Dzieci dostają od rodziców średnio około 50 zł. miesięcznie, młodzież 100 zł. Ich rówieśnicy z Europy Zachodniej otrzymują znacznie więcej. Kieszonkowe młodego Brytyjczyka wynosi w przeliczeniu średnio 400 zł., Szweda – 350 zł., a Francuza i Niemca – około 250 zł. Polskiej młodzieży nie wystarcza takie kieszonkowe. Dlatego dorabiają. I to całkiem nieźle.
Czterdzieści lat temu dzieciaki zarabiały pieniądze w sposób niewyobrażalny dla dzisiejszych rodziców. Mieszkałem na wsi, więc kultura agrarna wydatnie mi w tym pomagała. Hodowałem króliki. Całymi dniami łaziłem po łąkach, zbierając mlecz i koniczynę. Co jakiś czas sprzedawałem zwierzęta na skupie. To były niezłe pieniądze jak dla chłopaka żyjącego w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku.
Innym sposobem było zbieranie butelek. Biegaliśmy z workami albo taczkami po parku, pobliskim lasku albo penetrowaliśmy rowy – innymi słowy zaglądaliśmy wszędzie tam, gdzie swoje gawry mieli panowie lubiący wprowadzać do swoich przewodów pokarmowych czarodziejskie eliksiry. Wtedy można było sprzedać każdą butelkę, wszystkie były zwrotne. W plastikowych woreczkach, przebijanych słomką, sprzedawano jedynie lemoniadę. Nie zawsze kupowaliśmy ją, aby się napić. Często służyła jako granat w wojnie na lemoniadę. Po takiej bitwie wracaliśmy do domów nie tylko mokrzy, ale i lepiący się od cukru.
Moje dzieci opowiadały mi, że w ich czasach dobrym sposobem na zarobienie pieniędzy był handel kartkami z kościoła. Byli tacy, którzy po kartkę stawali w kolejce kilka razy albo obskakiwali kilka niedzielnych mszy. Cena jednej kartki wynosiła 5 złotych. Standardem w tamtych czasach było też roznoszenie ulotek i malowanie buziek dzieciom w zamian za bilety do kina.
Dziś biznes dziecięcy przeniósł się do internetu. Nastolatki „dilują”, sprzedają ciuchy lub uprawiają prostytucję. Chcą zarabiać pieniądze, nawet nielegalne.
Najczęstszym pomysłem jest jednak sprzedawanie postaci z gier internetowych. Gracz tworzy w grze własną, dobrze wyposażoną, na wysoki poziomie zaawansowania. Ci, którym nie chce się przebijać przez początkowe etapy gry, mogą kupić gotowego bohatera. Im dalszy etap i lepsze wyposażenie – tym wyższa cena. Nawet tysiąc złotych.
Swego czasu głośno było o nastolatku, który grał w grę przez dwa lata po kilkanaście godzin dziennie. Repetował nawet przez to klasę. W końcu matka wyłączyła mu w czasie gry komputer. Rzucił w nią krzesłem, o mało nie pozbawiając życia. Gwałtowne przerwanie gry oznaczało śmierć bohatera, wartego kilka tysięcy złotych.
Handel postaciami z gier (skinami, bootami) od kilku lat jest dla wielu nastolatków źródłem stałych dochodów. Pewien 16-latek przeprowadził około 300 transakcji sprzedaży postaci. Każda warta 100-200 złotych. Handel na aukcjach internetowych to dla nastolatków najlepszy sposób zarabiania pieniędzy. Wielu ma statut supersprzedawcy, co oznacza, że przeprowadzili tysiące transakcji. To najczęściej nielegalne, ale prawo w sieci dość łatwo oszukać. Sprzedają co się da: używane telefony, tanie rzeczy z lombardów, a nawet swoje prezenty, które dostają od rodziców. Zdolniejsi biorą zlecenia z internetu i odrabiają za innych prace domowe. Za stronę zeszytową wypracowania biorą 10–20 zł. To samo wypracowanie trafia do wielu kupców. Można sporo zarobić na lenistwie kolegów. Szkoła życia.
Zdjęcia: Kamila Mądrzyńska / Agencja Gazeta