W większości mieszkań na ulicy Ha-Margoa panowała przeraźliwa cisza. Były to domy milczących ocaleńców, okrytych wieloma warstwami ochronnymi. Jeżeli w mieszkaniu rozlegał się czasem jakiś przeszywają dźwięk, na przykład stłukła się szklanka, wszyscy wpadali w panikę. Hałas albo krzyk były czymś, przed czym trzeba się bronić. I nagle słychać za oknem wszystkie te dźwięki, które w gruncie rzeczy powinny były rozlegać się w naszym domu, gdyby ludzie wyrażali swoje prawdziwe uczucia. (…) Biegałam pod oknem ośrodka pomocy społecznej dokładnie tak samo, jak wcześniej po zaczarowanym ogrodzie, zafascynowana ludźmi, którzy krzyczą, gdy cierpią.

Biegająca pod oknem to Pazit. Jej tropem w swojej książce (wydanej przez Wydawnictwo Próby, przetłumaczonej przez Magdalena Sommer) rusza izraelska pisarka Yael Neeman. Zaintrygowana faktem, czemu ta kobieta postanowiła, by nie zostało po niej cokolwiek: fotografia, książka, grób („Być zabraną w milczeniu do wnętrza świata, otuloną płaszczem zapomnienia”)… Autorka stara się zszyć historię Pazit z tego, co mówią znające ją osoby. Wyłania się z tego opowieść o pokoleniu urodzonym niedługo po II wojnie światowej, ze swoimi traumami, radościami, marzeniami.

Jedna strona medalu to na przykład zabawa pudełkiem od zapałek. Jedno dziecko odpowiada za treść, drugie za obrazki. Tak powstają ilustrowane opowieści chowane do tego pudełka, po czym „coś się przekręcało i pokazywała się historyjka”. Dzięki temu dzieci uciekają do innych światów… To młodość z dojmującym poczuciem swobody i pragnieniem zdobywania wiedzy: „niczym nieskrępowanym, swobodnym, poszukującym, nieukierunkowanym, niezwiązanym z konkretną dziedziną, wspanialszym od wszystkiego, z czym się stykałam później, choć bardziej chaotycznym”… Okres studiów otwierający oczy na wiele rzeczy… Notatki robione na pudełkach papierosów („Nie mogła ich potem nigdy wyrzucać, bo były pokryte ważnymi numerami telefonów i najrozmaitszymi informacjami, całą masą potrzebnych rzeczy. Zastępowały jej biuro”)… Nazywane genialnym podejście do języka pisanego, szczególnie przy tłumaczeniu na inny; umiejętność dostawania się „dosłownie do wnętrza słów”, docieranie „do kolejnych miejsc w poszukiwaniu prawdy kryjącej się za każdym słowem”… Fascynacja drugim człowiekiem, jego talentem, cechami charakteru.

Drugą stronę medalu stanowi trauma dorastania w domu rodziców ocalałych z Holokaustu. Jest obraz dziewczynki, która „wciąż kręci się wokół”, chcąc wedrzeć się do „ciasnego związku” mamy i taty. Ale ona dla nich „jakby w ogóle nie istniała. Była przezroczysta. Ten obrazek z niemego filmu rozgrywającego się na ulicy Sokołowa dokładnie pokazuje stosunki w ich rodzinie. Nie trzeba nic więcej wiedzieć, by zrozumieć”… Przerażenie samotnością, próby samobójcze, świat emocjonalny jakby pocięty skalpelem, życie z otwartą raną, depresja… Pukanie do drzwi ze słowami: „Chcę być twoją przyjaciółką”… Czasem wręcz roszczeniowe podejście do innych, wynikające z pragnienia posiadania ich na wyłączność przez cały czas… Różnie układające się relacje z innymi osobami… Chęć zarazem życia i odejścia z tego świata („Nie bała się śmierci, absolutnie. Bała się tylko bólu”).

Ten medal wykuwa się w rodzinach ocalonych z wojennego piekła. Jedni chcą o tym mówić, ale najczęściej się ich nie słucha. Zaś większość milczy, kumuluje w sobie potężne emocje: „Pochodzili z innych cywilizacji, nie znali dobrze hebrajskiego, wielu z nich wyszło żywych z masowych grobów, czarna rzeka płynęła częściowo w nich, a częściowo między nimi a nami, między nimi takimi, jacy byli tam, a teraz, tutaj, między nimi a nami, którzy urodziliśmy się tutaj”. Wieczne przewrażliwienie, niespełnione oczekiwania, kłótnie, podejrzliwość, przypisywanie złych intencji, nagromadzone złości i obrazy. Tęsknota za tymi, którzy „kiedyś istnieli, pozostali jak duchy bez twarzy, spoczywające w olbrzymim kurhanie Zagłady”.

To również opowieść o samej Yael Neeman, która przyznaje, że zawsze przerażało ją spotykanie obcych ludzi, zadawanie pytań („Czułam się sparaliżowana już na etapie pierwszego telefonu. Jak mogę zadzwonić do obcej osoby?”). Jednak przekracza samą siebie i rozmawia. Któregoś razu jakaś kobieta mówi do niej: „Zostaw tę całą Pazit, to ci nie służy”. Autorka reaguje: „Ale miałam ją w sobie. Nie tak, jak kiedy ktoś mówi owszem, możesz przyjść, ale bez psa. Nie mogłam wybrać”. Dlaczego wybrała właśnie tę osobę? Yael Neeman sama tego do końca nie rozumie, ale ma w sobie potrzebę „opowiadania o prawdziwych ludziach pod prawdziwymi imionami, z prawdziwymi uczynkami, o miejscach, z których się wzięli. O wyjątkowej grupie otaczającej Pazit”.

Holon i Kraków, Polacy ratujący żydowskich rodaków i ich mordujący; Mifde i Syberia, budowanie wymarzonej ojczyzny, rasizm wobec Arabów i antysemityzm; rozczarowanie Polską i tęsknota za nią, Stalin i Tuwim, Tel Aviv i Kielce; Bernhard i Primo Levi… W tym wszystkim Pazit, symbol zarazem kogoś zwyczajnego i niezwyczajnego. Czyli wielu z nas.

Będąc asystentką na uniwersytecie, pracowałam w archiwach i poznałam uczucie początkowej paniki, które człowieka wtedy ogarnia. Obojętne milczenie zakurzonych, pożółkłych stronic, teczek i skoroszytów, nieżywiących najmniejszej sympatii do tego, kto do nich przychodzi. Nienawiść do tego, że musimy tam się znajdować, pogrzebać się za życia między bezbarwnymi stronicami przysłaniającymi sedno rzeczy. Desperacja, że zostaliśmy tam zmumifikowani bez sensu i bez powodu. Jednak po pewnym czasie, trudno powiedzieć dokładnie, kiedy i jak, coś się z tego wszystkiego zaczyna wyłaniać. Nagle przeglądanie martwych papierów nabiera sensu. Stronice przemawiają.

Rafał Kowalski © 2023

Yeal Neeman, Była sobie kiedyś, (tłumaczyła Magdalena Sommer, Wydawnictwo Próby, Warszawa 2023, s. 264