„Ale jestem pewna, że w tamtej właśnie chwili oddałabym całe to życie, dom, dzieci, męża i w ogóle wszystko, by tylko odzyskać tamto, tamtą wiarę, że mogę wznieść się ponad siebie samą i stać się kimś innym. I że będzie to równie łatwe, jak włożenie tamtych nowych butów”.

Gdybym pisał tekst reklamowy o Zabierz mnie do domu, zacząłbym od żartobliwego porównania, że Marie Aubert to norweski Etgar Keret w spódnicy. Oczywiście to, czy Autorka przywdziewa dżinsy lub dresy z kilku paskami albo spódnice łowickie ma znaczenie tylko dla niej. Faktem jest, że Jej debiutancki zbiór opowiadań (w przekładzie Karolina Drozdowska – kolejnym w tym roku jej autorstwa książki z ojczyzny Roalda Amundsena, Henrika Ibsena i Pettera Northuga) przypomina nieco literackie dokonania Izraelczyka: zwięzłym skupieniem się na relacji między ludźmi, wyostrzaniem szczegółów z pozoru mało ważnych, przekazywaniem czegoś istotnego prosto i czasem między słowami.

Aubert bywa tu kobietą, która przestaje czuć się dobrze w małżeństwie; młodym chłopakiem pragnącym bliskiego towarzystwa; dziewczyną łaknącą prawdziwego domu. Jej opowiadań w tym tomie nie łączą ci sami bohaterowie. Spaja je przenikanie się świata dzieci i dorosłych oraz sytuacje, kiedy uświadamiasz sobie, że życie jednak płynie naprzód i trzeba podejmować ważne decyzje. Niekoniecznie zgodne z naszymi obecnymi pragnieniami.

Choć z tymi krokami do przodu nie jest prosto.

Jedni nie mogą pogodzić się, że bliskie im osoby przestają mieć czas na weekendowe wyjście i rozmawiają z nimi jednocześnie uspokajając małe dziecko. Nie chcą pójść do przodu, miotają się histerycznie, zachowują nieracjonalnie, stąd myślenie: „Ogarnęła ją przytłaczająca świadomość, jak bardzo jest samotna” i „(…) pomyślała, że stała się kimś innym, kimś, kto musi żebrać”.

Jednocześnie są i tacy, którzy tych kroków naprzód zaczynają żałować. Coraz tęskniej oglądają się za siebie, wykręcają znane wcześniej numery telefonów. Dlatego, bywa, ktoś spędza noce na rozmyślaniach, „nawet wtedy, gdy mogła sobie trochę pospać, miała bowiem wrażenie, że dokonała niewłaściwych wyborów, na pewnym etapie popełniła jakiś błąd, czasem to uczucie był bardzo silne, aż nie mogła oddychać”.

Faktycznie, niekiedy pachnie tu „czystością, ale w dość obrzydliwy sposób”.

Dobrze, że Aubert nie wyjaśnia wszystkiego, pozwala działać wyobraźni Czytelnika. Nie wiadomo, za co siedziała w więzieniu jedna z jej bohaterek i czy nie będzie dla niej za późno na pewne sprawy. Jak dziewczynka w przyszłości będzie traktowała ojca za to, co jej zrobił – mimo że jeszcze nie powiedziała o tym nikomu, jeśli w ogóle powie. Co będzie dalej z postaciami z mojego ulubionego opowiadania Carla.

Wszystko to obudowane jest szczegółami – jak piżama lepiąca się do pleców, deszcz padający za oknem, dziecięce wymiociny, uderzanie o siebie burtami łodzi zacumowanymi w zatoczce – tchnącymi w te teksty jeszcze więcej zwyczajnego życia.„ – Zostań jeszcze chwilę – szepnęłam. – Proszę. (…) To mógłby być nasz kot, nasz dom”.

Rafał Kowalski

Marie Aubert, Zabierz mnie do domu, Wydawnictwo Pauza, 2021, s. 128