Niezależne, krytyczne, dociekliwe media napotykają na nieustanne przeszkody finansowe. Niewielu zamówi u nich reklamę, bo trafiają do wąskiego grona odbiorców. Nie są wspierane przez rządowe i samorządowe agendy, bo nie wystawią nikomu laurki bez pokrycia. Jeśli życzyłbym sobie czegokolwiek, to właśnie tego, aby nie umarło dziennikarstwo niezależne i profesjonalne, wolne od doktrynerstwa i prywatnych animozji.
Gdzie takiego szukać? Nie podpowiem, bo każdy ma inne potrzeby. Z autopsji wiem, że niezależne dziennikarstwo zazwyczaj nie jest tam, gdzie się mówi, pisze i podaje na wizji najgłośniej. Niezależne dziennikarstwo poutykało się po internatach i w niewielkich nakładach prasowych, ale wciąż jest, wciąż stara się pokazać światu rzeczywistość bez uprzedzeń. Wystarczy dobrze poszukać.
Ja znalazłem, ale ważniejszym pytaniem od tego gdzie znalazłem jest pytanie – dlaczego szukałem? Bo żyjemy w czasach wojny kulturowej, w której wyścig zbrojeń jest już nie do wygrania.
Wojna kulturowa ma mnóstwo rodzajów broni: manipulacja, fake news, kampania strachu, nadmiar wiadomości i treści, eksplozja informacji, permanentna nieufność, błędne koło przeinaczeń, wyrywanie wypowiedzi z kontekstu. To wszystko sprawia, że jedyne, co zaczyna łączyć ludzi to wściekłość.
Taka mentalność przenika nie tylko świat polityki, ale i całe społeczeństwa. Jak wynika z najnowszych badań ludzie uważają, że ich społeczeństwa są głęboko podzielone, a gospodarka kontrolowana jest przez najbogatszych, uwikłanych w tajemnicze, niejasne układy. Zwolennicy zarówno lewicy jak i prawicy czują, że nie są wystarczająco reprezentowani przez instytucje i media. Liberałowie myślą, że populiści oszukali system i kupują ludzi, aby zwrócić na siebie większą uwagę, niż na nią zasługują. Oburzenie, które jeszcze kilkadziesiąt lat temu przysługiwało lewicy, dziś jest domeną prawicy. Ich zdaniem za wypaczenie rzeczywistości odpowiadają uniwersytety, publiczne media, demokracja liberalna – krótko mówiąc elity. Wszyscy twierdzą, że mają uzasadnione prawo do wściekłości. Żadne apele już nie pomogą. Wyścig zbrojeń będzie trwał.
Wojna kulturowa karmi kłamstwami naiwną i rozemocjonowaną opinie publiczną. Oczywiście obraz rzeczywistości, będącej jedynie wojną prawdy z kłamstwem to tylko część diagnozy. Opinia publiczna nie jest przecież tylko bezmyślną masą, biernie konsumującą produkty i informacje. Wielu z nas zauważając taki stan rzeczy zaktywizowało się, stając się krytycznymi i podejrzliwymi wobec oficjalnej linii, a potem już wobec wszystkiego i wszystkich. Ludzie zajmują się wyszukiwaniem treści propagandowych i obalają je, dochodząc do absurdalnej sytuacji, że kwestionowane jest wszystko. Nie ma nic pewnego. Staliśmy się takimi kontestatorami, ze już nawet nie możemy zgodzić się czym jest prawda.
Gdzie szukać? Na czym się skupić? Komu zaufać? Odpowiedzi musimy znaleźć sami. Jedno jest pewne, trzeba zacząć od ułożenia sobie medialnej diety, a potem szukać i sprawdzać.