Nie rozumiałem tego, co się działo. Zakręciło mi się w głowie. Knapczyk… Uważałem go za szczerego przyjaciela. Byliśmy w tej samej klasie. Razem bawiliśmy się i chodziliśmy popływać…. a teraz mnie zadenuncjował?
Zachowałem zimną krew. Wciąż nie mogąc uwierzyć własnym oczom, powiedziałem:
– Janek, żartujesz, prawda? Powiedz, że to jest żart.
Hitlerowiec pchnął mnie i ruszyliśmy. Z tyłu dobiegł mnie pożegnalny okrzyk Knapczyka:
– Do widzenia! Pewnego dnia spotkam cię w sklepie na półce z mydłem.


Dla prześladowanych i walczących o życie szczególnie bolesne jest, jeśli przeciw sobie mają kojarzonych z poczuciem bezpieczeństwa: policjantów, nauczycieli, strażaków, duchownych, przyjaciół… W ostatnim czasie dobitnie pisał o tym profesor Jan Zbigniew Grabowski w książce „Na posterunku. Udział polskiej policji granatowej i kryminalnej w zagładzie Żydów”. Również profesor Jacek Leociak („Młyny boże. Zapiski o Kościele i Zagładzie”). Pisze Rafał Hetman w swoim reportażu „Izbica, Izbica” (Wydawnictwo Czarne), rzeczy o wielkim bólu bycia zawiedzionym przez najbardziej zaufanych.


Tojwiego wydał jego szkolny przyjaciel Janek. Tojwi przeżył, choć przecież miał zniknąć. Mniej szczęścia miało wielu jego rodaków pochodzenia żydowskiego z Izbicy, wydawanych Niemcom przez ich polskich sąsiadów. Nie musieli, a jednak postępowali wbrew słowom jednego z bohaterów filmu „Pokłosie” – że ten świat to jedno wielkie kurestwo i my tego nie naprawimy, ale nie dołożymy do tego ręki i to już jest dużo. Innymi słowy nie chcesz albo nie możesz pomagać, to przynajmniej nie przeszkadzaj. A jednak przeszkadzali i nie były to jednostki.


Wśród nich byli izbiccy strażacy, którzy w poszukiwaniu ukrywających się obstukiwali ściany i zrywali podłogi w domach żydowskich: „Tam, gdzie słychać było pustą przestrzeń, robili otwór i wlewali do niego wodę, wypłukując z kryjówek tych, którzy się w nich schowali. Wielu żydowskich świadków zapamiętało, że strażacy >>uaktywnili się<< w Izbicy jesienią 1942 roku. Niemcy obiecali im wówczas, że każdego znalezionego Żyda będą mogli obrabować”.
Wielu uśmiercanych było kilka razy. Poprzez zajmowanie i szabrowanie żydowskich domów w Izbicy – zaraz po tym, jak ich właściciele zostali wywiezieni na przykład do obozu zagłady w Sobiborze i tam mordowani. Ponownym uśmiercaniem była też dewastacja miejscowego cmentarza żydowskiego w poszukiwaniu kosztowności. Jednocześnie sąsiedzi „spontanicznie, ale skutecznie wyczyścili cmentarz z reszty pomników. Macewy trafiły na podmurówki domów, obór i stodół, przydały się jako progi albo koła szlifierskie. Na grobach wyrosła trawa. Niektórzy zaczęli wypasać na niej krowy. (…) Cmentarz codziennego użytku”. Zabijaniem ofiar po ich śmierci było również powojenne unikanie sprawiedliwości przez tych, którzy Niemców czynnie wspomagali. I wreszcie dzisiejsza niepamięć („– Jakby pan zapytał, gdzie kirkut, tobym powiedziała, ale gdzie synagoga była, to nie wiem – odpowiada siedząca na ławce dziewczyna. (…) – W Izbicy takie coś było? – pyta inny chłopak”).


Rafał Hetman dowodzi na przykładach, że Izbica nie była samotną wyspą zła, anomalią: „Wiele miast i miasteczek w Polsce prowadzi lokalną politykę historyczną, w ramach której wycina się z pamięci żydowską przeszłość lub ogranicza mówienie o Żydach do minimum (…) Amputację żydowskiej przeszłości serwują sobie także miejscowości nienaznaczone pogromami ”. Na tym czarnym niebie tym mocniej świecą gwiazdy tych, którzy nawet w pojedynkę starali i starają się dbać o prawdziwą Pamięć w słowach i czynach. Jak Kazimiera Babiarz i jej córka Halina (po mężu Błaszczyk), jedyne mieszkanki Izbicy odznaczone medalami Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Jak małżeństwo opiekujące się tym, co zostało po żydowskim cmentarzu (choć, co znamienne, proszą o anonimowość). Jak kobieta, którą Szmul, Fredek i Tojwi spotkali w drodze do Izbicy po ucieczce z Sobiboru:

Dostali chleb i mleko. Fredek chciał zapłacić.
– Za co? Za jedzenie? Byliście głodni i dam wam, co miałam, ale nie dla pieniędzy.
Mimo to próbowali jej wcisnąć złoty pierścionek.
– Jezus powiedział: „Głodnych nakarmić, a spragnionych napoić”.


Jak Autor tego reportażu, kiedy uwiecznia imiona i nazwiska osób oraz ich historie, by pamięć o nich nie zaginęła. Na przykład księdza Grzegorza Pawłowskiego czyli Jakuba Hersz Grinera („Słuchaj, Chaim, co byś wolał: żebym zginął razem z rodziną jako Żyd czy żebym ocalał i był chrześcijaninem?”), Marcelego Najdera przepełnionego gniewem, Rysi Bromberg… Osób takich, jak my.

– Będziemy elitarnymi komandosami z Izbicy, przeszkolonymi do ochrony żydowskich uczniów w Palestynie i na całym świecie! – tłumaczył.
Ale żaden rodzic nie puściłby takich brzdąców samych do Lublina, nie mówiąc już o tym kraju, który trudno wskazać na mapie.
– Mnie wystarczyłby Zamość, gdybym tylko miał pieniądze na bilet… – rozmarzył się Josele.

Rafał Kowalski

Rafał Hetman, Izbica, Izbica, Wydawnictwo Czarne 2021, s. 344