Poruszył mną wykład noblowski László Krasznahorkaia, laureata tegorocznej nagrody w dziedzinie literatury. Słowa Węgra są jak powolne otwieranie drzwi do przestrzeni, w której cisza ma większą wagę niż słowo. László Krasznahorkai chciał mówić o nadziei, ale jego pokłady nadziei definitywnie się wyczerpały, postanowił więc opowiedzieć o aniołach.
anioły, które milczą
Kiedyś były zwiastunami – skrzydła rozpięte jak łuki triumfalne, głosy jak światło rozpraszające mrok. W freskach renesansu ich obecność była obietnicą, że świat ma sens, że istnieje porządek, który chroni przed chaosem.
Dziś, w wizji Krasznahorkaia, anioły są inne. Bezskrzydłe. Milczące. Obecne jak cień, który nie daje schronienia, lecz wchłania światło. Nie przynoszą wieści, nie zwiastują zbawienia. Ich milczenie jest dramatem – nie pustką, lecz gęstą materią, w której zawieszone jest wszystko, co utraciliśmy. To milczenie, które nie oskarża, lecz współczuje; które nie mówi, bo wie, że nie mamy już języka, by je zrozumieć.
człowiek w marszu ku potędze
Krasznahorkai prowadzi nas przez historię człowieka – od pierwszego kamienia, który stał się narzędziem, po triumf technologii, od narodzin pisma po loty w kosmos. To opowieść o marszu ku potędze, który w swojej pysze zgubił coś zasadniczego: więź z pięknem, z prawdą, z tym, co nie poddaje się rachunkowi.
Dzisiejszy świat jest światem „tu i teraz”, światem bez długiej pamięci, w którym wartości rozpadają się jak szkło pod stopami, a sacrum wyparowuje w codziennym zgiełku. Człowiek, który chciał być panem wszystkiego, stał się więźniem własnej mocy – samotnym w tłumie, zagubionym w nadmiarze informacji, pozbawionym języka, by mówić o tym, co najważniejsze.
świat bez języka
Język – ten, który miał być mostem – stał się labiryntem. Słowa, które kiedyś były jak źródła, dziś są jak wyschnięte koryta rzek. Mówimy coraz więcej, rozumiemy coraz mniej. Cisza, która mogła być przestrzenią sensu, stała się pustką, której się boimy.
Krasznahorkai pyta: czy potrafimy jeszcze słuchać? Czy potrafimy zatrzymać się w biegu, by usłyszeć coś poza własnym echem? Milczące anioły nie są znakiem gniewu – są znakiem współczucia. Ich obecność jest jak lustro, w którym odbija się nasza bezradność.
ostatnie wezwanie
W finale odczytu pojawia się obraz drobnego zdarzenia: żebrak na berlińskim peronie, lata dziewięćdziesiąte. Niepozorna scena, a jednak w niej zawiera się dramat współczesności. Reakcja tłumu – szybka, bezwzględna, pełna gniewu – jest jak mechanizm, który nie zna wahania. Presja porządku, potrzeba eliminowania dysonansu, nawet jeśli oznacza to zdeptanie niewinności.
To mikrohistoria, która odsłania prawdę większą niż ona sama: skłonność do karania, do usprawnienia świata za wszelką cenę, nawet kosztem człowieczeństwa.
Esej Krasznahorkaia jest jak ciche ostrzeżenie, jak szept wśród wrzawy: świat, który milczy, może być światem bez aniołów – albo światem, w którym anioły są, lecz nie mówią, bo nie mamy już języka, by je usłyszeć. To wezwanie do zatrzymania się, do odzyskania wrażliwości, do przywrócenia ciszy jej pierwotnego znaczenia – nie jako pustki, lecz jako przestrzeni, w której rodzi się sens.
Robert Majewski © 2025

Wspaniały felieton na adwentową niedzielę.
Nie znam twórczości Laureata, więc może nie zrozumiałem szerszego kontekstu…
Dla mnie, to wymowne milczenie powinno być jednak oskarżeniem, a nie współczuciem !
Anioły nie są do niczego potrzebne, kiedy ludzie tworzący społeczeństwa zachowują się roztropnie. Jednakże, jak skonstatował swego czasu George Orwell – „Ludzie, którzy popierają niegodziwych nieudaczników, złodziei, zdrajców i oszustów, nie są wcale ich ofiarami. Są ich wspólnikami!”.
Dlatego być może się nie porozumiem się z szacownym Laureatem.
PolubieniePolubienie
Dziękuję!
PolubieniePolubienie