Johann Sebastian Bach, St. Matthew Passion
Bach Collegium Japan, Masaaki Suzuki

Bis Records, 2 CD, 163’ 14”

plyta miesiaca new  rm red star  rm red star  rm red star  rm red star  rm red star plyta miesiaca new

W interpretacjach pasji szukam odpowiedniego poziomu retoryki, muzykalności, mądrości i refleksyjności, a jednocześnie prostoty i naturalności. To wszystko znajduję u Suzukiego. A jeśli jeszcze te cechy przemnożyć przez trzydziestoletnie doświadczenie Bachowskie Japończyków, to czegóż chcieć więcej?

Wielki Post A.D. 2020 muzycznie zdominowały nowe Bachowskie nagrania Philippa Herreweghe i Massakiego Suzuki. Herreweghe po dziewiętnastu latach powrócił z Pasją wg św. Jana ( tym razem wybierając wersję kanoniczną dzieła), a Suzuki – po dwóch dekadach – z Pasją Mateuszową.

Warto zauważyć, że do ponownego wydania obaj wybrali te kompozycje, które w powszechnej opinii nie uchodzą za referencyjne w ich dorobku. Czyżby więc Herreweghe i Suzuki postanowili naprawić „błędy młodości”? O taką próżność ich nie podejrzewam, a przynajmniej żaden z nich oficjalnie o tym nie wspomina. Przeciwnie, Suzuki mówi wprost, że nie przyświecała mu żadna nowatorska koncepcja, a to jak brzmi nowe nagranie jest konsekwencją doświadczenia jakie on i jego zespół zdobyli przez wszystkie lata istnienia. Bach Collegium Japan (BCJ) kończy w tym roku 30 lat.

30 lat Bachowskiej podróży

„Bach jest w centrum mojego życia od momentu, kiedy zacząłem grać na organach i jest punktem odniesienia, z którego patrzę na innych kompozytorów i ich oceniam” – powiedział w jednym z wywiadów Masaaki Suzuki. Miłość do muzyki lipskiego kantora zaowocowała monumentalnymi projektami wydania przez Bach Collegium Japan wszystkich dział Bacha. Za nimi komplet kantat kościelnych i świeckich, obie pasje i koncerty instrumentalne. Teraz Suzuki zaczął pracę nad utworami organowymi, i jak wszystkie poprzednie nagrania również i te wzbudzają zachwyt.

Pasja Mateuszowa sprzed dwóch dekad – chociaż chwalona – nie uzyskała statusu nagrania w pełni doskonałego, tak jak stało się to udziałem wcześniej zrealizowanej Pasji wg. Jana. BCJ tradycyjnie chwalono za intensywność i głębie brzmienia orkiestry i chóru oraz dość wolne tempo wykonania, które miało wzmocnić dramaturgię Męki Chrystusa. Miało – ale nie wzmocniło, a przynajmniej nie w takim stopniu jak zrobił to Herreweghe w swojej wersji. Podkreślano też urodę głosu solistów (szczególnie kontratenora Robina Blaze’a) i emocjonalność Petera Kooy’a w roli Jezusa. Za słabsze ogniwo uznano sopranistkę Nancy Argentę. Jej gorsza dyspozycja była zaskakująca, ponieważ Kanadyjka wcześniej przyzwyczaiła słuchaczy do najwyższych standardów wokalnych, czego dowodem jest choćby nagranie kantaty Ich habe genung, dokonane z zespołem Moniki Huggett.

Historia uobecniona

W ciągu minionych lat Suzuki dość poważnie zrewidował swoje podejście do Pasji Mateuszowej. Zauważalne jest skondensowanie narracji. Poprzednio japoński dyrygent potrzebował na wykonanie działa 166 minut, teraz czterech minut mniej. Jednak to nie przyspieszenie temp niektórych części (a przynajmniej nie wyłącznie) sprawiło, że Suzuki stworzył bardziej zwartą opowieść. Dbałość o nadanie retorycznego napięcia wszystkim częściom (proszę posłuchać jak dyrygent poprowadził chorały) zaowocowało uzyskaniem spójności zarówno w skali makro (wewnątrz poszczególnych scen dramatu – Exordium, Actus Hortus, Actus Pontifices, Actus Pilatus, Actus Crux, Actus Sepulchrum) jak i mikro – w powtarzających się w każdej scenie trójdzielnych mikrostrukturach (biblijna narracja, komentarz do opowieści, osobista refleksja np. w postaci arii). W efekcie, końcowe sceny Męki, które w jakiś sposób straciły napięcie w wydaniu z 1999 roku, tu są bardziej przejmujące. Ważne jest i to, że utrzymanie tempa narracji odbyło się bez utraty pierwiastka duchowości. Suzuki w ten sposób zbliżył się do homiletycznego charakteru pierwszych wykonań pasji , co – jak wiadomo – wynikało z tradycji luterańskiego kościoła, którym Bach był absolutnie wierny.

Orkiestra i chór poprowadzone zostały z wielką intuicją dramaturgiczną. Świetnie brzmiący Bach Collegium Japan z wielkim zaangażowaniem skierował się w stronę teatralizacji wydarzeń pasyjnych. Szczególnie słychać to w chwilach największego zagęszczenia napięcia. Consort osiąga przy tym równowagę między scenami o potężnym ładunku emocjonalnym a momentami, w których dramat rozgrywa się w zaciszu duszy Chrystusa i opłakujących jego śmierć Chrześcijan.

Nowe brzmienie basso continuo

Tym, co najbardziej wyróżnia omawiane nagranie jest realizacja basso continuo. Suzuki uznał, że organy, których Bach używał w swoich dziełach oratoryjno-kantatowych, najczęściej byłyby dużymi instrumentami kościelnymi. Rzadko kiedy korzystał z pozytywów (małych organów), tak jak to dzieje się we współczesnych wykonaniach muzyki barokowej. W przypadku Pasji według św. Mateusza – twierdzi Suzuki – duże organy wchodziły przynajmniej w skład pierwszej orkiestry, podczas gdy druga używała pozytywu albo klawesynu.

Dla potrzeb nagrania Masaaki Suzuki zamówił u budowniczego organów, Marka Garniera, instrument spełniający szereg karkołomnych wręcz wymagań, które miały go zbliżyć do brzmienia instrumentu Johanna Sebastiana Bacha. Ponadto nowe organy musiały być mobilne, odporne na zmiany temperatury i możliwe do nastrojenia dla różnej wysokości dźwięku „a”.

Tym sposobem otrzymaliśmy akompaniament continuo o bogatej i głębokiej barwie. To rozwiązanie zapewne znajdzie tyle samo zwolenników co przeciwników, ale w mojej opinii w jakimś sensie „ociepla” wizerunek pasji. Taki dźwięk jest nam bliższy, bardziej naturalny i znajomy.

Logika obsady solistycznej

Homiletyka zdecydowała o charakterze interpretacji Suzukiego. Zagęszczenie tempa narracji i dbałość o detale wykonania stanowią dwa wymiary rzeczywistości uobecnionej w historii paschalnej. Niebagatelną rolę odegrali tu soliści. Decyzja Suzukiego powierzenia roli Ewangelisty debiutującemu i młodemu śpiewakowi, Benjaminowi Brunsowi, była dość ryzykowna. To najważniejsza postać w dramacie. Mój dystans do Brunsa brał się z obawy, że brak doświadczenia przeszkodzi mu w zbalansowaniu komponentu dramaturgicznego i refleksyjnego. Początkowe wątpliwości rozwiały się ostatecznie, a jego widzenie tej roli przekonało mnie. Bruns nie jest jedynie narratorem, skutecznie buduje napięcie od spokoju pierwszych scen do pełnych emocji scen sądu i śmierci Chrystusa. Szczególnie dobrze wypadły wspólne fragmenty śpiewane przez Brunsa i Christiana Immlera, odtwarzającego partię Jezusa. Trzeba przyznać, że spokojny Immler nie osiągnął porywającego poziomu Petera Kooy’a ze starszej wersji, ale wyśpiewana przez niego opowieść wciąga. Immler – podobnie jak Bruns – nie „opowiada”, on „uobecnia” emocje targające Chrystusem. Przedstawia je w całym symbolicznym skomplikowaniu i zarazem czyni to z głębia dramaturgicznej prostoty.

Dwójce najważniejszych postaci Męki towarzyszą soliści, z których żaden nie zawodzi. Prawie żaden. Najmniej spodobał mi się bas, Toru Kaku. Japończykowi chwilami brakuje „dołu”, co wyraźnie słuchać a arii Gerne will ich mich bequemen. Nie specjalnie wypadł też w powierzonych mu rolach Piłata i arcykapłanów.

Za to Carolyn Sampson, Damien Guillon i Clint van der Linde wydobyli z powierzonych im partii maksimum emocjonalnych i ekspresyjnych treści. Przydało to wykonaniu nie tyle teatralności, co właśnie „homiletyczności” i stało się kolejną płaszczyzną, na której Suzuki „uobecnił” swoją opowieść. Najsłynniejsze arie z Pasji Mateuszowej Buss und Reu, Erbarme dich, Aus Liebie will mein Heiland sterben, śpiewane kolejno przez Guillona, van der Lindego i Samspon – otrzymały tutaj szczególną siłę wyrazu. Szczerość i zaangażowanie trójki śpiewaków ujmuje, a technika wokalna porywa.

Suzuki dokonał obsady solistycznej z ogromnym pietyzmem. Wiedział czego chciał, rozdzielając partie solowe poszczególnych głosów między dwóch śpiewaków. Logikę tego zabiegu doskonale obrazuje powierzenie arii altowych Buss und Reu Guillonowi, a Erbarme dich van der Lindemu. Słyszałem jakiś czas temu jak Guillon zaśpiewał Erbarme dich u Philippe’a Herreweghe. Wypadł bardzo dobrze, ale to właśnie interpretacja van der Lindego ma szansę stać się ponadczasową. Podobnie rzecz się ma z Buss und Reu, którą to Guillon obdarzył wyjątkową sugestywnością.

Czy jest to lepsze nagranie BCJ niż poprzednie? Wartościowanie, choć nieuniknione, chyba nie ma większego sensu. Z pewnością jest ono inne. W interpretacjach pasji szukam odpowiedniego poziomu retoryki, muzykalności, mądrości i refleksyjności, a jednocześnie prostoty i naturalności. To wszystko znajduję u Suzukiego. A jeśli jeszcze te cechy przemnożyć przez trzydziestoletnie doświadczenie Bachowskie Japończyków, to czegóż chcieć więcej?