Ostatnia z wyznaczonych na rok 2020 rozpraw dotyczących bankructwa Purdue odbywała się zdalnie. Sędzia Drain omawiał coś z prawnikami, gdy nagle odezwał się obcy głos. „Nazywam się Tim Kramer. Chcę powiedzieć parę rzeczy”.

„Czy pan kogoś reprezentuje? Jaką rolę odgrywa pan w tej sprawie?”.

„Taką, że moja narzeczona umarła – powiedział Kramer. – Jestem teraz opiekunem jej córki”. Po czym oznajmił, że Purdue i Sacklerowie „są coś winni mojej pasierbicy, bo to oni wyprodukowali lek, który zabił jej matkę”.

„Okej, panie Kramer, dziś pierwszym punktem posiedzenia jest wniosek dotyczący wydłużenia czasu, jaki wierzyciele mają na złożenie planu zgodnie z rozdziałem jedenastym”. (…) „Aha”, powiedział Kramer przepraszającym tonem. Najwyraźniej zrobiło mu się wstyd. „Mam się rozłączyć, czy mogę zostać na linii?”.

„Jak pan sobie życzy – odpowiedział Drain. – Pańska obecność nie będzie konieczna”.

Patrick Radden Keefe swoją poprzednią książką Cokolwiek powiesz, nic nie mów. Zbrodnia i pamięć w Irlandii Północnej zawiesił poprzeczkę bardzo wysoko. W kolejnej (wydanej przez Wydawnictwo Czarne, przetłumaczonej przez Jan Dzierzgowski) zajął się wpływową dynastią nowojorskich filantropów, których działania doprowadziły do śmierci setek tysięcy ludzi. To przede wszystkim opowieść o tym, jak coś szlachetnego – powołanie do leczenia, przepisy prawa, dążenie do tego, by nazwisko kojarzyło się dobrze – może zostać utopione w chciwości, obojętności, bezkarności.

Isaac Sackler w epoce wielkiego kryzysu „uczył swoich trzech synów, że jeśli majątek przepadnie, człowiek zawsze może się odkuć, lecz dobre nazwisko traci się raz na zawsze”. Jego słowa początkowo zdobyły posłuch – w formie dążenia zdolnych młodzieńców do zdobycia wykształcenia, pomagania sobie wzajemnie, fascynacji sztuką; przekonania, że „lekarze to ludzie zacni, porządni i moralni, że służą społeczeństwu, a w zamian zapewniają sobie prestiż i stabilność finansową”.

Potomkowie Isaaca z czasem zaczęli odbijać to w krzywym zwierciadle. Niezwykły talent do marketingu i sprzedaży został wykorzystany do reklamowania leków – jak Valium – z pomijaniem informacji o ich efektach ubocznych. Brak szacunku do prawa przybrał rozmiary korupcji, arogancji, kuszeniem intratnymi stanowiskami również dla urzędników wysokich szczebli. Filantropia nie okazała się bezinteresowna („Hojność, z jaką finansowali różne instytucje kulturalne i edukacyjne, wydawała się niemal obsesją. Ich nazwisko wykuwano w marmurach, grawerowano na miedzianych tabliczkach, znalazło się nawet na witrażu w opactwie westminsterskim”) – a jej paliwem stały się pieniądze, czerpane ze sprzedaży mocno uzależniającego leku o nazwie OxyContin.

W opowieści amerykańskiego reportera i pisarza – między Świątynią Dendur, szukaniem przyczyn chorób psychicznych, opakowaniami po lekarstwach unoszącymi się w wodzie – pojawiają się sprzedajni lekarze, dziennikarze, przedstawiciele prawa, szef Amerykańskiej Agencji Żywności i Leków. Ale są też uparty i nieprzebierający w słowach reporter śledczy „New York Timesa”; znana i utalentowana fotografka i aktywistka (to o niej opowiada wybitny dokument filmowy Całe to piękno i krew), odważna pani prokurator jednego ze stanów. Na przykładzie tej ostatniej można przekonać się, że Keefe nie serwuje zbędnych szczegółów. Bo gdy pisze, że ona podczas studiów, choć niewysoka (metr sześćdziesiąt dwa) należała do uczelnianej drużyny koszykarskiej – zaraz dodaje: „Chętnie żartowała, że bycie niską koszykarką nauczyło ją, >>jak radzić sobie z potężnymi gośćmi<<. Niby nie mówiła tego na poważnie, lecz w jej słowach kryło się również ostrzeżenie”.

Bywa, że rywalizacja jednych z drugimi zapiera dech. Choć jest też miejsce na humor („Arthur lubił, gdy go fetowano, szkoda więc, że nie mógł uczestniczyć w pośmiertnych uroczystościach, które urządzono na jego cześć”). Najbardziej jednak uderza zestawienie tragedii poszczególnych ludzi z obojętnością rodziny Sacklerów; ich brak empatii, zdolności rozumienia cudzych doświadczeń i emocji. W tym świetle ważna jest opowieść Autora, jak oni podeszli na przykład do samobójstwa jednego z członków własnej rodziny; do rodzenia się ich dziecka w szpitalu; do starzenia się matki braci – o jednym z nich, kolekcjonerze chińskiej sztuki powiedziała, że „zapewne poświęcałby jej więcej uwagi, gdyby była zrobiona z jadeitu”; do prośby o zabawę małej dziewczynki („Pewnego razu, gdy Denise miała mniej więcej sześć lat, bawiła się w domu skakanką. Arthur skarcił ją, powiedział, żeby przestała, bo jeszcze coś stłucze albo popsuje. „Pobaw się ze mną, tato”, poprosiła. „Najpierw musisz dorosnąć – odparł. – Wtedy odbędziemy poważną rozmowę”).

Sacklerowie uparcie dążą do wykazania, że nie oni są winni, lecz ci, którzy nadużywali OxyContinu. Nie zmieniają zdania nawet w obliczu dowodów na korupcję i tego, że sprzedawali lek jako „środek łagodzący również inne przewlekłe bóle, niekoniecznie towarzyszące śmiertelnym chorobom”. Keefe pisze o ich podejściu: „Pistolet czy karabin może zabić, tak samo jak silnie uzależniający lek. Mimo to producenci (a także ich prawnicy i lobbyści) stoją na stanowisku, że to, do czego klient wykorzystuje kupioną broń, nie jest ich sprawą. Ktoś został ranny lub zabity? Cóż, ktoś inny musiał pociągnąć za spust i to on jest sprawcą tragedii. Producent nie ponosi żadnej odpowiedzialności”.

Potomkowie Isaaca Sacklera mieli szansę na pozytywną nieśmiertelność, stanąć „w długim szeregu wybitnych Amerykanów, któremu początek dali ojcowie założyciele Stanów Zjednoczonych”. Nie skorzystali z niej, w przeciwieństwie na przykład do Patricka Raddena Keefe. Mógłbym nawet napisać: „Keefe na prezydenta!”. Ale może lepiej niech nie startuje w wyborach; będzie miał więcej czasu na pisanie – mam nadzieję – kolejnych wybitnych książek.

Pewnego wieczora w lutym 2019 roku przyszli do Muzeum Guggenheima, któremu przez wiele lat patronował Mortimer Sackler. Stanęli na słynnych kręconych schodach i na umówiony znak rozwinęli krwistoczerwone banery z czarnymi literami układającymi się w hasła: „Hańba Sacklerom”, „Codziennie umiera dwieście osób”, „Usuńcie ich nazwisko”. Z najwyższego piętra rozrzucono tysiące skrawków papieru: opadały pomału, wirując jak konfetti. Były to małe „recepty”, nawiązanie do śnieżycy recept, którą zapowiadał Richard Sackler na premierze OxyContinu.

Rafał Kowalski © 2023

Patrick Radden Keefe, Imperium bólu. Baronowie przemysłu farmaceutycznego, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2023, s. 614

Najlepszą cenę na tę książkę znajdziesz w serwisie 3tam.pl