I’m a Stranger Here Myself: Wainwright Does Weill
Rufus Wainwright
Rock and Roll Credit Card 2025, TT: 75’00”

Rufus Wainwright jest artystą, który doskonale czuje się na styku muzyki klasycznej, teatralnej i popowej. Na swoim najnowszym albumie – „I’m a Stranger Here Myself: Wainwright Does Weill” wchodzi w muzyczną przestrzeń, która wydaje się wprost stworzona dla niego — świat Kurta Weilla., niemiecko – amerykańskiego kompozytora, autora słynnej „Opery za trzy grosze” do libretta niemniej słynnego Bertolta Brechta.

W jednym z wywiadów Rufus Wainwright mówi o głęboko osobistym wpływie Kurta Weilla na jego twórczość – „Weill od zawsze prześladuje moją wyobraźnię i kreatywność. Zrobiłem ten album, gdy miałem 50 lat. Kurt Weill zmarł w wieku 50 lat. Czuję się tak, jakbym przenosił jego ducha do następnej grupy wiekowej, której on nie był w stanie osiągnąć.”

Nagrany z Pacific Jazz Orchestra z Los Angeles album ma rozmach, jakiego Wainwright nie prezentował od lat. 40-osobowy skład prowadzi muzykę Weilla w kierunku pełnego, bigbandowego brzmienia, ale równocześnie pozwala Wainwrightowi na jego charakterystyczną, operową dramaturgię.

Chris Walden, dyrygent i aranżer, który prowadzi orkiestrę, tworzy bogatą warstwę muzyczną, ale nie przegadaną, są smaczne smyczki, klarowne instrumenty dęte, swingujące rytmy, a jednocześnie ciepło akustycznej przestrzeni, jakby cały album został nagrany w eleganckim klubie jazzowym sprzed stu lat.

Wainwright brzmi pewnie, swobodnie i głęboko — jak artysta, który od dawna chciał zaśpiewać te piosenki, ale dopiero teraz potrafi je udźwignąć.

Największą siłą tego albumu jest jego atmosfera. To muzyka, która nie udaje, że żyje w latach 20. lub 30. — ona raczej przywołuje ich duszę, filtrując ją przez współczesną wrażliwość artysty. Słychać tu i berliński kabaret, i amerykański jazz, i klasyczną operetkową strukturę — wszystko połączone w sposób naturalny dla artysty, który od lat po mistrzowsku miesza te gatunki. Niekiedy album brzmi jak ścieżka dźwiękowa do filmu w stylu noir, kiedy indziej jak wieczór w Café Carlyle – legendarnym kabarecie na Upper East Side w Nowym Jorku, znanym z występów wielu ikonicznych artystów — miejscu, gdzie projekt w dużej mierze się narodził.

Co ciekawe, niektóre z utworów zostały nagrane właśnie we wspomnianej już Café Carlyle, natomiast utwory w orkiestrowych aranżacjach zostały nagrane na żywo w Theatre at Ace Hotel, w Los Angeles. W jednym z utwór Wainwrightowi akompaniuje holenderska The Metropole Orkest.

Album „I’m a Stranger Here Myself – Wainwright Does Weill” to coś znacznie więcej niż nostalgiczny hołd oddany innemu artyście. Rufus Wainwright przenosi muzykę Kurta Weilla do teraźniejszości. Jego krystalicznie brzmiący głos i teatralna wrażliwość, w połączeniu z rozległymi aranżacjami orkiestrowymi, tworzą nagranie, które jest zarówno pełne szacunku, jak i żywe. Wainwright nie próbuje kopiować estetyki niemieckiego kabaretu. Zachowuje teatralny cień muzyki Weilla, ale dodaje jej własnej melancholii i wrażliwości. Wprowadzając nowe życie w piosenki Weilla, Wainwright pokazuje, jak trwała i ciągle aktualna pozostaje ta muzyka.

Album „I’m a Stranger Here Myself – Wainwright Does Weill” Rufusa Wainwrighta polecam zdecydowanie.

Jacek Bulak © 2025

Albumu można posłuchać w serwisie Apple Music.