przyznanie się, że można zapłakać szczerze z niezgody – choćby na bycie smutnym światłem lampy zapalonej w pogodny dzień.
Rafał Kowalski
Jakub Deml (tłum. Andrzej Czcibor-Piotrowski), Zapomniane światło, Wydawnictwo Dowody na Istnienie 2022, s. 420