„Bardzo chciałabym dowiedzieć się o tym człowieku czegoś więcej. Nurkuję w ciemnym jeziorze czasu, pewna, że coś wyłowię. Co, ja nie wyłowię? To tylko siedemdziesiąt siedem lat! Zanurzam się, dotykam ciemnych przedmiotów, zaciskam na nich palce, ale gdy próbuję wynieść je na powierzchnię, rozpadają się. Coś wydaje się logiczne, a potem przyglądam się temu w świetle i już nie jest. Moi rozmówcy coraz bezradniej próbują wygrzebać fakty z pamięci, patrzą na mnie przepraszającym wzrokiem”.
Katarzyna Surmiak-Domańska na własnej skórze przekonuje się o prawdziwości swoich słów, że pisanie o sprawach bliskich może być podróżą w nieznane. Zanim zanurzy się w jezioro czasu, musi przebić pokrywającą je warstwę lodu. Namówić żyjących bliskich, by się otworzyli, w czym pomaga jej własna córka.


Łatwo nie jest, trzeba się natrudzić, by owoce mogło wydać drzewo opatrzone hasłem: „Potrzeba opowiedzenia swojej historii to jeden z najsilniejszych instynktów”. Reporterka nie poddaje się, skoro pod lodem widzi znany-nieznany jej świat na wyciągnięcie ręki. Nie chce znów okazać się „gapą” – jak wtedy, gdy miała okazję zapytać swoją rozmówczynię o coś interesującego, nie zrobiła tego, potem było za późno.


W tym świecie pod lodem znany ze skąpstwa wujek Niuniek agituje przeciwko kupowaniu w żydowskich sklepach. Ciocia Jadwiga opiekuje się w Paryżu madame Manuit. Przyszły ojciec Autorki patrzy śmierci w oczy w trakcie rzezi sąsiadów na sąsiadach. Jej bliscy układają sobie życie w powojennej Ścinawie w towarzystwie niemieckich wdów-krawcowych. Jest też krótko obcięta dziewczynka za piecem: „Kiedy wszyscy już leżą w kałużach krwi, nagle jeden z napastników ją dostrzega. Wbija w nią wzrok, podnosi pistolet, celuje w głowę. Nie musi się spieszyć, może chwilę się z nią podroczyć. Nagle zmienia zdanie, mówi do niej: >>Ty taka mała, na ciebie szkoda kulki<<. Chowa broń, sięga po nóż. Zbliża się do dziewczynki z wyciągniętym ostrzem. Ona robi krok w tył. Jeden, drugi…”.


Katarzyna Surmiak-Domańska widzi, jak życiowe wyzwania, momenty próby wykazują, w którym człowieku drzemie podłość, a w którym szlachetność. Czasem jedno i drugie są w jednej osobie.


Autorka „Czystki” dostrzega również „mądre i dobre drzewo” morwę i szklaną kulę z rozkwitłym pąkiem amarantowej róży w środku. Tekturowe pudełko z butami ufundowanymi przez towarzysza Stalina i odlany z mosiądzu dzwonek: „Ma swój niewielki, lecz szlachetny ciężar. Uchwyt wyprofilowany w kształt wklęsłej elipsy wygodnie układa się w zagięciach palców”. >>Dar Piotra Zięby 1933 rok<< – taki napis wygrawerował na wierzchniej stronie płaszcza zapewne sam Zięba. Serce składa się z zardzewiałego gwoździa i stalowej nakrętki”. Chce je odkurzyć i przypomnieć.


W końcu przebija się przez lód i zanurza, choć wciąż nie jest łatwo. Trud jednak przynosi owoce, o czym przekonuje się choćby, gdy jedzie w Ukrainę. Gdy zdarza się jej wymyślać tak ciekawe zdania, jak te: „Latem wokół złoci się żyto o pszenica, na pastwisku pasą się krowy, a jeszcze dalej hen, hen, horyzont zamyka ciemny wieniec lasu. Tu świat się kończy. Na ciemnym kręgu widać tylko jasny punkcik. Po zmierzchu kropka świeci, rysuje się nad nią biały dymek”; „Można być bezbabciowcem po prostu, w sensie dosłownym, ja jestem bezbabciowcem także psychologicznym”; „Wsparła się na łokciu, wysupłała papierek z lakierowanej torebki na bigiel i wcisnęła mi w dłoń”; „Siedzimy więc naprzeciw tej wnęki i próbujemy z ciocią ulepić figurki Franciszki i jej dwóch sióstr”.


Kiedy to zanurzenie się w jeziorze jest również nurkowaniem w głąb siebie i próbą zrozumienia zachowań najbliższych wobec niej („Miałam sześć lat, gdy moje poczucie bezpieczeństwa się ulotniło. Odtąd, aż do pełnoletności, miał towarzyszyć mi lęk. Sześć lat. W tym wieku poszłam do szkoły i ociec musiał podzielić się kontrolą nade mną z innymi ludźmi. Może o to chodziło? Nie wiem. Wtedy w nasz domowy system wartości zostały wprowadzone nowe dogmaty, na przykład ten o świętości estetycznego prowadzenia szkolnych zeszytów”). Ta próba nie musi oznaczać usprawiedliwiania. To już jednak osobista sprawa Autorki, co zrobi ze swoimi odkryciami dotyczącymi na przykład postępowania własnego ojca czy jej babci Franciszki (występuje tu interesująca teoria fugi).


W każdym razie Katarzyna Surmiak-Domańska z końcem książki wynurza się z jeziora czasu. Mam wrażenie, że teraz jest jej więcej i nie mam na myśli jej ciała.


„Coraz trudniej rozmawia się z ojcem o tym, co dzieje się wokół. Za to łatwiej przychodzi mi go zahipnotyzować i przenieść w przeszłość. Głos mu się wówczas nieco zmienia, staje się zarazem wyższy i cichszy. Odkopuję sobie tamtego chłopczyka spod sterty surowych zasad, mądrych frazesów, okrucieństwa. Wystaje z nich taki nieporadny, zakłopotany. Długo się przede mną ukrywał, myślał, że go nie zauważę. Nie ma więcej siły się opierać. Ujmuję go delikatnie za rękę i hop! Skaczemy sobie w toń jeziora, płyniemy głęboko, coraz głębiej”.

Rafał Kowalski

Katarzyna Surmiak-Domańska, Czystka, Wydawnictwo Czarne 2021, s. 288