Fons amoris. Johannes Zach: Stabat Mater & Missa Solemnis
Katia Stuber – sopran, Susanne Langner – alt, Paul Schweinester – tenor, Sebastian Myrus bas, NovoCanto, Barocksolisten München, Dorothea Seel – direction

musicmuseum, 2019, TT 69’35”

rm red star  rm red star  rm red star  rm red star 

The title of the album – Fons amoris – is a fragment of the Stabat Mater sequence and can be translated as a „source of love”. Well, I probably will not put this album on the shelf with records that I have this feeling, but it will certainly find another one that gathers recordings that give me the joy of listening

Wydawnictwa płytowe Tyrolskiego Muzeum Państwowego (Tiroler Landesmuseen) są dla mnie ciekawym odkryciem. Muzealne wydawnictwo MusikMuseum ma na swoim koncie już ponad czterdzieści wolumenów. Jak się wydaje, ich głównym celem jest popularyzowanie twórczości kompozytorów mniej lub bardziej związanych z Tyrolem.

Przykładem tego jest album utworami sakralnymi Johanna Zacha. W jego Stabat Mater i Missa Solemnis jak w zwierciadle odbija się epoka w której powstały. To przełom baroku i klasycyzmu. Stabat Mater otrzymało charakter oratorium, uwerturę w stylu francuskim i idiom polifonii jako techniki kompozytorskiej. Z kolei Msza uroczysta zwraca uwagę homofoniczną progresywnością języka muzycznego, doskonale czytelną w Glorii i Credo. Oprócz zastosowanych w Mszy nowomodnych wówczas technik orkiestracji, wyróżnia ją dramaturgiczna ekspresyjność, a ilość kopi partytur świadczy, że musiała być bardzo popularna.

Monachijska Orkiestra Barokowa (Barockorchester München) pod dyrekcją założycielki i flecistki, Dorothei Seel, czuje się w tej muzyce znakomicie. Podobnie jak soliści, którzy wzbogacają to udane nagranie. Nie można też narzekać na chór NovoCanto, choć Stabat Mater w ich wykonaniu mogłoby być ciut lepsze – w kilku fragmentach zabrakowało mi u nich spójności brzmienia. Techniczna strona nagrania też jest bez zarzutu.

Tytuł płyty – Fons amoris jest fragmentem sekwencji Stabat Mater i można go przetłumaczyć jako „źródło miłości”. Cóż, pewnie nie postawię tego albumu na półce z płytami, które darzę tym uczuciem, ale z pewnością trafi na inną, która gromadzi nagrania dające mi radość słuchania.

Robert Majewski