To Ziemowit Szczerek pobudził mnie do napisania tego felietonu, żyjemy bowiem w chwili, która zdecyduje. Tymczasem polscy politycy tańczą – jak zwykle – chocholi taniec. Czym się różnią od swoich poprzedników sprzed lat? Chyba tylko tym, że teraz mają „komórki” i Internet, z którego pożytek mają niewielki. Cała reszta bez zmian – Polska – jak zwykle – daje się rozgrywać przez Moskwę…

Są momenty w polityce, gdy człowiek przeciera oczy i zadaje sobie pytanie: czy to naprawdę dzieje się tu i teraz, czy ktoś nam puszcza kiepską komedię w TVP Historia? Weto prezydenta Karola Nawrockiego wobec ustawy przedłużającej pomoc dla uchodźców z Ukrainy to właśnie taki moment. Symboliczny policzek wymierzony ludziom, którzy uciekli przed wojną, a realnie – cios zadany Polsce samej sobie. Bo przecież nie chodzi tylko o kilka miliardów złotych czy o 800+ dla matek wychowujących dzieci, podczas gdy ich mężowie giną w okopach. Chodzi o coś znacznie większego: o to, czy Polska chce być państwem poważnym i strategicznym, czy zaścianekiem, który sam podcina gałąź, na której siedzi.

Ziemowit Szczerek nazwał rzecz po imieniu: największym i samobójczym wręcz kretyństwem jest wprowadzanie dziś wrogości między Polską a Ukrainą. I trudno znaleźć celniejsze słowa.

Bo spójrzmy na fakty. Polska i Ukraina mają wspólnego wroga: Rosję. Kreml marzy o tym, by między Warszawą a Kijowem wbijać kliny, podsycać konflikty, siać wzajemną nieufność. I my, zamiast budować sojusz, który naprawdę mógłby zagrozić imperialnym planom Putina, robimy wszystko, by Kreml miał używanie. Jak dzieci we mgle, jak klasyczni „pożyteczni idioci”.

Koalicja Obywatelska – mistrzowie półśrodków

Donald Tusk i jego Koalicja Obywatelska lubią powtarzać, że przywracają Polsce powagę, europejskość, stabilność. Tymczasem wysyłają w świat sygnał dokładnie odwrotny: Polacy już nie są tak solidarni jak w 2022 roku, Polacy mają dość Ukraińców, Polacy zamykają drzwi. To nie jest powaga – to jest polityczna schizofrenia.

Bo czy można być jednocześnie liderem w regionie, krajem, który ma ściągać inwestycje i gwarantować bezpieczeństwo wschodniej flanki NATO, a równocześnie wysyłać uchodźcom komunikat: radźcie sobie sami? To tak, jakby strażak chwalił się, że ugasił pożar sąsiadowi, ale gdy ten wraca po szklankę wody, trzaska mu drzwiami przed nosem.

Balonik dumy przekłuty rękami prezydenta Nawrockiego

Michał Szułdrzyński w „Rzeczpospolitej” trafnie pisał o „baloniku narodowej dumy”. Przez chwilę – tak, to były te piękne miesiące 2022 roku – Polska świeciła przykładem. Świat mówił o nas dobrze. Pokazywano zdjęcia ludzi witających uchodźców na dworcach, Polacy byli bohaterami CNN, BBC i „New York Timesa”. Byliśmy państwem, które nie tylko mówi o wartościach, ale je realizuje.

I co? I zrobiliśmy wszystko, by ten balonik przekłuć. A właściwie zrobił to nasz nowo wybrany prezydent Karol Nawrocki. Już nie jesteśmy bohaterami, tylko marudami. Już nie przyjaciółmi Ukraińców, tylko podejrzliwymi sąsiadami, którzy liczą grosze i wypominają cudzoziemcom każdy chleb zjedzony w Biedronce. Kreml klaszcze.

Korzyści wyrzucane na śmietnik

Najbardziej absurdalne w tej całej farsie jest to, że nawet w logice czystego interesu Polska powinna trzymać się Ukrainy jak brzytwy. Ukraińcy to dla nas rynek, partner gospodarczy, źródło siły roboczej. To także mur ochronny przed rosyjską agresją. Ich armia – dziś bardziej doświadczona i innowacyjna niż niejedna zachodnia – mogłaby być dla nas najlepszą szkołą nowoczesnej wojny. A my? My wolimy ich traktować jak problem socjalny, jak ciężar, jak „kłopotliwych gości”.

Tak wygląda krótkowzroczność w najczystszej postaci. Wyrzucamy w błoto potencjalnie najsilniejszy sojusz w regionie. Polska mogłaby profitować na inwestycjach w Ukrainie, uczyć się od niej, wzajemnie budować potęgę. Ale nie – wolimy wyciągać historyczne krzywdy jak zakurzoną makatkę i straszyć Ukraińcami jak babcia straszyła Cyganem w PRL-u.

Nie bądźmy idiotami

Nie ma dziś większego idiotyzmu niż podgrzewanie wrogości polsko-ukraińskiej. I nie ma bardziej żałosnego widoku niż polski rząd i polski prezydent, którzy własnymi rękami – dla słupków sondażowych – rozgrywają scenariusz napisany na Kremlu. To naprawdę jest sytuacja „win-win” dla Putina: Polska się obraża, Ukraina czuje się zdradzona, Zachód patrzy ze zdumieniem i notuje w kajeciku: „kolejny kraj Europy Środkowej, na którym nie można polegać”.

Tusk i Nawrocki powinni wziąć sobie do serca słowa Szczereka: nie bądźmy idiotami. Problem w tym, że polityka w Polsce ma tendencję do wynoszenia idiotów na piedestał. I jeśli teraz nie odwrócimy kursu, za kilka lat obudzimy się w świecie, w którym Ukraina będzie szukać przyjaciół gdzie indziej, a Polska zostanie sama – z wielkim ego i małym znaczeniem. To już się dzieje!

Bratanki albo nic

Węgrzy przez stulecia trzymali się z nami blisko, mimo że niewiele nas łączyło poza polityką. Dlaczego? Bo wiedzieli, że to się opłaca. Dziś Ukraina mogłaby być dla nas tym samym – bratankiem „od szabli i od szklanki”. A my marnujemy tę szansę jak skończeni idioci.

Historia nie będzie dla nas łaskawa. Ani dla tych, którzy zamiast budować sojusze, wolą grać w małe gierki wyborcze. Ani dla tych, którzy mając w ręku klucz do regionalnej potęgi, wyrzucili go do śmietnika, bo bali się kilku krzykaczy w komentarzach na Facebooku.

Polska stoi dziś przed wyborem: albo wspólna siła z Ukrainą, albo samotna słabość. To nie jest wybór trudny. To jest wybór banalny. Trzeba tylko przestać być idiotą.

Robert Majewski © 2025