Jeszcze nie tak dawno polityka, mimo swych licznych wad, dawała choćby iluzję stabilności. Demokratyczny świat funkcjonował według przewidywalnych reguł, opartych na rutynie wyborczej, instytucjach państwowych i kompromisach. Politycy, choć różnili się programami, grali według tych samych zasad. Dziś wszystko się zmienia – epoka przewidywalnych liderów odchodzi do lamusa, a na pierwszy plan wysuwają się postaci, które jeszcze dekadę temu uznano by za ekscentryków, populistów lub wręcz politycznych chuliganów.
Z jednej strony mamy do czynienia z kryzysem tradycyjnych partii politycznych. Wieloletni establishment, który rządził kolejnymi krajami, zdaje się tracić kontakt ze społeczeństwem, co prowadzi do utraty zaufania wyborców. W miejsce polityków, którzy pielęgnowali polityczne konwenanse i dbali o instytucjonalne procedury, pojawiają się przywódcy gotowi burzyć dotychczasowe normy. Krzykliwi, agresywni, odrzucający kompromisy – to nowa rzeczywistość, w której racjonalna debata schodzi na dalszy plan, ustępując miejsca emocjom i skrajnym poglądom.
Nie sposób nie zauważyć wpływu mediów społecznościowych. To one w dużej mierze przyczyniły się do kreowania polityków-celebrytów, którzy zamiast długofalowych programów politycznych oferują proste hasła i efektowne wystąpienia. Społeczeństwo przyzwyczajone do szybkiej konsumpcji informacji łatwo ulega narracjom, które bazują na radykalnych obietnicach i kontrowersjach. Tradycyjna polityka – nudna, oparta na kompromisach i wieloletnich planach – staje się nieatrakcyjna. Ludzie chcą spektaklu, a politycy chętnie im go dostarczają.
W konsekwencji, coraz częściej mamy do czynienia z liderami, którzy zmieniają swoje poglądy w zależności od aktualnych nastrojów społecznych. Liczy się nie tyle konsekwencja czy realizacja długoterminowej wizji, ile szybkie reagowanie na trendy i dostarczanie wyborcom tego, czego akurat pragną usłyszeć. W demokracjach zachodnich coraz trudniej znaleźć polityków, którzy są przewidywalni i stabilni – takich, których można by określić mianem „mężów stanu”.
Czy to koniec demokracji, jaką znamy? Niekoniecznie, ale niewątpliwie jesteśmy świadkami jej głębokiej transformacji. Jeśli tradycyjne siły polityczne nie odnajdą się w tej nowej rzeczywistości, miejsce polityki opartej na wartościach i dialogu zajmie polityka hałaśliwa, impulsywna i nieobliczalna. I wtedy dopiero przyjdzie nam zatęsknić za czasami przewidywalnych polityków.
Robert Majewski © 2025
Grafika: AI
