Ludzie jak po sumie z kościoła wyszli to poszli i porozbierali ich z ubrań, z butów. I nagie leżały. To ludzie poustawiali ich po dwoje, po troje. Jeden o drugiego opierał się, bo pojedynczo by nie ustał, nawet zamarznięty. Jak zabite, to leżały, a poustawiane to stały, jak posągi jakieś. Nagie, białe, no figury, posągi takie, tylko że na śniegu. /// Napisałam o tym w reportażu i schowałam notatki, nie wiem po co. Może, żeby je znaleźć po trzydziestu pięciu latach. (…) Może każde pokolenie powinno oczami wyobraźni ujrzeć ten obraz. Ten pejzaż zimowy z białymi posągami na białym śniegu.
Hanna Krall w swojej najnowszej książce (wydanej przez Wydawnictwo a5) wzrusza się, odczuwa strach, rzuca słuchawką ze złością. Można zażartować, że chce udowodnić, że bogini reportażu jest jednak człowiekiem. Co nie zmienia faktu, że lapidarne zdania jej autorstwa, odarte z niepotrzebności, sednem przekazu lśnią jak diamenty na dnie popiołu.
To zbiór… Esejów? Reportaży? Przemyśleń? Fragmentów notatek z różnych okresów życia? Wszystkiego tego. Niektóre są mocno krótkie, jak „Telefon” złożony z siedmiu zdań. Pierwsze: „Przecież miał ujemny test, to dlaczego telefon”; piąte: „I dlaczego pani doktor zaczyna zdanie od no właśnie”; siódme: „Czy pani doktor nie zna żadnych innych początków zdań?”… Czasem nie trzeba więcej do pobudzenia czytelniczej wyobraźni.
Teksty te wydają się precyzyjnie dosłowne bez dosłowności. Kiedy bowiem Pani Hanna pisze o wybitnym polskim poecie, nie pada jego imię i nazwisko. Bardziej istotne jest to, że wzruszająco napisze on o swojej marce, jej odchodzeniu, ale o matce Stefanii, nie o matce Sarze. W tekście „Kosztele”, opartym na korespondencji Autorki z pasjonatem narodowych odmian jabłoni, mogłaby nie padać nazwa miasta, żadne imiona – najważniejsze są jabłka przychodzące ze świata, którego nie ma. Jak nie ma już Czerniowców, o których więcej niż encyklopedia mówi krótka wymiana zdań dwóch rozmówców („Księgarń było więcej niż kawiarni. Woźnice spierali się o Spinozę, a Rosa Ausländer o czarnym mleku wiersze pisała”).
Ważne daty, powszechnie znani ludzie, rozmaite słowniki… Hanna Krall tworzy jakby własne definicje kluczowych słów dotyczących człowieczeństwa. Istota Pamięci to u niej precyzja, że piekarz Fajnzylber z Lublina nie przyjmował czulentu, lecz kugel. Z wykrzyknikiem („Pamięć erudycyjna – uwięziona w listach, archiwach, w bibliotekach i dokumentach. I pamięć w synapsach, w ludziach – ta najcenniejsza”). Istotą Rozmowy może być Amanda, która ukończyła Sorbonę – lecz woli bardziej pracować w sklepie z lekarstwami, zabawkami i kosmetykami od konserwowania starodruków, a nawet malowania. Bo w sklepie tym dużo ludzi przychodzi i opowiada…Istota Strachu to na przykład aktor na planie filmowym zbyt długo leżący pod drutami. A istotą Tradycji może być babcia, która walczyła z przemocą w podbitej Polsce, jej córka walcząca z przemocą w więzieniach świata, i córka tej córki broniąca plemienia Acholi w Ugandzie.
Teksty w tej książce dotyczą na przykład II wojny światowej, Polski lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku („Członkowie Klubu Robotników Piszących tak jakby podobni do siebie”) i wydarzeń współczesnych, jak wydarzenia na granicy polsko-białoruskiej i wojna w Ukrainie. Niezależnie od miejsca i czasu nie rozstrzygają, czy jest przypadek, czy go nie ma… Czy w życiu więcej jest bezsensu niż sensu… Czy są duchy, czy jednak nie… Czy większą wartość ma rozpacz publiczna, czy jednak w samotności… Hanna Krall pisze, że rozumie osobę, która nie lubi rozumieć. Myślę jednak, że czytając jej teksty napisane tak, jak tylko ona potrafi je tworzyć, można dowiedzieć się trochę więcej o człowieku. Trochę, a to naprawdę dużo.
Spadł pierwszy śnieg. W Gazie spadły bomby na szpital. Napoleonka jeszcze nigdy mnie nie zawiodła, powiedział poeta Piotr S. Jeszcze jest szansa w barażach. (…) Życie.
Rafał Kowalski © 2024
Hanna Krall, Jedenaście, Wydawnictwo a5, Kraków 2024, ss. 164
